Niemal
zawsze po obejrzeniu jakiegoś rewelacyjnego widowiska telewizyjnego czy
kinowego, nabieram wielkiej ochoty, aby móc poznać daną historię spisaną w
formie książki i przekonać się, co wypadnie lepiej: litery, a może obrazy? „Sekretny
dziennik Laury Palmer” stanowił przez długie lata jedyną na naszym rynku
papierową pozycję w ramach uniwersum Twin Peaks. Nie pozostało mi nic innego,
jak zapoznać się z treścią przygotowaną przez Jennifer Lynch, prywatnie córkę (wielkiego!)
Davida Lyncha.
Jest
to obraz upadku dziewczyny, a właściwie jeszcze dziecka. Mamy do
czynienia bardziej z szorstką i smutną prozą życia, a nie z enigmatycznymi metaforami albo
horrorem. Ja akurat spodziewałem się nieco innych proporcji, co nie znaczy, że wielce
się zawiodłem. Pojawiają się na kartach książki fragmenty o rysie filozoficznym;
do zapamiętania i cytowania - tak jakby nagle narratorka patrzyła na życie pod kątem,
jakiego żadne z nas nie doświadczyło. Jest to jednocześnie unikalne i trywialne
spojrzenie. Duży plus za pojawiające się co pewien czas elementy poetyckie.
Zyskały moje uznanie; znowuż dzięki mieszance piękna, dojrzałości, a zarazem
dziecięcej prostoty.
Jednak zanim przeczytałem „Sekretny dziennik Laury
Palmer”, obejrzałem cały serial „Miasteczko Twin Peaks”, a następnie film „Miasteczko
Twin Peaks. Ogniu krocz za mną”, który okazał się pomocny przy wizualizacji
niektórych scen z książki. Z perspektywy czasu, myślę, że to nie najgorsza
kolejność, choć wiem już, że istnieje lepsza: 1. Serial (koniecznie!) 2.
Książka 3. Film. Sądzę, że zabieranie się za samą piśmienną wersję – bez
znajomości serialu – nie jest ani złe ani dobre, choć z pewnością nie zagwarantuje
pełni wrażeń i nie zapewni pełnego komfortu lektury, z tego prostego względu,
że bohaterów opisuje się mniej więcej do połowy książki (kim są, co robią), a
potem pojawiają się już tylko imiona i nazwiska, i temu, kto „tylko” czyta nie
wyjaśni to na pewno istoty rzeczy.
Obrana konwencja – dziennik – determinuje zarówno napotkaną treść, jak i (ograniczony) zakres ruchów fabularnych. Jak można się domyślić, widzimy i słyszymy wszystko to, co zarejestruje tytułowa Laura. Poznajemy ją, gdy ma 12 lat i towarzyszymy w dobrych i złych momentach, w dzień i w nocy. Co do innych postaci dziennika, możemy polegać wyłącznie na relacjach i subiektywnych odczuciach dziewczyny spisanych w formie osobistych notatek. Jennifer Lynch przyjęła perspektywę jednostkową, w dodatku dziewczęco-kobiecą. Wiele wątków (związanych z fabułą serialu), zwłaszcza w drugiej połowie książki, zostało mocno spłyconych – jakby tylko napomknięto o nich, czasem jednym zdaniem, i zostawiono. Czy zatem książka rzuca nowe światło na niewyjaśnione kwestie z serialu, czy dostarcza choć część odpowiedzi na nurtujące pytania? Nie wydaje mi się… może poza paroma szczegółami bez większego znaczenia.
Obrana konwencja – dziennik – determinuje zarówno napotkaną treść, jak i (ograniczony) zakres ruchów fabularnych. Jak można się domyślić, widzimy i słyszymy wszystko to, co zarejestruje tytułowa Laura. Poznajemy ją, gdy ma 12 lat i towarzyszymy w dobrych i złych momentach, w dzień i w nocy. Co do innych postaci dziennika, możemy polegać wyłącznie na relacjach i subiektywnych odczuciach dziewczyny spisanych w formie osobistych notatek. Jennifer Lynch przyjęła perspektywę jednostkową, w dodatku dziewczęco-kobiecą. Wiele wątków (związanych z fabułą serialu), zwłaszcza w drugiej połowie książki, zostało mocno spłyconych – jakby tylko napomknięto o nich, czasem jednym zdaniem, i zostawiono. Czy zatem książka rzuca nowe światło na niewyjaśnione kwestie z serialu, czy dostarcza choć część odpowiedzi na nurtujące pytania? Nie wydaje mi się… może poza paroma szczegółami bez większego znaczenia.
Jak podano z tyłu okładki, książka „zawiera ważne szczegóły dotyczące zabójcy Laury. Dla mieszkańców Twin Peaks jest ona początkiem tajemniczej historii, która stanie się dla nich koszmarem…”
![]() |
* Laura Palmer |