Tłumaczenie:
Małgorzata Hesko-Kołodzińska *
|
Jak
najkrócej scharakteryzować „Miasto cieni” Ransoma Riggsa? PODRÓŻ I PRZYGODA. Albo
inaczej: podróż, której efektem będzie fascynująca i wyjątkowo osobliwa
przygoda.
Kontynuacja
„Osobliwego domu pani Peregrine” (recenzja tutaj) rozpoczyna się tym samym zdjęciem, którym
skończyła się część pierwsza, a więc z marszu powracamy w głąb tej osobliwej historii.
Miałem wręcz wrażenie, że autor napisał od razu dwie części – około 700 str. -
a potem jakby gdyby wziął nożyczki i przygotowany materiał przeciął mniej więcej na
pół. Argumentem za jest też fakt, iż poziom, jak i styl Riggsa w ogóle nie
uległy zmianie. Jednak charakter książki i zmiana akcentów już tak.
Proporcje
gatunkowe przechylają się w stronę baśni, przynajmniej w początkowej fazie i to
też dla mnie osobiście nie było idealne rozwiązanie, choć trzeba przyznać, iż autor rozsądnie dozuje dawkę danego gatunku.
Osobliwą
gromadkę nie tylko pozbawiono domu – symbolu ostoi i bezpieczeństwa, ale także
ukochanej pani Peregrine – ich opiekunki i mentorki. Mali bohaterowie zmuszeni są
wyjść z dotychczasowej strefy komfortu, zdani tylko na siebie, w długiej i
wyczerpującej podróży w nieznane. Niewątpliwą cechą „Miasta cieni” jest to, iż
niemal każda z osobliwych postaci otrzyma przysłowiowe „pięć minut” na to, aby
wykazać się swoimi umiejętnościami, a tym samym dopomóc grupie w dalszej
wędrówce.
Jest
kilka szczegółów, które wpłynęły na mój nieco gorszy odbiór kontynuacji
„Osobliwego domu pani Peregrine”. Wystarczy wspomnieć, że parokrotnie zdjęcia
pojawiają się kilka stron wcześniej, niż była o nich mowa w tekście, przez co
psują trochę przyjemność z czytania i zakłócają swoisty cykl: najpierw wyobrażam
sobie opisane słownie elementy, a dopiero potem konfrontuję je z załączonymi
fotografiami. W pierwszej części to się nie zdarzało, a w „Mieście cieni” już
niestety tak.
* |
Poza
tym, co oczywiste, pojawi się mnóstwo nowych lokalizacji oraz tajemniczych postaci.
Miejsca wypadają bez zarzutu, natomiast jeśli mowa o nowych bohaterach, to
tutaj mam mocno mieszane odczucia. Z jednej strony są dwie siostry, które
stanowią dla mnie najjaśniejszy punkt - sceny z nimi związana wypadają rewelacyjnie.
Z drugiej strony czytelnik napotka figury, które niczym się nie wyróżniają,
niby są, ale znikają niemal na całą podróż w taki sposób, że zapomina się o ich
istnieniu. To duże niedopatrzenie ze strony pisarza.
W
„Mieście cieni” łatwo jest zauważyć dysproporcję zastanych tu scen. Na jednym
biegunie mamy słabiej przedstawiony i momentami nielogiczny epizod na peronie ze
wsiadaniem bohaterów do pociągu, na drugim zaś – doskonały fragment w chacie na
polu, z pogranicza sensacji i horroru.
Mniej
też w kontynuacji niewiadomych albo inaczej – mniej tu fundamentalnych tajemnic do odkrycia, ponieważ większość z nich pojawiła się już w części pierwszej. „Miasto
cieni” wprawdzie oferuje wiele zagadek, jednak innego typu oraz o mniejszym dla
fabuły znaczeniu.
Riggs
oferuje czytelnikowi multum przygód, czasem na scenę wkraczają nawet wątki sensacyjne,
innym razem te rodem z powieści grozy, i tylko na moment, na samym początku, przeważa
nieco sielankowy nastrój. Stan ten jednak szybko przemija, a wraz z pokonywanymi
stronami zaczyna brakować czasu na odpoczynek i refleksje zarówno dla bohaterów,
jak i dla samego czytelnika. I to właśnie zasługuje na podkreślenie – odprężamy
się i męczymy razem z naszymi literackimi postaciami.
Zakończenie
„Miasta cieni” to prawdopodobnie najsłabszy fragment obu części. Przygotowano
dla nas dwie większe niespodzianki. Niby wielkiej wpadki Riggs nie zalicza, ale
mam wrażenie, że autora było stać na o wiele więcej – mam tu na myśli przedostatnią
atrakcję dla czytelnika; ostatnia zaś jest całkiem okazała, chociaż z drugiej
strony stawia przed pisarzem spore wymagania co do trzeciej części, „Biblioteki
dusz”. Chętnie przekonam się, jak Riggs z tego wybrnął w kolejnym woluminie.
À
propos całej tej osobliwej historii, pojawiało się wiele głosów
zniecierpliwienia i nadziei związanych z kinową premierą „Osobliwego domu pani
Peregrine”, bo to T. Burton i w ogóle… Mnie jakoś do tej pory przed wielki
ekran nogi nie poniosły, za to marzy mi się rzecz następująca. Otóż w związku z
tym, że przez te dwie części pojawiło się tyle nowych, niezwykłych miejsc oraz
postaci, bardzo chciałbym dostać w swoje ręce grę komputerową w formie
interaktywnego serialu, tak jak to miało miejsce choćby ze świetną produkcją
studia Telltale Games i uniwersum „The Walking Dead” (jeśli graliście, wiecie,
co mam na myśli). Świetnie się z tamtymi
dwoma sezonami bawiłem i chciałbym znów przeżyć coś na podobnym poziomie, tyle
że w „osobliwym” wydaniu pani Peregrine i jej gromadki, bo Ransom Riggs
stworzył świetny scenariusz na taką właśnie produkcję.
„Miasto
cieni” nie odwołuje się do tak wielu gatunków, jak część pierwsza, choć i tak
mamy ich wiele: są przygody, jest fantastycznie, baśniowo, sensacyjnie z
elementami grozy. Mimo kilku mniejszych uchybień i tego, że jednak nieco
bardziej sympatyzuję z „Osobliwym domem pani Peregrine”, druga część cyklu nadal
trzyma wysoki poziom i oferuje czytelnikowi wiele satysfakcji. Czas na
obowiązkowe pytanie „Warto?”. Jeśli
macie za sobą część pierwszą, nie ma się nad czym zastanawiać tylko czytać
dalej. Warto!
Poniżej
zamieszczam notkę wydawcy, która może stanowić alternatywne podsumowanie „Miasta
cieni”:
to książka o niezwykłym świecie telepatii i pętli czasowych, o pokazach w lunaparkach i istotach umiejących przybierać inne formy. Nie brakuje w niej dorosłych „osobliwców”, śmiertelnie niebezpiecznych upiorów oraz niesamowitej menażerii niepowtarzalnych zwierząt. Podobnie jak poprzednia książka z serii o osobliwych dzieciach, "Miasto cieni" łączy fantazję z niepublikowanymi dotąd dawnymi zdjęciami, tworząc jedyną w swroim rodzaju, niezapomnianą lekturęOcena: 7,8/10
* http://www.empik.com/miasto-cieni-riggs-ransom,p1101430611,ksiazka-p
Przeczytałam recenzję z zainteresowaniem. Z jednej strony jest to rzetelna opinia, a z drugiej nie zdradza fabuły i tajemnic książki :) świetnie napisane
OdpowiedzUsuńCo do powieści... nie miałam jeszcze okazji przeczytać... może się skuszę, choć sądząc po recenzji nie są to moje "klimaty". Jedno co mi się rzuciło w oczy... to informacja o "nieproporcjonalnie" słabym zakończeniu. Niestety jest to bolączka wielu książek i filmów. Dobra treść wzbudza w nas nadzieję, na wielkie "wow" w finale... na kulminacje, emocje... tymczasem bardzo często otrzymujemy wielkie rozczarowanie...
Dziękuję, Barbaro. Cieszę się, że zauważyłaś to, co dla mnie ważne a propos pisania tekstów - jestem przeciwnikiem streszczania, ujawniania czegokolwiek w nadmiarze, lubię jedynie zarysować nieco fabułę. Dla mnie ten cykl był raczej spontanicznym wyborem, wyjątkiem, bo na co dzień nie sięgam po tego typu literaturę. Ale ani trochę nie żałuję.
OdpowiedzUsuńZapowiada się naprawdę ciekawie. Świetna recenzja! ;)
OdpowiedzUsuńJa mam część pierwszą... nadal w planach. Muszę w końcu sie wziąć za te książki, bo juz od dłuższego czasu mnie intrygują. Zastanawia mnie to słabe zakończenie, niestety finisz może popsuć całą radość z czytania. Pozdrawiam.
OdpowiedzUsuńBardzo podobał mi się Osobliwy dom, przy odrobinie czasu sięgne po kolejne części.;)
OdpowiedzUsuńLa Petite Polonaise, po pierwsze, dziękuję, a po drugie, rzeczywiście, warto dać tej serii szansę : )
OdpowiedzUsuńKsiążko Miłości Moja, to zakończenie nie jest wcale aż tak słabe, w końcu przyznałem drugiej części tylko odrobinę niższą notę niż pierwszej : ) Akurat ten finisz niczego nie psuje, gdyż jest jeszcze 3. część, a przed chwilą ukazał się 4. wolumin.
OdpowiedzUsuńjanielka, może warto zaopatrzyć się od razu w drugą i trzecią część, ponieważ to wciągająca historia i możliwe, że będziesz chciała w krótkim czasie od przeczytania 'Miasta cieni", sięgnąć też po "Bibliotekę dusz".
OdpowiedzUsuńZdecydowanie jestem na tak :) Tytuł czeka u mnie na swoją kolej, a dzięki Twojej recenzji wylądował o kilka oczek wyżej na liście do przeczytania :)
OdpowiedzUsuńŚwietna recenzja. Niestety nie przeczytałam owej książki, ale chyba się skuszę :)
OdpowiedzUsuńPamiętajcie, że to DRUGA część cyklu! Najpierw wypadałoby skusić się na tę pierwszą ;)
OdpowiedzUsuń