Pewnie każdy z Was bujał się choć raz
na huśtawce. Znacie to uczucie doskonale, prawda? Góra-dół, ziemia-niebo,
stojący obok rodzic-szybujący w powietrzu ptak... Takiej nieustannej, a przy
tym nieprzewidywalnej, zmiany perspektyw doświadcza się, czytając nowe
„Polowanie na kaczki” M. Kaźmierczaka. Młody autor proponuje nam błyskawiczne,
płynne - niczym w ruchu wahadłowym - przejścia pomiędzy dwoma światami, z tym
że nie ma tu mowy o stałej amplitudzie ruchów wahadła, o co z powodzeniem dba
pisarz przez całą tę historię. Odnalezienie się w wykreowanym środowisku to
zadanie tak karkołomne, jak kuszące, zarówno dla bohaterów minipowieści, jak i
samego czytelnika. Bo Kaźmierczak zadowalająco opanował umiejętność
przechodzenia między scenami z obu światów. Już
premierowy przeskok robi naprawdę duże wrażenie, a powstały dzięki temu efekt
pierwszeństwa trwa do końca.
Z jednej strony, minipowieść
przedstawia odizolowaną, kierującą się wewnętrznymi regułami, osobliwą i będącą
w zagrożeniu społeczność, zamieszkującą wioskę na polanie pośrodku lasu, a z
drugiej, śledzimy losy pewnej trzyosobowej rodziny, z tym że często nie
wiadomo, kiedy jest się w jednym miejscu, a kiedy w drugim.
„[...]
ich osada jest ostatnią kolebką pierwotnej zwierzęcej natury, a oni są jeszcze
dalszym efektem ewolucji, choć bardzo oddalonym od tych bestii ludzi, żyjących
za lasem, w wielkich miastach, z których przyjeżdżają do lasu, aby ich tępić
[...]”
Nie ma sensu wspominać o konkretnych
postaciach, gdyż ich imiona, kształty – wszystko to fluktuuje. Nie wiadomo do
końca, kim są bohaterowie, jak się nazywają. Kim są Myśliwi, a kim Dzieci Lasu?
[„Było to zwierzę, człowiek, czy może zdeformowane stworzenie zawieszone
pomiędzy tymi ewolucyjnymi końcami?”]
O co tu właściwie chodzi? „[...] dlaczego świat jest zniszczony,
dlaczego nie działa już tak jak dawniej?”
Przynajmniej w owych pytaniach nie
jesteśmy odosobnieni, ponieważ książkowi bohaterowie ciągle zadają sobie podobne,
bo nic tu nie trzyma się kupy, a wręcz przeciwnie – wszystko tylko rozpada się
i kruszy.
Bohaterowie nie są zdolni do odkrycia
najważniejszych prawd otaczającego ich świata, ponieważ nie posiadają
odpowiednich do tego narzędzi, są ułomni, niegodni zrozumienia. Wiadomo
jedynie, że doświadczają apokalipsy. Ponury, nieunikniony koniec ma być nowym
początkiem, Ziemia oczyszcza się z tego, co ludzkie. A może to nie nowy start,
tylko całkowite zniszczenie?
To jak połączenie „Wyspy doktora
Moreau” Wellsa, „Błękitnych soczewek” D. du Maurier z wyobraźnią D. Lyncha i
myślami Ligottiego, z tym że tu żadnego doktora nie ma, jest tylko Natura ze
swoją odnogą w postaci ewolucji. Wszystkie je łączy jedno – gorzka,
pejoratywna, niepozostawiająca złudzeń laurka co do zepsutej istoty
człowieczeństwa, jego dotychczasowych występków. Trudno uchwycić tę prozę, tę
wizję; jest bardzo niejednostajna, umyka nam, poruszając się osobliwym ruchem
wahadłowym; nie ma mowy o wygodnym umoszczeniu się bądź zapuszczeniu korzeni - towarzyszy
nam ta sama niepewność i niewiedza co naszym bohaterom – nie wiadomo, gdzie
jesteśmy, zawieszeni, zdaje się, między dwoma światami.
Natomiast całość zawiera się w trzech
obszarach: jest polana, las i miasto. Są też kopce w ziemi w ogromnej liczbie,
z czego część rozkopana, z pustką wewnątrz. Na tym kontinuum poruszamy się wzdłuż
i wszerz, do tyłu i do przodu. Może to celowo stworzona przez autora fasada,
może tylko sen bądź zapowiedź przerażająco smutnego, rychłego końca, albo
wszystkiego po trochu? A może to opowieść o zwykłej rodzinie jakich wiele na
tym łez padole? To właśnie ta niewiedza i zagubienie bohaterów udziela się w
pełni czytelnikowi.
Miało być nowe rozdanie, swoisty
detoks życia na Ziemi, ale nie będzie żadną tajemnicą, jeśli powiem, że w
procesie tym coś wyraźnie szwankuje, a efekty są mierne. Pytanie tylko,
dlaczego? Jedno, co wiadomo na pewno i od samego początku, to to, że koniec z
pewnością nastąpi, a wyjściem z sytuacji, symbolem nadziei pozostaje... śmierć.
„Świat się zawalił. Próbuje się
odrodzić, lecz to, co powstaje wokół nas, jest tylko namiastką czegoś, co chce
być normalne.”
Najlepsze i zarazem najgorsze, iż ów
surrealizm ciągnie się przez całą książkę, nawet w zakończeniu. Kaźmierczak w
swojej minipowieści już od początku zawiesił sobie wysoko poprzeczkę, stawiając
przed sobą ambitne zadanie wykreowania takiej właśnie formy owego dzieła. Można
nawet powiedzieć, że w swojej artystycznej tułaczce obrał jeden z trudniejszych
górskich szlaków i trzeba przyznać, że dzielnie walczył podczas wspinaczki na
szczyty satysfakcji, zarówno swojej, jak i czytelnika.
Mowa o bardzo młodym twórcy, dlatego
nie może dziwić fakt, iż jego styl jeszcze
w pełni nie rozkwitł, ale to przyjdzie z czasem, z kolejnym dziełem. To też
styl raczej powłóczysty, nie chodzi tylko o wtrącenia czy opisowy charakter
zdań, ale i o dobór długich wyrazów, w dodatku stojących licznie obok siebie -
ważne, aby następnym razem brać przy pokonywaniu jednego zdania mniej wdechów,
żeby autor szybciej przechodził do rzeczy. Te niedoskonałości widać zwłaszcza
na początku książki, gdy na owe słowa nachodzą wszystkie zagadki i niejasności
zawartych tu okoliczności, i to zapewne potęguje owe stylistyczne mankamenty.
Bo styl tutaj jest różny, fluktuuje: raz wymagający lekkiego szlifu bądź
nadania lekkości, a kiedy indziej płynny i pracujący na właściwych obrotach,
głównie w dalszej fazie dzieła. W dialogach zaś występuje spora dawka
nielogicznego bełkotu - jest go na tyle dużo, iż nie sposób przypuszczać, aby
nie był celowy. Warto z osądami poczekać do końca, który akurat w tym aspekcie
przynosi satysfakcjonującą odpowiedź.
Autor nie boi się też prezentować
kontrowersji choćby w epatowaniu nagością czy scenach samego seksu, a właściwie
brutalnego rozładowywania pierwotnych popędów. Tam też gromadzi się mocne,
dosadne i wreszcie wulgarne słownictwo, które zbyt często raziło mnie swoim
rynsztokowym charakterem, choć nie ulega wątpliwości, że
seksualność symbolizuje tu drzemiące w nas, domagające się natychmiastowego
zaspokojenia, pierwotne, zwierzęce instynkty.
Natomiast wizyjność i sugestywność
serwowanych scen stoi na bardzo wysokim poziomie. A specjalnością zakładu jest
tutaj nie tylko łamanie chronologii, ale przede wszystkim liczne zmiany
perspektyw narracji. To stąd bierze się m.in. stałe wodzenie czytelnika za nos,
mamienie go przez autora.
Z kart strumieniami wylewa się
pesymizm, kompletny brak otuchy. Kaźmierczak swoją książką snuje rozważania nad
naturą i kondycją człowieka, zmuszając przy tym do refleksji nad przyszłością
naszego gatunku oraz losów życia na Ziemi. Pozostawia też wiele pytań, ale
głównie w warstwie detali, w sferze wykończeń. Czytając „Polowanie na kaczki”,
być może dokopujemy się do ogólnych, gorzkich prawd, jednak mam wrażenie, że
zbytnio grzęźniemy w enigmatycznym szczególe.
Autor „Polowania na
kaczki” poświęca sporo uwagi nie tylko samym zwierzętom, ale też
posthumanizmowi, który zajmuje się zagadnieniem płynnego, ewolucyjnego
przejścia od obecnego kształtu człowieka do jego następnej formy, czyli tzw.
postczłowieka. Ciekawe jest to, że (wedle założeń) to my będziemy sterować
swoją ewolucją, która w dodatku nastąpi znacznie szybciej niż w rękach Natury.
Pytanie tylko, do
jakich efektów doprowadzą owe zmiany. Jak daleko od dzisiejszego Kowalskiego
upadnie zapowiadany następca?
Tak jak w realnym
świecie filozofowie czy naukowcy, patrząc rzecz jasna do góry, zastanawiają
się, co różni człowieka od myślącej maszyny, tak u Kaźmierczaka następuje
porównanie w dół, tj. co różni nas od zwierząt; gdzie leży granica
człowieczeństwa?
Autor, swoim
„Polowaniem na kaczki”, zadaje kłam idei posthumanizmu; no może nie zamyka
ostatecznie wrót nadziei, ale nie pozostawia też złudzeń. To bardziej mrzonka
niż rzeczywiste remedium, przynajmniej nie w formie, jaka występuje w książce. Miał być postczłowiek, a co wyszło?
Podsumowanie.
To wysoce spekulatywna, momentami
niejasna, ale nieustannie intrygująca proza. Kaźmierczak,
konsekwentnie kreśląc gęstą, przytłaczającą i pesymistyczną atmosferę
niedomówień, doprowadza czytelnika do finału, w którym nie dość, że jest twist,
to jeszcze z kilkoma warstwami. Bo jeśli autor mówi nam
wreszcie coś wprost, to dopiero na samym końcu. O ile momentami książka
może wydawać się zawiła, to już odczyt głównego przekazu nie powinien nastręczać
nikomu trudności, bo chyba o to w pierwszej kolejności chodzi, a że część
detali pozostanie tak samo mglista pod koniec, jak na początku – to już po
prostu taki urok dzieła.
To książka dla tych,
którzy szukają w literaturze silnie stymulujących bodźców. Dzięki „Polowaniu na
kaczki” odechce się Wam na długo seksu, a pojęcie „wypalonego człowieka”
nabierze zupełnie nowego, przerażającego wydźwięku.
Stoimy nad otwartym, spopielonym
grobem ludzkości, nad którym pierwotne instynkty tańczą z dosadnością i odrazą.
Ceremonii przewodzi ewolucja. A wokół mgła i kruszenie się dawnych całości.
Krzywo rosnące poroża niszczą dawny anatomiczny porządek, budzą wstręt,
prowadząc nie wiadomo dokąd.
Bo, jak pisze Zuzanna Sokołowska w
artykule Posthumanizm – nowa definicja
lęku?, „to po prostu życie w każdej jego formie powinno stanowić sedno i
refleksję wszelkich działań człowieka. Codzienność to niekończący się spektakl
życia i śmierci, powstawania i ginięcia.”
I tak właśnie prezentuje się „Polowanie na kaczki”. Zwłaszcza w ogóle!
Ocena: 7/10
PS. Maciej Kaźmierczak to nie tylko autor tekstu, ale również twórca okładki oraz dużych czarno-białych ilustracji wewnątrz. Okładkowa grafika sprawia wrażenie, jakby zaraz miała buchnąć na nas ta zaklęta w czasie zawierucha, jakby zaraz paść miał strzał... do kaczki, oczywiście.
Chętnie ujrzałbym tę historię w postaci wizualnej, na ekranie, choć pewnie sporo środków poszłoby na efekty specjalne oraz scenografię. Ale byłoby warto.
Chętnie ujrzałbym tę historię w postaci wizualnej, na ekranie, choć pewnie sporo środków poszłoby na efekty specjalne oraz scenografię. Ale byłoby warto.
Za możliwość przeczytania dziękuję Wydawnictwu Dom Horroru.
Brzmi intrygująco!
OdpowiedzUsuńTaka w rzeczy samej jest ta książka ; )
UsuńOj recenzja bardzo ciekawa , ale ksiażka chyba abrdzo oryginalna :-)
OdpowiedzUsuńMożna ją tak określic, rzeczywiście. A za miłe słowo dziękuję ;)
Usuńbrzmi bardzo ciekawie pozdrawiam
OdpowiedzUsuńNie jest to mój styl literacki, ale wiele osób może po nią sięgnąć, bo każdy z nas ma własny gust literacki. ;)
OdpowiedzUsuńhmmm chyba się skuszę:) zapisuje na moją listę "do przeczytania":)
OdpowiedzUsuńJeśli już zdecydujesz się na nią, jedno jest pewne - nie pozwoli Ci szybko o sobie zapomniec ;)
UsuńJuż pierwszy akapit mnie urzekł. Huśtawka - zabawa mojego dzieciństwa!
OdpowiedzUsuńBo tak miało byc! :P
UsuńWow, to się nazywa recenzja. Piszesz wyśmienicie i naprawdę nie można się oprzeć takiemu czytaniu, książkę przedstawiłeś nader ciekawie, szkoda tylko iż to nie moj typ literatury. Jakoś cieżko trawi mi się taki surrealizm, zaznaczę jednak gdzieś w pamięci - Może jednak kiedyś przyjdzie mi ochota, poszperam jeszcze na blogu, może znajdę coś dla mnie.
OdpowiedzUsuńWow, dzięki wielkie, że doceniłeś moją pracę, mimo iż sam gatunek nie należy do Twoich ulubionych! :)
UsuńOczywiście muszę to napisać - świetna recenzja! Książka wydaje się ciekawa. Nie jestem do końca pewna czy będę nią zachwycona, ale też nie sądzę, żebym miała się zawieść. A Ty napisałeś o niej na tyle intrygująco, że z przyjemnością podejmę ryzyko. KONKURS
OdpowiedzUsuńDzięki! Życzę Ci powodzenia!
UsuńPolowanie na kaczki to coś dla mnie. Nie mogę się doczekać, aż kupię tą książkę!
OdpowiedzUsuńI to mi się podoba - postawa na 5+!
UsuńCiekawie się zapowiada. :-)
OdpowiedzUsuńNa wstępie muszę powiedzieć, że uwielbiam Twoje recenzje!
OdpowiedzUsuńCo do książki, jestem jej bardzo ciekawa. Ostatnio czytałam jedną, utrzymaną w klimacie postapokaliptycznym i niestety, miałam do niej mnóstwo zastrzeżeń. Liczę, że z "Polowaniem na kaczki" będzie inaczej, bo przedstawiłeś tę pozycję w bardzo intrygujący sposób. :)
KONKURS
Nigdzie nie było napisane, że trzeba gospodarzowi posłodzic, aby wziąc udział w konkursie! :p Komentarz mógł byc równie dobrze krytyczny wobec mojego tekstu, ale i tak dziękuję: i za ciepłe słowo, i za wzięcie udziału w zabawie, powodzenia!
UsuńCzytałam debiutancką powieść Macieja, "Zwierzynę" i już wtedy mówiłam, że o tym chłopaku będzie jeszcze głośno ;) Taka literacka wyobraźnia i warsztat w tak młodym wieku... "Polowania na kaczki" jeszcze nie czytałam, ale widać, że autor się rozwija. Muszę koniecznie nadrobić!
OdpowiedzUsuńA, widzisz! Znajdujemy się w odwrotnej sytuacji, gdyż debiutancki zbiór opowiadań M. Kaźmierczaka wciąż przede mną :) Wnioskując z tego, co do tej pory zaobserwowałem, czuję, że "Polowanie na kaczki" przypadnie Ci do gustu :)
UsuńMasz rację przede wszystkim co do wyobraźni autora, choc zastany tutaj styl jest naprawdę niezły. Pozdrawiam!
Odpowiadam na pytanie z początku recenzji. Tak, pamiętam te czasy kiedy bujałem się na huśtawce. Nieco jak przez mgłę - jak teraz o tym myślę, więc może należałoby nadać życiu barw i znów się pobujać, ale pamiętam. Po pierwszych zdaniach recenzji odnoszę więc wrażenie, być może mylne, nie wiem - że to lektura dla wymagającego czytelnika. Którym mam nadzieję, jestem bo czytając kolejne wersy coraz mocniej czuję że powinienem sięgnąć po "Polowanie na kaczki".
OdpowiedzUsuńZ przyjemnością też porozmawiałbym na temat stwierdzenia iż "symbolem nadziei pozostaje ... śmierć", bo uważam je za bardzo prawdziwe. Ale też myślę, że polemika nad nim nie do końca jest w tym momencie wymagana. :)Myślę sobie natomiast, że reżyser chcący podjąć się ekranizacji tego konkretnego tytułu miałby nie lada trudność, by ukazać to wszystko o czym wspomniane zostało w powyższej recenzji. Z całą pewnością ja chętnie wybrałbym się do kina na taki film.
Ps. O tym że chętnie zobaczyłbym to dzieło na ekranie napisałem zanim doczytałem recenzję do końca. :)
Reasumując stwierdzę, że lubię książki mówiące o istocie człowieczeństwa i starające się wyznaczać kierunki ludzkiej egzystencji tutaj, na ziemi. Konkurs
Jestem ciekawa tego autora, szczególnie że wydaje się dosyć dojrzały i doświadczony jak na swój wiek. Ze swojej strony polecam "Idealną" :)
OdpowiedzUsuńBardzo słuszne spostrzeżenie co do wieku i prezentowanych możliwości!
UsuńWidzę, że dużo miałeś do powiedzenia na temat tej książki. Wygląda ciekawie.
OdpowiedzUsuńOj tak, ja zawsze mam dużo do powiedzenia nt. czytanych książek, czasem nawet za dużo! (biję się teraz w pierś) :P
UsuńW pierwszej chwili odniosłam nieodparte wrażenie, że autor wzorował się choćby troszeczkę, maleńką ociupinkę na filmie "Osada". Tam też to co wydawało się istotą nie z tej ziemi, było jedynie bestią w ludzkiej skórze. Analizując kolejne zdania recenzji odnoszę wrażenie, że w ogromnym stopniu książka Pana Macieja jest opowieścią o tym, że ludzie są w stanie zatracić swoje człowieczeństwo na rzecz instynktów wyłącznie najniższego rzędu - tzw. popędów. Które w dłuższej perspektywie mogą przyczynić się do upadku norm, wartości i najpiękniejszych ludzkich odruchów. Sprowadzając tym samym wiele czynności do poziomu zwierzęcej chuci. Mylę się lub nie, ale takie odnoszę wrażenie. Przyznaję się też nie bez bicia, że postanowiłam poszperać jeszcze głębiej w recenzjach innych osób zajmujących się ich pisaniem i doszłam do wniosku, że to zdecydowania nie jest książka dla każdego oraz dla ludzi o słabych nerwach. Ale z drugiej strony może to i lepiej, choć z całego serca życzę autorowi sukcesu. Miałam już do czynienia z wcześniejszą książką Pana Macieja i gdybym miała okazję bez mrugnięcia okiem sięgnę po "Polowania na kaczki". Pochłonęłabym ją na pewno w kilka godzin, ale jak tak czytam i czytam o tym co tutaj napisano, to czuję że po lekturze nie otrząsnę się zbyt szybko. ;) KONKURS
OdpowiedzUsuń