Z
cyklu:
Miło
mi pana poznać…
Edgar Laurence
DOCTOROW
„W swoich
najlepszych książkach, jak Ragtime i Billy Bathgate, Doctorow miesza postacie
historyczne z tymi fikcyjnymi w celu odkrycia zatopionych fundamentów
amerykańskiej duszy. Jego urzekająca nowa powieść, Marsz, jest tą, którą
umieszczamy obok tamtych; zaciekłym przemyśliwaniem przeszłości, która wraca do nas jako coś potężnego i dziwnego.”
źródło: Time.com
Z roku na rok, oglądając więcej i baczniej piękną dyscyplinę, jaką jest
koszykówka, a w szczególności nieziemska NBA, wiem doskonale, że wskaźnik
zawodnika taki jak „SELEKCJA rzutów” w dużym stopniu determinuje to, czy jest
on gwiazdą, czy jednym z tych, którzy na gwiazdy pracują. Piszę o tym nie bez
powodu, gdyż owa (odpowiednia) SELEKCJA tak samo jest wyznacznikiem jakości
pisarskiej jak tej sportowej, o czym dobitnie przekonuje E.L. Doctorow w swoim
„Marszu”.
E. L. Doctorow |
Są ludzie, którzy pasjonują się historią USA; są też tacy, którzy mają
bzika na punkcie samej wojny secesyjnej: czytają na ten temat książki, oglądają
filmy, jak choćby „Przeminęło z wiatrem” – znam takich. Ale jeszcze inni
czytają „tylko” Doctorowa i pójdą z nim i za nim… nawet na wojnę. Byłem
wcześniej wraz z pisarzem w Nowym Jorku, teraz udam się z nim na wojnę
secesyjną, na południe Stanów, ochoczo przy tym maszerując.
Unia vs. Konfederadcja |
Tak jak już pisałem a propos innych książek autora, gdy Doctorow nie
jest ograniczony powierzchnią czy też specyficznym miejscem akcji (patrz „Homer
i Langley”), może wtedy w pełni rozwinąć swoje skrzydła, zaprezentować pełnię
możliwości, tak abyśmy zebrali tego najlepsze owoce.
Książka powstała w 2005 roku, a więc pod koniec okresu pracy twórczej
Amerykanina oraz pod koniec jego życia w ogóle. Znalazła się TYLKO w gronie
nominowanych do Nagrody Pulitzera, przegrywając z Geraldine Brooks. Dla mnie
tytuł ten okazał się jednym z głównych wygranych mijającego roku; lepszego
zamknięcia 2016 r. nie mogłem się spodziewać.
Okładkę polskiego „Marszu” zdobi młody dobosz, wybijający rytm dla swojej
kompanii (czytelnik już w trakcie lektury domyśli się, o której z postaci
mowa). Ów projekt graficzny nie ujął mnie i z pewnością nie był czynnikiem
przyciągającym, ale za to w środku czeka na nas bardzo duża, przyjemna
czcionka, która umila czytanie jak tylko może. Wspomnę tu także o wielu, wielu
krótkich rozdziałach.
William Tecumseh Sherman |
Fabuła powieści koncentruje się na tzw. Marszu Shermana, czyli
przemarszu wojsk Unii od Atlanty aż po Południową i Północną Karolinę,
rozpoczętym pod koniec 1864r. Ale to tylko pozornie książka o generale W. T.
Shermanie.
Ruch, zmiana pozycji są nieodłącznym elementem tej książki – nie chodzi
tylko o sam tytułowy marsz, ale także o przemieszczanie się, czasem
niedosłowne, bohaterów. Mam tu na myśli ich ewolucję wewnętrzną, a z drugiej
strony zmiany postaw, determinowane chęcią przetrwania w zastanej sytuacji.
Odnajdziemy na kartach „Marszu” wiele
historycznie udokumentowanych zdarzeń oraz opis wykorzystywanych wówczas
mechanizmów prowadzenia wojny, na przykład taktykę spalonej ziemi, stosowaną
przez oddziały Shermana, w powieści Doctorowa bardzo sugestywnie ukazaną.
Autor pochyla się nad szarymi, przeciętnymi jednostkami uwikłanymi w
wielką historię: szeregowcami, pielęgniarkami –
słowem: walczącymi i cywilami, pionkami na szachownicy możnych tamtego
świata. Doctorow nie szczędzi nam szczegółów ich codziennego życia, pokazuje
też pracę różnych jednostek i oddziałów zaangażowanych w wojnę, choć nie
działających na pierwszej linii frontu, na przykład oddziału medycznego,
Przekonamy się też, jak przemieszczające się wojsko potrafi wpłynąć na życie
mieszkańców miast, leżących na linii przemarszu.
Jeśli ktoś wyobraża sobie przed lekturą, że to opowieść przede wszystkim
o Shermanie, i że czytelnik będzie, niczym papuga, siedzieć mu na ramieniu
przez cały czas, może się rozczarować. Wypada o tym uprzedzić, tym bardziej, że sam żywiłem takie
oczekiwania przed lekturą. W gruncie rzeczy pierwsze skrzypce grają nie Wielcy
Aktorzy tamtych dni, nie Sherman czy Kilpatrick (ci prawdziwi i kluczowi), a
fikcyjni, i w istocie marginalni z punktu widzenia historii bohaterowie tacy
jak: Arly i Will oraz Pearl. Do nich w rzeczywistości scena należy.
Wszelkie obawy, że książka okaże się wymagająca zbyt dużej wiedzy o
historii wojny secesyjnej, co w połączeniu z typową dla Doctorowa wielością
narratorów prowadzących opowieść sprawi, że całość będzie zbyt hermetyczna,
okazały się na szczęście bezpodstawne. Nie ma się czym martwić w tym zakresie.
Wystarczy podstawowa wiedza o wojnie secesyjnej znaleziona w Internecie (poniżej pomoce wizualne).
Autor plastycznie pokazuje, jak ludzie wpadają w „koryto wojny”, jak nim
płyną aż do samego końca. Dla jednych tym końcem będzie spadek z wysokiego
wodospadu, a dla drugich coś przyjemniejszego. Doctorow ukazuje też, jak wojna
formuje ludzi, jak przenosi ich, w pewnym sensie, w czasie sprawiając, że podróż swoją kończą jako
zupełnie inne, gruntownie odmienione byty. Daje poczuć nam smak wojny oraz
niewoli, zanurzając nas w gęste, mętne, śmierdzące bagno, by nagle wyciągnąć za
włosy i pozwolić zachłysnąć się na nowo wolnością. Świadczy o tym dobitnie
ostatni, kapitalny z resztą, książkowy dialog… o wolności, właśnie. Część
bohaterów będzie musiała pozwolić, aby świat ich dogonił (w nowej
rzeczywistości), choć „pewnie minie jeszcze trochę czasu”.
Potęgą tej książki jest również to, że traktując o wojnie, i nastawiając
niejako czytelnika na daną konwencję odbioru i emocji, nieoczekiwanie potrafi
nas rozbawić, wywołać szczery uśmiech. I
to nie raz.
Podsumowując, czekają na nas 3 główne części, z czego ostatnia najmniej
przypadła mi do gustu, z prostej przyczyny. Marsz to czynność dynamiczna,
pociągająca za sobą wiele zmian, zaś ostatnia partia nie zachowuje prężności poprzednich.
Co więcej, pojawiające się w niej postacie nie mają już charyzmy tych, które
poznaliśmy wcześniej. Nie stanowi to jednak ważkiego problemu w kontekście
odbioru całości.
Porównując „Marsz” z dorobkiem pisarza sprzed 20-25 lat, nie wspominając
już o zamierzchłym debiucie („Witajcie w Ciężkich Czasach”), widzę tu nową
twarz autora, kolejne – nowe – oblicze. Ta książka została skrojona na wskroś
współcześnie. Niezwykle dynamiczna, plastyczna, przystępna, a sceny wręcz
filmowe.
Na pytanie „Dlaczego wojna secesyjna?”, pisarz odpowiedział następująco:
„Nie możesz myśleć poważnie o tym kraju bez rozmyślania nad wojną secesyjną. O grzechu, który wykreśliła, i o grzechu, którym się stała. To jest nasze DNA.”
Ocena: 9/10
To zdjęcie nastraja odpowiednio do początku książki. Przedstawia wielopokoleniową rodzinę niewolników na jednej z plantacji w Karolinie Południowej. Wszyscy tutaj przyszli na świat - zniewoleni. Zdjęcie zostało zrobione w 1862r.
Pomoce wizualne. Podczas lektury można pokusić się o sprawdzanie która z postaci jest fikcyjna, a
która rzeczywiście istniała, albo wspomagając się materiałami wizualnymi, ułatwić lub zwyczajnie uatrakcyjnić sobie odbiór "Marszu" . Wystarczy nam telefon pod ręką.
http://www.civilwar.org/hallowed-ground-magazine/fall-2014/images/shermans-march-map.png
Zdjęcia:
http://www.taniaksiazka.sklep.pl/?125,marsz-el-doctorow
http://www.newyorker.com/wp-content/uploads/2015/07/Saunders-Bravery-of-E.L.-Doctorow-690.jpg
http://www.old-picture.com/mathew-brady-studio/Tecumseh-Sherman-General-William.htm
http://historykon.pl/geneza-amerykansiej-wojny-secesyjnej/
http://www.old-picture.com/civil-war/Plantation-Family-Slave-on.htm
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz