28 stycznia 2018

W kolejce po wędkę / David Lynch „W pogoni za wielką rybą”

Im głębiej, tym lepiej. Szczęście pochodzi z naszego środka, zdaje się mówić Dawid Lynch w swojej książce. Pomysły porównuje do ryb, a pragnienie – do przynęty. Wbrew pozorom, początkowo wcale nie myślał o karierze filmowca, a jego stosunek do medytacji transcendentalnej, której w swym dziele poświęca wiele uwagi, był sceptyczny. Towarzyszyły mu też negatywne emocje; często brakowało środków finansowych na realizację artystycznych wizji. Lynch dzieli się z nami swoim (wielkim) doświadczeniem, anegdotami, refleksjami odnośnie procesu twórczego. Przyznaje się do błędów. Inspiruje. Znajdą się i ciekawostki, ale nawet one podporządkowane są jednemu celowi – wykorzystaniu w pełni swojego potencjału, wzbudzaniu kreatywności. Bo „im głębiej docieramy, tym więcej szczęścia zyskujemy, aż urzeczywistnimy stuprocentową, czystą rozkosz.”


Od kompletnego braku zainteresowania medytacją – bo to „strata czasu” – do stanu, gdzie od kilkudziesięciu lat nigdy nie opuścił żadnej medytacji! David Lynch po raz pierwszy, jak donosi wydawca, dzieli się z czytelnikiem ponad trzydziestoletnimi doświadczeniami z medytacji transcendentalnej, jako sprawdzonej i polecanej drodze do wykorzystania pełni naszego potencjału. Oczywiście publikacja ta, pod względem zagadnienia medytacji, nie wyczerpuje tematu, a ledwie go zarysowuje jako inspirację do osobistych refleksji i poszukiwań. Natomiast główne motto, poświęcone temu blokowi tematycznemu w książce, brzmi: „Prawdziwe szczęście bierze się z wnętrza”. Każdy powrót Lyncha do owego zagadnienia, poprzedzielany refleksjami, sprowadza się do tego, by zajrzeć w głąb siebie, bo tylko tam – w jednolitym polu (oceanie świadomości) – znajdziemy to, co najlepsze: wolność, szczęście oraz spokój. Bardzo często Lynch, wyjaśniając czytelnikowi podstawy medytacji, powołuje się na termin „oceanu świadomości”, który w nauce określany jest jako „jednolite pole” – zjawisko z zakresu fizyki kwantowej. Doświadczanie transcendencji reżyser tłumaczy na niezwykle sugestywnym, plastycznym przykładzie pewnego okrągłego pokoju, wypełnionego różnymi barwami – naprawdę warto przeczytać rozdział pt. „Czwarty stan”! Lynch zdradza też pokrótce swoje, niezmienne od kilkudziesięciu lat, podejście do medytacji, jakie miejsce w jego codziennym grafiku ona zajmuje, kiedy i ile razy jej się poddaje.

ocean świadomości -> świadomość -> intuicja -> odpowiedzi

David Lynch – amerykański reżyser,
producent i scenarzysta filmowy
Życie poświęcone sztuce to wolność, to też w pewnym sensie egoizm. Nie musi tak być, ale „życie artysty wymaga, by mieć dość czasu dla siebie”. U Lyncha bycie artystą na samym początku wiązało się wyłącznie z malarstwem, zaś film, podobnie jak wcześniej medytacja, zupełnie go nie interesował. Ale to właśnie malarstwo zaprowadziło go w świat wielkiego ekranu. A już dalej, w swej publikacji, Lynch przechodzi do tematu kina, porównując je do języka, pozwalającego na przekazanie abstrakcyjnych treści. Podpowiada, że tworząc dzieło, musimy być wierni pierwotnej idei i cały czas dążyć do zgodności z nią.
„Jeżeli chcecie tworzyć, musicie mieć w sobie energię i przejrzysty umysł […] Musicie mieć w sobie dość siły, by toczyć walkę z potężnym spiętrzeniem presji i stresu.”
Niezwykle interesującym - i w pewien sposób demaskatorskim - rozdziałem jest ten pt. „Cierpienie”, gdzie Lynch pochyla się nad kwestią konfliktu i stresu w życiu artysty. Wspomina tu o najwłaściwszym, jego zdaniem, podejściu, jak również dzieli się z nami jakże oryginalną, a dla wielu zapewne kontrowersyjną, oceną twórczości samego van Gogha. Kontynuując, reżyser odpowiada na pytanie, co tak naprawdę daje artyście przewagę, jakie uczucia. Co ułatwia, a co szkodzi procesowi twórczemu. Czy artysta sam w sobie powinien cierpieć, by być lepszym?

Lynch wyjaśnia, dlaczego intuicja stanowi kluczową kwestię dla filmowca. Mówi też o swobodzie niezbędnej przy pracy reżysera,  zaś w rozdziale „Mrok” odpowiada na często zadawane mu pytanie: „dlaczego jego filmy są tak mroczne i pełne przemocy?”. 

intuicja = emocje + intelekt

Bardzo zajmujący wydał mi się ustęp o podejściu do interpretacji dzieł artysty. Co według reżysera autor powinien, a czego absolutnie nie zrobić w kontekście dyskusji o odbiorze swoich dzieł z widzami. I dlaczego według Lyncha odbiorca nie potrzebuje nic prócz samego dzieła?

W „Pogoni za wielką rybą” Lynch zdradza swój stosunek do snów, a także dzieli się z nami, jakie okoliczności generują u niego najwięcej twórczych pomysłów. Jest też ciekawa i zabawna anegdota o tym, co był gotów zrobić, by chronić swoją kreatywność.

Lynch wielokrotnie podkreśla wagę i role muzyki w filmie. Ona nie tylko wzmacnia ostateczny wydźwięk dzieła podczas seansu, ale jest też drogowskazem podczas jego tworzenia i eksperymentowania przy doborze scen. Odznacza się on też niestandardowym podejściem do castingu oraz filozofią doboru aktorów. Reżyser jakby chciał nam przekazać, że w pracy nad filmem chodzi przede wszystkim o to, by cała ekipa szła równo, w jednym kierunku, ramię w ramię, miała wytyczony cel, a wszystkie niuanse na bieżąco wyjaśniała między sobą – drużynowo.

Jednym z moich ulubionych rozdzialików jest ten zatytułowany: „Angelo Badalamenti”. Czytałem go parokrotnie - ten obraz, zdradzający kulisy ich współpracy, który tu maluje, przy użyciu niewielu przecież zdań, jest tak plastyczny i sugestywny, że scenka ta ożywa w okamgnieniu.

więcej wiatru = więcej tajemniczości

Ciekawie są też okoliczności rodzenia się w bólach filmu „Głowa do wycierania” oraz to, jak prywatna sytuacja reżysera odcisnęła piętno na losach ów dzieła. Jest też gratka dla fanów „Miasteczka Twin Peaks” w postaci anegdoty o tym, jak to Frank Silva znalazł się w obsadzie serialu albo historyjka o tym, jak zrodził się pomysł na słynny czerwony pokój.

Lynch wspomina też, podpierając się przykładem z planu filmowego, o zbawiennym wpływie ograniczeń na nasz umysł. Jest też wzmianka o (wielkich) reżyserach, których Lynch podziwia i którzy go inspirują, i o spotkaniu z jednym z nich. Przeczytamy też o stosunku reżysera do cyfrowego kręceniu filmów oraz jakiej kamery używa.

Jednak aż się prosi, by przy niektórych zagadnieniach zatrzymać się dłużej, a z samego Lyncha wycisnąć więcej wyznań. Niestety, wśród i tak bardzo zdawkowych rozdziałów znajdą się i te niezwykle krótkie, na jedno, dwa zdania, jak „Tożsamość”, „Skrzynia i klucz” czy „Ogień”, które niepotrzebnie się tu znalazły, a ich miejsce mogły zastąpić bardziej wyczerpujące wypowiedzi autora na inne tematy. Pod koniec robi się, jak dla mnie, najmniej ciekawie i odkrywczo - Lynch serwuje nam masę komunałów, promuje swoją fundację i mam wręcz wrażenie, jakby spieszył się, przedreptując nogami, na kolejne spotkanie lub, po prostu, na plan filmowy…

Na koniec: Tak, to prawda. „W pogoni za wielką rybą” to dość krótka publikacja, dająca się przeczytać w jednym podejściu, ale to też rzecz, do której można wielokrotnie wracać, bo zawiera niezwykle uniwersalne wskazówki - nie trzeba być stricte związanym z przemysłem filmowym, ani w ogóle, ze sztuką – aby lepiej spożytkować swój czas (efektywność), zmienić swoje podejście i przełożyć to na codzienność i inne zawody wymagające kreatywności bądź radzenia sobie z presją.

Książka pozwala lepiej zrozumieć Lyncha oraz to, jak pracuje i na co kładzie nacisk. Autor „W pogoni za wielką rybą” jawi się jako postać z jednej strony otwarta na nieznane, kreatywna, ciekawa świata, a z drugiej, widać w nim wyraźnie cząstkę tradycjonalisty. To też facet, który ma swoje zdanie i doskonale wie, czego chce. W toku artystycznego życia odkrył odpowiednie, sprawdzone formy, które potem wypełnia twórczą treścią. Z sukcesami.

Książkę tę można też traktować jako zbiór opowiastek, anegdot z życia Davida Lyncha, źródło inspiracji. Albo inaczej – jak wykład Lyncha o korzyściach z medytowania oraz o sztuce filmowej, poszerzony o odpowiedzi na pytania ciekawskich, fanatycznych studentów, być może momentami znudzonych samą istotą medytacji bądź po prostu „sprowokowanych” do dopytania o szczegóły na dany temat. 


Za możliwość przeczytania dziękuję:
(imprint: Illuminatio)


David Lynch, W pogoni za wielką rybą (Catching the big fish); Przeł. Bartłomiej Kotarski. Białystok: Wydawnictwo Samsara, 2018. 

http://illuminatio.pl/produkt/w-pogoni-za-wielka-ryba/
http://www.imdb.com/name/nm0000186/

9 komentarzy:

  1. Zgadzam się z Lynchem, że muzyka w filmie daje bardzo wiele.

    OdpowiedzUsuń
  2. Z nim kojarzy mi się tylko Miasteczko Twin Peaks.. :D

    OdpowiedzUsuń
  3. Zapowiada się ciekawie, chętnie zwrócę uwagę na książkę. :)

    OdpowiedzUsuń
  4. czas na zakup. Moze być ciekawa :)

    OdpowiedzUsuń
  5. Lepiej zrozumieć? To da się zrozumieć kogoś, kto stworzył "Mulholland Drive"? ;)

    OdpowiedzUsuń
  6. Interesująco brzmi, okładka daje wiele do myślenia. Wnikliwy recenzja, ja sama nie spostrzegłabym takich faktów.

    OdpowiedzUsuń
  7. Przemyślenia utalentowanych ludzi są dla mnie często inspiracją.

    OdpowiedzUsuń
  8. Trochę za mocno pachnie mi to coachingiem. Za to kiedyś oglądałem film Lyncha, który kojarzył mi się z medytacją – „Prosta historia”. Ten mogę polecić ;)

    OdpowiedzUsuń