9 lipca 2017

Królik ma dość / John Updike „Uciekaj, Króliku”

*




„Własne życie wydaje mu się sekwencją groteskowych póz pozbawionych jakiegokolwiek celu, magicznym tańcem bez wiary.”

„Przez cały dzień trzymało go z dala od domu przekonanie, że gdzieś czeka na niego coś lepszego”





John Updike był amerykańskim pisarzem i poetą, autorem realistycznych powieści z życia amerykańskiej małomiasteczkowej klasy średniej, który jako jeden z trzech, obok Tarkingtona oraz Faulknera, otrzymał nagrodę Pulitzera więcej niż raz. Zasłynął serią o Króliku, którego prawdziwe imię to Harry Angstrom. „Uciekaj, Króliku” rozpoczyna ów cykl, zaś kolejne części („Jesteś bogaty, Króliku” oraz „Królik odpoczywa”) wyróżniono właśnie wspomnianą nagrodą.

W „Uciekaj, Króliku” obserwujemy z dystansu codzienne zmagania z problemami rzeczywistości przeciętnego amerykańskiego obywatela, jakim jest młody Harry „Królik” Angstrom. Pewnego dnia ten mąż i ojciec, przytłoczony codziennością i pod wpływem IMPULSU, postanawia porzucić wszystko i wszystkich i uciec. Z tyłu książki znalazłem tak piękne sformułowanie, że aż przytoczę: „Królik ucieka przed jałową egzystencją typu konsumpcyjnego, przed wegetacją, w której gimnastyka seksualna zastępuje uczucia”.

Updike zaprezentował chyba najbardziej żałosną próbę UCIECZKI, z jaką spotkałem się w literaturze. Jego tytułowy Królik nawet uciec nie potrafi, bo zamiast udać się do innego miasta tudzież stanu, on zmienia miejsce pobytu ledwie o kilka przecznic. Tym samym zabiera mi nadzieje na podróż bohatera po Ameryce i dążenie do zdefiniowania siebie, odnalezienia odpowiedzi na odwieczne pytania. Fabuła obiera jednak inny kierunek, wpisany, jak się potem okaże, w główny nurt książki. I tu wspomnę, że przynajmniej pierwsza część utworu kojarzy mi się z cenionym przeze mnie filmem „Fargo” braci Coen.

Każde zdanie książki podszyte jest prześmiewczym tonem, ironią, beznadziejną pustką… Aż do końcówki tak właśnie „Uciekaj Króliku” wygląda. Zwróciło też moją uwagę to, że autor lubi błaznować i prowokować – i tak też jest przez większą część książki. Updike górnolotność (opisów) przeplata rynsztokowym słownictwem. Poza mocno podkreślonym realizmem (w tym scenami seksualnymi), zawarł także wulgarny język, erotyczne fantazje swojego protoplasty, a z drugiej strony opisuje ogród pewnej starszej pani niczym puszczę amazońską i zajmuje mu to ładnych parę stron. Zresztą wiele jest takich obszernych i rozbuchanych opisów, które mocno kontrastują ze zwięzłymi scenami czy dialogami. Poza tym, jak na lata 50. jest tu również obecne przyzwolenie dla związków pozamałżeńskich. Z powyższych powodów książka budziła duże zastrzeżenia i była zakazywana i wycofywana z listy lektur.

Występuję narracja trzecioosobowa, jakby autor nie garnął się wchodzić w buty swojego Królika, stosując tę pierwszoosobową. Wcale mu się nie dziwię. Updike woli stać z boku i zagmatwać nam mocno obraz całości, abyśmy porządnie przetestowali nasz moralny osąd. Pisarz stara się pokazać czytelnikowi swojego protagonistę, a zarazem antagonistę ze wszystkich stron; najpierw Królik sam dokonuje autoprezentacji, potem zaś robią to inni z jego otoczenia. Autor chce jak najbardziej utrudnić czytelnikowi odbiór Harry’ego; w końcu mieszka on w miasteczku o znamiennej nazwie „Sędziowska Góra” – czyżby Updike chciał zaangażować czytelnika w rolę sędziego swojej centralnej postaci?

Czytelniku, jeśli szukasz superbohatera, który ratuje z opresji innych; kobiet o urodzie modelek; pięknej historii miłości albo happy endu – bardzo źle trafiłeś. Bohaterowie Updike’a są brzydcy, słabi, głupi, ograniczeni (ludzie słabi moralnie i charakterologicznie to element typowy dla twórczości Updike’a). Nękają ich problemy, są więźniami własnych kompleksów.  Nie da się tu kogokolwiek polubić ani podziwiać. Z pewnością nikt (jawnie) nie będzie się utożsamiać z żadną z postaci, chyba że spotkało go jakieś nieszczęście (i nie ma wyjścia).

Cenię sobie dzieła za ich antybohaterski charakter, odstąpienie od wyidealizowania, nieudolność i słabość bohaterów, prześladujący ich pech, popełnianie błędów… czyli zwyczajność i przyziemność. W „Uciekaj Króliku” na pewno to znajdziemy. Poza tym przyznaje 10/10 za REALIZM, który jest sztandarowym atutem książki. Tu błoto jest błotem, fałdy tłuszczu fałdami tłuszczu, a dwie brzydkie krosty dwiema brzydkimi krostami. 

Jest to UNIWERSALNA historia, ale z drugiej strony Updike nie dał mi za bardzo odczuć tego, że znajduję się w Ameryce końca lat 50., na co bardzo liczyłem. Mimo czasem obszernych opisów, skoncentrował się on na historii i bohaterach, pokazując dobitnie, że to, co mogło zdarzyć się 60 lat temu, równie dobrze mogło zaistnieć 20 lat temu, czy choćby przed momentem. Tę zgraję nieudolnych postaci można swobodnie przenosić w czasie, a i tak będą istnieć wszelkie przesłanki, by znów doświadczyć owego splotu wydarzeń, bez względu na datę w kalendarzu. Może nawet teraz rozgrywa się coś takiego, gdzieś jakiś Królik zbiera się do ucieczki… bo choćby taki konsumpcjonizm ma się dziś całkiem dobrze…

Paradoksalnie, nie powinno się czytać „Uciekaj, Króliku”, bo przecież tyczy się tego, co mamy na co dzień, tego, co my sami albo ludzie nam bliscy przeżyli lub przeżywają; utwór ten pełen jest antybohaterów i szarej prozy życia. To antyteza stereotypowej książki, po którą sięga się dla poszukiwania nadziei, optymizmu, przeniesienia w inny świat, po to, by przeżyć coś, czego niedane jest nam doświadczyć w rzeczywistości. A tutaj ta RZECZYWISTOŚĆ, od której wielu z nas chce uciec, wylewa się strumieniami z kolejnych kart książki.

Czyżby to miał być manifest krzyczący: nie zakładaj rodziny! Na pewno autor zawarł w swoim dziele krytykę beztroskich lat 50. Dla czytelników w podobnym wieku co Harry, nie będzie to kolejna przeczytana, zaliczona i na półkę odłożona książka, tylko przyczynek do poważnej refleksji nad swoim bytem. Małżeństwo, dzieci – jeśli jeszcze nie mam, to czy zakładać i kiedy; jeśli już mam – jak postępować, czego unikać? Szkoda tylko, że u Updike’a nie znajdziecie żadnych odpowiedzi, kierunkowskazów. On tylko zaznacza, że z tymi sprawami (czytaj: życiem) może być czasem bardzo ciężko… aż się będzie chciało uciekać.

To książka z nadzieniem KWAŚNO-GORZKIM, przygnębiająca i pesymistyczna historia pomyłek, dramatów, egoizmu, niezdecydowania i egzystencjalnej pustki; na pewno nie z gatunku tych „ku pokrzepieniu serc”. Królik to jednostka eskapistyczna, zagubiona w otaczającym świecie, nieudolnie poszukująca ładu. Zakorzeniona w przeszłości, którą to mocno idealizuje, co znowu wiążę się z nieprzyjemnym kontrastem wobec zastanej rzeczywistości. A jej dawne autorytety nie mają już nic konstruktywnego do zaoferowania, stanowiąc jedynie cień samych siebie z przeszłości. Parafrazując, będzie ciężko, trudno, nieprzyjemnie.

Patrząc obiektywnie, „Uciekaj Króliku” zapewne zasługuje na wyższą ocenę, choćby ze względu na swoją uniwersalność i realizm. Jednak przez swoje pejoratywno-fatalistyczne przesłanie i poruszane ciężkie tematy nie będzie czytelnika napawać ani energią, ani nadzieją, w związku z czym to pozycja nie dla każdego i nie w każdym momencie naszego życia. Przyznałem nie najwyższą notę, choć zauważam i doceniam jej niewątpliwe walory.

Ocena: 6/10

Tłumaczenie: Ariadna Demkowska-Bohdziewicz
Wydawnictwo: Państwowy Instytut Wydawniczy
https://tezeusz.pl/51736,updike-john-uciekaj-kroliku.html

10 komentarzy:

  1. Zdecydowanie muszę sięgnąć po tę pozycję!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Na pewno nie pozostawi Cię obojętnym, a o to chyba w obcowaniu z książkami chodzi ;)

      Usuń
  2. Jako, że mamy w zwyczaju nie dostrzegać tego co pod nosem, może właśnie ten paradoks sprawi, że powinniśmy po nią sięgnąć. To trochę tak jakby stanąć z boku i popatrzeć na to co tu i teraz. Takie spojrzenie muchy ze ściany.

    OdpowiedzUsuń
  3. W moim odczuciu takie zupełnie pesymistyczne nastawienie fabuły jest odarciem jej nieco z realizmu. Życie co prawda bajką nie jest, aczkolwiek wielu ludzi odnajduje się w nim, lub potrafi odnaleźć coś, co choćby chwilowo zawiruje przygnębieniem. No chyba, że mówimy o głębokiej depresji, w której nic już nie nabiera barw.

    OdpowiedzUsuń
  4. Niki_lugi - Jeśli moja recenzja Cię przekonała, jeśli lubisz XX-wieczną literaturę amerykańską albo poruszaną tu tematykę, to tak, powinnaś sięgnąć po ten tytuł :)

    OdpowiedzUsuń
  5. Rosa Czyta - czyli według Ciebie, jak domyślam się, w rzeczywistości współwystepują ze sobą zarówno pokłady pesymizmu, jak i optymizmu, a pójście w jedną tylko stronę, sprawia, że taki stan odbiega od tego realnego, z dwoma elementami. Ciekawe spostrzeżenie.

    OdpowiedzUsuń
  6. Mynio - tak, książkę tę można poznać choćby ku przestrodze. Wątpliwe, czy akurat nauczy nas sztuki doceniania tego, co już mamy, ale na pewno pomoże w doskonaleniu umiejętności zdystansowania się od nas samych, jak i od środowiska, w którym przyszło nam egzystować.

    OdpowiedzUsuń
  7. Napisałeś, że żałosny sposób ucieczki Królika odebrał Ci nadzieję na amerykański trip w poszukiwaniu siebie - miałem dokładnie do samo, bo nie wiedziałem, w którą stronę będzie zmierzać powieść. Ta początkowa jazda samochodem, narracja szczegółu ze słuchaniem radia i przytaczaniem każdej reklamy, wszystko na to wskazywało ;)

    Bardzo dobra recenzja - na wszystko jest w niej miejsce, aż trudno mi w to uwierzyć, bo ja miałem po lekturze mnóstwo myśli, których nie potrafiłem ułożyć. Twoje zdanie o kontrastującym języku, powód zastosowania narracji trzecioosobowej, symbolika w nazwie "Sędziowskiej Góry", ta antybohaterskość i "nadzienie kwaśno-gorzkie" (to chyba najtrafniejsze określenie książki). Dla mnie w punkt!

    I owszem, według mnie "Uciekaj, Króliku" zasługuje na wyższą ocenę, dlatego mu ją dałem. Choć chyba nie zdarzyło mi się tak wysoko ocenić książki, którą tyle czasu "męczyłem" i przy której przechodziłem od stanów euforycznych ze względu na język do irytacji podyktowanej treścią.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Tak, ta początkowa ucieszka... na pareset metrów podcięła mi ewidentnie skrzydła. Szykowałem się już na prawdziwą podróż pełną miast i miasteczek, pełną ameykańskiego folkloru i barw, wulgarnej i emocjonalnej, a przede wszystkim wciągającej. Ale nic z tego :)

      Dobrze, niech będzie. Zauważyłem część rzeczy, zasygnalizowałem je tutaj, ale Ty poszedłeś o krok dalej. Wyczerpałeś temat, zwłaszcza w stosunku do stylu, formy i konstrukcji - ja bym tak nie potrafił. Miłe, że co do bohaterów oraz nadzienia książki tak bardzo się zgadzamy :)
      Dla mnie Twoja recenzja była dopełnieniem całego tematu związanego z tą ksiażką oraz refleksjami, jakie generowała.

      Pisało mi się o niej nadspodziewanie łatwo. Chciałbym, żeby większość tytułów dawała mi się zrecenzować tak sprawnie. To jednak tylko pobożne życzenie, bo w rzeczywistości wiele książek kradnie mi mnóstwo czasu, i to wcale nie z powodu ich lektury :)

      Co do oceny, rozumiem zarówno Twoje, jak i moje podejście - musiałem w tekście uzasadnić swój wybór. Dla kogoś, komu codziennie w żyłach płynie krew zabarwiona pesymizmem i zwątpieniem, zetknięcie z tego typu prozą było niczym skropienie oliwą poparzonej skóry. Po prostu za dużo tego "dobrego".

      Usuń
    2. Miło tak sobie czasem posłodzić :P Choć spostrzeżenia mamy podobne, to recenzje na szczęście zupełnie inne, więc bez obaw obie mogą istnieć i być ciekawym (mam nadzieję!) głosem w dyskusji nad twórczością Updike'a oczami początkujących jego czytelników.

      Oj tak, ja też uwielbiam książki, o których teksty piszą się właściwie same. Mniej więcej potrafię już w trakcie lektury (lub nawet przed nią) rozpoznać, czy takie będą - szkoda tylko, że ich liczba nie jest zbyt wielka. No ale to oczywiste, że o jednej tematyce pisze nam się łatwiej, a drugą męczymy, wyrywając sobie z głowy pojedyncze słowa. Z "Uciekaj, Króliku" nie było łatwo, ale to z pewnością dlatego, że recenzję pisałem dość długo po skończeniu czytania.

      Ostatnie spostrzeżenie idealnie w punkt! ;)

      Usuń