![]() |
* |
„Spóźnionych
kochanków” poleciła mi, dość niespodziewanie, pewna osoba, a dokładniej mój
książkowy przyjaciel, z którego zdaniem się liczę. Do tej pory nie mogłem narzekać
na podsuwane propozycje, stąd też zabrałem się do lektury. Miała to być
odskocznia od gatunków, po które sięgam zazwyczaj, tj. kryminałów, thrillerów, fantastyki
naukowej oraz dzieł klasycznych. Rzeczywiście, nigdy wcześniej nie czytałem
podobnej książki. Było to dla mnie – otwartego na nowe - coś zupełnie innego.
Nie żałuję ani trochę!
Napisana
w 1991 r. Akcja książki toczy się w 1975 r. w Paryżu. Główni bohaterowie to
Jacques i Mirabelle.
„Jack-
amerykański biznesmen - porzuca świat interesów, aby na powrót odkryć swoje
życie, malując ulice Paryża i żyjąc jak kloszard. Spotkanie z Mirabelle,
niewidomą siedemdziesięcioletnią kobietą, odmienia całe jego życie. Związek,
który się między nimi rodzi”… nazwałbym wielowymiarowym.
Historia
zmusza do refleksji, do zatrzymania się na chwilę, wyłączenia z pędu do kariery
i pochylenia nad rzeczami trywialnymi. To książka o przewartościowaniu życia, o
rozkładaniu go na czynniki pierwsze, bo to, co pierwotne smakuje najlepiej.
Wharton uświadamia jak normalni ludzie (ze zdrowym wzrokiem) są ślepi. Widzą
tylko ułamek tego, co jest do zobaczenia.
„Spóźnieni kochankowie” odnoszą się również do życia w ciemności i upadku jednostki, a z drugiej strony do jej
odbudowy oraz kwestii zaufania drugiej osobie. Porusza się motyw nie tylko miłości
do drugiego człowieka, ale również do zwierząt, muzyki, a nawet do jedzenia…
Książka ta może jest nieco ckliwa, wyidealizowana, ale przede wszystkim piękna, zmysłowa, wzruszająca, momentami okrutna i przerażająca, tak jak ma to miejsce w 4. rozdziale, który okazuje się prawdziwym horrorem. Z trudem czyta się tę część. Makabryczna dla wyobraźni.
Wharton,
oprócz tego, że pisał, był także malarzem. To bardzo wiele wyjaśnia. Czasem
dokładne sprawozdania z codziennych czynności mogą nużyć. Ma się ochotę
przeskoczyć kilka linijek w dół. Tak samo z opisami koncertów czy wspólnym
malowaniem głównych bohaterów. Jednak całość jawi się jako wytwór spójny i
przemyślany. Żeby napisać coś takiego, trzeba w to głęboko wierzyć.
Bardzo
lubię książki, które od początku do końca kreują swój własny świat, budują
wyjątkowy, kameralny klimat, do którego wsysają odbiorcę. Czytając je, ma się
wrażenie zanurzenia pod wodę. „Spóźnieni kochankowie” to właśnie taka książka: tak
prywatna, intymna, że czytając ją, czujemy się zawstydzeni, speszeni – niczym
pospolici podglądacze, którzy wściubiają nos w każdą sferę życia bohaterów. To szalenie
dziwne uczucie. Potrzeba chwilę czasu żeby się do tego przyzwyczaić.
Książkę tę William Wharton zadedykował swojej żonie (Wskażcie mi żonę, która w tej sytuacji nie czułaby się wyróżniona i dumna z męża). Naprawdę trudno uwierzyć, że taka historia wyszła spod pióra mężczyzny-pisarza.
Książkę tę William Wharton zadedykował swojej żonie (Wskażcie mi żonę, która w tej sytuacji nie czułaby się wyróżniona i dumna z męża). Naprawdę trudno uwierzyć, że taka historia wyszła spod pióra mężczyzny-pisarza.
PS
Jak „Obywatel Kane” miał swoją
„Różyczkę”, tak „Spóźnieni kochankowie” mieli gruszkę w butelce…
* https://www.ravelo.pl/spoznieni-kochankowie-william-wharton,p11234770.html
O książce oczywiście słyszałam, ale nie miałam okazji po nią sięgnąć, ale dzięki Twojej recenzji na pewno to zmienię. Przyznaję, ze nie spotkałam się jeszcze z fabułą w której dochodziło by do interakcji między młodym (tak sądzę, że młodym choć nie powiedziałeś tego w swoim wpisie) mężczyzną, a straszą kobietą. Wygląda na to, że tak jak wspomniałeś to intymna i szczera historia. Whartona znam z jego książek pt. "Ptasiek" oraz "Al" i obie wspominam cudownie, myślę więc, że nie zawiodę się na Twojej propozycji.
OdpowiedzUsuńMasz już wcześniejszą bazę doświadczeń z tym autorem, także poniekąd wiesz, czego się spodziewać. Dobrze, że zauważyłaśk kwestie wieku; tak - Jacques jest znacznie młodszy od Mirabelle, ale nie jest znowu młodzikiem, gołowąsem ani podlotkiem :) Baw się dobrze, życzę wypieków na twarzy.
OdpowiedzUsuń