* |
John
Weston, ojciec Wayne’a i dziadek Betsy, nie wierzy w to, że jego syn najpierw
zabił żonę i córkę, a potem sam odebrał sobie życie. Policja obstaje przy
takiej wersji, a starszy pan za wszelką cenę chce poznać prawdę. Mają mu w tym
pomóc dwaj prywatni detektywi, cena nie gra roli. Zagłębiając się w tę sprawę
coraz bardziej, nie sposób nie narazić się wpływowym i niebezpiecznym
ludziom, którzy za wszelką cenę będą bronić swoich interesów. Zaczyna się walka
o życie i prawdę.
„Ostatnie
do widzenia” to pierwsza książka Michaela Koryty w ogóle i pierwsza z trzech
części o dwójce prywatnych detektywów Perry-Pritchard. Napisał ją w wieku 22
lat! („Hymn smutku” – następna cześć serii - pojawia się 2 lata później).
„Lincoln
Perry to ja, a Joe Pritchard jest moim partnerem. W branży byliśmy zaledwie pół
roku, a już udało nam się narobić sporo długów”. Obaj to byli policjanci, z
bardzo różnym stażem. Perry, oprócz tego, że tropi ludzi, jest właścicielem
siłowni „Uliczka Potu”.
Najpierw
przeczytałem „Hymn smutku” (czyli zacząłem od 2. części) i dlatego postaram się
porównać obie książki. W debiucie intryga nie jest aż tak sprytnie zagmatwana,
jak w „Hymnie smutku” i nie trzyma do końca w tak dużej niepewności, za to mamy
więcej akcji, sensacji, a historia dzieje się w kilku różnych miejscach.
Pozornie dość szybko odkrywamy odpowiedzi na główne pytania, jednak czyhające
zagrożenie wcale nie maleje i będzie wisieć nad bohaterami do końca. Pozornie
wydaje nam się, że już wszystko wiemy, a reszta książki będzie nudna. Tak się
nie dzieje, akcja jest wartka, a poza tym na końcu autor przygotował dla nas
jeszcze jedną niespodziankę. Przetestuje nią nasze i bohaterów sumienie.
W
nocie od wydawcy dowiadujemy się, że czekają na nas „inteligentne, zwięzłe,
cięte dialogi przyprawione cierpkim humorem”. I tak rzeczywiście jest. Bardzo
polubiłem poczucie humoru autora a najśmieszniejsza scena to ta z AIDS w tle.
„-Gdzie jest Kinkaid?
-Siedzi naprzeciwko mnie.
-Gracie w szachy?”
Dowiemy
się również, dlaczego Lincoln Perry ma na imię Lincoln; poznamy jego bogate i
burzliwe losy; Koryta nie zapomni przybliżyć nam sylwetki drugiego z detektywów
– Pritcharda.
„Ostatnie
do widzenia” to ponadto wątki damsko- męskie; jak jedna relacja między
bohaterami przypadła mi do gustu (i to w obu częściach), tak druga już
niekoniecznie. Ale Koryta nie wdaje się w jakieś romanse i zręcznie wycofuje
się w odpowiednim momencie.
Może
nieco za wcześnie autor odkrywa przed nami główne karty. Może nie każdy czarny
charakter został dogłębnie zarysowany i przedstawiony (tak jak w 2. części).
Może trochę za mało suspensu i ciężkiego klimatu, a za dużo sensacji? Może po
prostu za dużo współczesności, skoro Koryta porównywany jest do Chandlera? To
tylko takie moje subiektywne odczucia. Na wszystkie zarzuty i wątpliwości co do
książki, Koryta mógłby odpowiedzieć krótko: „Miałem 22 lata, a to mój debiut”.
Nie trudno przewidzieć, kto by taką polemikę wygrał. Ale już trudno znaleźć,
kogoś, kto by spłodził w tym wieku takie rzeczy.
Co
do oceny książki, kwestia, czy przyznać „7” czy „8” jest tak naprawdę
drugorzędna. Ja zacząłem, niechronologicznie, od 2. części cyklu o prywatnych detektywach i tamta książka („Hymn
smutku”) zrobiła na mnie ogromne wrażenie, zawieszając od razu wysoko
poprzeczkę. Debiut Koryty przeczytałem jako drugą pozycję, stąd mam wątpliwości
co do konkretnej oceny. Gdybym czytał po kolei, pewnie przyznałbym bez wahania "8". Z
jednej strony „Hymn smutku” jest świetny i uważam, że robi lepsze wrażenie niż „Ostatnie
do widzenia”, ale z drugiej strony to debiut autora, i to w tak młodym wieku. Jestem przekonany, że wielu chciałoby zamienić się z Korytą miejscami: dostać
jego talent i otwarte wrota do wielkiej kariery. Przed Amerykaninem jeszcze wiele dobrego na ścieżce zawodowej. Już nawet Hollywood
zainteresowało się możliwością ekranizacji któregoś z jego dzieł.
W przypadku tego
tytułu liczy się fakt, że to bardzo dobry kryminał i świetny debiut zarazem.
Ocena:
7,5/10
*http://www.wydawnictwoamber.pl/kategorie/sensacja-kryminal/ostatnie-do-widzenia,p259
Może być ciekawie, chętnie sięgnę po książkę. :)
OdpowiedzUsuńBookendorfina