20 marca 2018

David Vann / WYWIAD z amerykańskim pisarzem, twórcą "Legendy o samobójstwie" / Dobra Komplementarne



David Vann urodził się na Alasce. Jest autorem opowiadań i kilku powieści, wydawanych w ponad dwudziestu językach, i laureatem czternastu nagród literackich. Rozmawiamy z okazji wydania w Polsce jego pierwszej książki, „Legendy o samobójstwie”.


>> RECENZJA „LEGENDY O SAMOBÓJSTWIE”: 

Pisanie porównuje do terapii, a nawet religijnego przeżycia. Pisze każdego dnia rano w jednym krótkim, intensywnym zrywie, odcięty od świata. Zanim jednak stworzy coś nowego, przypomina sobie 20 ostatnich stron, bo istotny jest dla niego rytm dzieła. Kocha tragedie greckie i takież tworzy. To, co charakteryzuje jego prozę, to bazowanie na prawdziwych historiach i rodzinnych opowieściach, które, jak twierdzi, uwiarygadniają jego bohaterów. „Krwawy południk” McCarthy’ego to jego ulubiona powieść, przy czym błędem jest sądzić, że „Legenda o samobójstwie” powstała pod wpływem „Drogi”. Vann napisał swoje dzieło kilkanaście lat wcześniej, dlatego denerwuje go, gdy ludzie sądzą, że powstało w wyniku inspiracji „Drogą”. Pisarz dzieli życie między USA i Nową Zelandię, kraj, który uwielbia ze względu na uroki natury. Kiedyś pracował jako kapitan łodzi żaglowych, potem został szkutnikiem; jest też spawaczem. Dwukrotnie stracił wszystko, co miał i za każdym razem odbudowywał swoje życie w taki sposób, że stawało się jeszcze lepsze niż było. 

David Vann’s hi(S)tory
Gdy David miał 13 lat, ojciec zaprosił go do odseparowanej od świata chaty na Alasce. Chłopak odmówił, a dwa tygodnie później jego rodzic odebrał sobie życie… Przez długi czas obwiniał siebie, że tam nie pojechał i nie uchronił swego ojca. Warto dodać, iż w jego rodzinie były już przypadki samobójstw, a nawet morderstwo! Odtąd zaczęła się gehenna młodego człowieka, którego początkowo wypełniał gniew. W ciągu trzech lat zerwał relacje ze wszystkimi przyjaciółmi, mówił innym, że ojca zabrał rak – to był najgorszy okres… W tym czasie David prowadził podwójne życie: za dnia był piątkowym uczniem, sprawiającym na tyle korzystne wrażenie, że nawet jego matka – pedagog szkolny – uwierzyła, że syn nie potrzebuje terapii; nocą zaś, trapiony przez (trwającą 15 lat) bezsenność, krążył po ulicach z bronią, odziedziczoną po ojcu, strzelając do ulicznych lamp, a czasem ukryty na drzewie obserwował ludzi, mierząc do nich. Dziś decyzję o przekazaniu mu owego uzbrojenia ocenia jednoznacznie, jako „niesamowicie głupią”. Nie wiedział, jak pisać o swoim ojcu, podobnie jak nikt w jego rodzinie nie znał pełnej historii o tym, kim samobójca był wewnątrz i co tak naprawdę się stało. Dlatego też „Legenda…” tworzy tak różnorodny zbiór.

Everything that is best in my life, came from everything that was worst.  [słowa pisarza, które stały się przyczynkiem do wywiadu]

Według ciebie z każdym kolejnym przekładem książka zyskuje „nowe życie”… Gratuluję - “Legenda o samobójstwie” otrzymała w Polsce nowe życie i zbiera co najmniej dobre recenzje. Jak myślisz, dlaczego? Bo ludzie lubią czytać o samobójstwach innych osób (w tej książce ludzie tak łatwo odbierają sobie życie – to przerażające), a może czytelników przyciągnęły porównania do Hemingwaya, a zwłaszcza do Cormaca? A może dlatego, że za twoją prozą stoi prawdziwa historia (co według ciebie zmienia całą lekturę na lepsze)?
Oczywiście nie wiem, dlaczego książka znajduje lub nie znajduje odbiorców w danym kraju i nie mogę tego przewidzieć, tak samo zresztą jak wydawca. Na pewno w grę wchodzi łut szczęścia. Pisząc, że książka otrzymuje nowe życie, ukazując się w każdym kolejnym przekładzie i państwie, miałem na myśli to, że zawsze będzie inaczej odbierana, z innej perspektywy, prowokując dalsze dyskusje – i to mnie właśnie fascynuje. Biorąc udział w tej rozmowie ja także mam możliwość przeżycia nowego doświadczenia. Jestem bardzo podekscytowany faktem przyjazdu do Polski w październiku na Conrad Festival i będę ciekaw, które aspekty tej książki zwróciły na siebie uwagę polskiego czytelnika.

Samobójstwo nie jest łatwym tematem, ale trudno uniknąć o nim rozmowy: to motyw przewodni twojej “Legendy o samobójstwie”; postać twojego ojca i jego samobójstwo miały na ciebie ogromny wpływ. Zwróciłem uwagę na twoją wypowiedz – to bardzo ciekawe, co mówisz: „Sądzę, że błędem jest myślenie o samobójstwie jako o samolubstwie lub poświęceniu się. Obie teorie są mylne. Myślę, że prawda o samobójstwie jest taka, że ​​osoba, która ma skłonności samobójcze, nie myśli jasno”. Jaka jest zatem twoja definicja samobójstwa? I jak wobec tego oceniasz samobójstwo pewnego amerykańskiego muzyka (41 lat) w lipcu 2017, który zostawił 6 dzieci (5 biologicznych i 1 adoptowane). Nie chcę wskazywać go z nazwiska, a jedynie pokazać jako przykład. Czy to nie czysty egoizm i tchórzostwo?
Nie wiem nic o Chesterze Benningtonie i oczywiście nie mogę mówić o jego życiu ani o tym, co zrobił. Ale uważam, że błędem jest myślenie o samobójstwie jako egoizmie lub tchórzostwie. Samobójstwo ma miejsce, gdy dana osoba cierpi i nie może znaleźć sposobu na wyjście z kryzysu. Ta porażka, jak sądzę, jest najbardziej gorzka dla samobójcy i z pewnością nie odczuwa się jej jako triumf własnego ego. Myślę też, że każdy samobójca byłby rozjuszony oskarżeniem o tchórzostwo, ponieważ prawdopodobnie już cierpiał i ogromnie walczył, by nie odbierać sobie przedwcześnie życia.

Niedawno czytałem książkę D. Lyncha, pt. „W pogoni za wielką rybą”. W jednym z rozdziałów pisze on o cierpieniu artysty. To było dla mnie bardzo zastanawiające, bo reżyser uważa, że „[…] im bardziej artysta cierpi, tym mniejszą kreatywnością będzie się wykazywać. […] Niektórzy artyści wierzą, że gniew, przygnębienie lub inne negatywne emocje dają im w świecie sztuki przewagę. Wydaje im się, że muszą uporczywie trwać w tym gniewie i w strachu, by móc tworzyć swoje dzieła. […] Sądzą, że gdyby byli szczęśliwsi, straciliby przewagę lub swój talent.” Jakie jest twoje zdanie na ten temat? Jak było w twoim przypadku, podczas pisania “Legendy o samobójstwie”?
Myślę, że pisanie jest żywe i znaczące, gdy w trakcie tworzenia zaskakują autora nieświadome lub podświadome transformacje. Dzieje się tak najprawdopodobniej z materiałem, który jest ważny psychologicznie i emocjonalnie dla autora i ukształtował go w sposób niekontrolowany. Dlatego też wielu artystów uważa, że ich ​​najlepsze dzieła powstały dzięki wydarzeniom, które najbardziej ich dotknęły - w moim przypadku było to samobójstwo mojego ojca. Sztuka jest próbą przeżycia ponownego spełnienia i zrozumienia tego, czego nigdy nie daje się w pełni zrozumieć. Nie trzeba jednak być nieszczęśliwym. Moje życie jest teraz dobre, aczkolwiek wciąż mogę czerpać z tamtych [traumatycznych] źródeł.

Ciekawi mnie bardzo, ile razy w trakcie dekady [19-29 lat], kiedy powstawała “Legenda o samobójstwie”, zdarzyło ci się wrócić do krainy dorastania? Ile razy odwiedziłeś Alaskę? Potrzebowałeś takiego powrotu, by odświeżyć sobie tę historię lub same tylko krajobrazy? A może mogłeś pisać tę książkę, przebywając w USA lub Nowej Zelandii, bo wszystkie szczegóły miałeś zapisane głęboko w pamięci?
Odbyłem istotną podróż powrotną do Ketchikan, kiedy pisałem tę książkę, i dzięki temu powstało choćby moje opowiadanie zatytułowane właśnie "Ketchikan". W trakcie tej podróży doświadczyłem też czegoś, co zaszkodziło mojemu pisaniu. Zdałem sobie sprawę, że powrót spłyciłby znaczenie tego miejsca i zniszczył to dobre wspomnienie ubarwione w powieści. Drzewo zapamiętane w okresie dzieciństwa jako duże i wspaniałe, wygląda na małe, zwyczajne i bez znaczenia, gdy widzi się je teraz, osobiście. Dlatego przeniosłem lokalizację utworu zatytułowanego „Wyspa Sukkwan” pięćdziesiąt mil dalej, do miejsca, w którym nigdy nie byłem, tak aby kształt tego obszaru mógł pochodzić z opowieści, a nie zostać zdemaskowany przez rzeczywistość, jak to drzewo.
Potem prawie co roku wracałem na Alaskę, po prostu dlatego, że uwielbiam to miejsce i nadal czuję się jak w moim domu dzieciństwa. Przyznaję, że ostatnio tam nie bywałem, ale planuję wrócić w przyszłym roku.

Nie daje mi to wręcz spokoju. Jak to możliwe, że przez 12 lat nie mogłeś wydać “Legendy o samobójstwie”? 12 lat to strasznie długo! W czym tkwił problem, zdradzisz anegdoty lub okoliczności z tym związane? Czy chodziło tylko o to, że dzieło oparte było na prawdziwej historii samobójstwa? Przy okazji zapytam cię, czy reklama przesądza o sukcesie w XXI w., czy dobra literatura może sobie dziś poradzić bez marketingu i wytrzymać konkurencję tych, którzy dbają o głośną reklamę swoich książek? 
Moja książka nigdy nie została odrzucona przez redaktora w ciągu tych 12 lat. W Stanach Zjednoczonych możesz wysłać swój tekst do redakcji tylko za pośrednictwem agenta, a pół tuzina agentów uważało, że ​​tej książki nie da się sprzedać. Byłem na tyle głupi, aby im uwierzyć i niewystarczająco wytrwały w swych poczynaniach. W końcu wysłałem pracę na konkurs pisarski i została opublikowana tylko dlatego, że wygrała, więc tak naprawdę nigdy nie została zaakceptowana przez agenta czy redaktora. Byłem jednak reprezentowany przez agentkę Binky Urban, która chciała ode mnie literatury faktu, ale nie zawracała sobie głowy, by uważnie przeczytać umowę, w związku z czym straciłem setki tysięcy dolarów, kiedy moja książka odniosła sukces. Natomiast ludzie z University of Massachusetts Press [wydawnictwo uniwersyteckie tamtejszej uczelni] nie powiedzieli mi, że posiadają zagraniczne prawa, ale najwidoczniej jedno słowo "przydziały" dało im połowę owych praw. Beznadzieja. Szkoda gadać.  
Jeśli chodzi o twoje pytanie dotyczące marketingu, prawdą jest, że najbardziej wzięte tytuły w Ameryce odniosły sukces na sześć miesięcy przed pojawieniem się ich w druku. Jest pre-tour takiej książki, spotkania z dziennikarzami, publicyści oddelegowani do konkretnej publikacji i oczywiście pieniądze włożone w kampanię reklamową. Wydawcy temu zaprzeczają i stale okłamują autorów, co jest dość denerwujące, ponieważ nie jesteśmy idiotami. Mówią nam, że sprzedaż jest procesem ciągłym, a nie procesem forsowania i wywierania nacisku, ale my wiemy już co najmniej pięć miesięcy wcześniej, czy nasza publikacja książki okaże się hitem czy porażką.
Miałem szczęście w Polsce, ponieważ mój wydawca [Wydawnictwo Pauza] był naprawdę oddany sprawie i zrobił dla mojej książki wszystko, co tylko możliwe. Właściwie to samo mogę powiedzieć o całej Europie, więc już nawet przymykam oko na to, że Stany Zjednoczone często rozczarowują pod tym względem.

Jestem ciekaw, jakie sygnały i reakcje napływały do ciebie od czytelników po ukazaniu się “Legendy o samobójstwie”? Czy otrzymałeś jakąś przejmującą wiadomość np. od czyjegoś ojca? Przeprowadziłeś kiedyś z czytelnikiem tej książki trudną, szczerą rozmowę na temat osobistych traum? Czy możesz nam to zdradzić?
Otrzymałem setki przejmujących maili, odbyłem też wiele rozmów z osobami dotkniętymi traumą samobójstwa. Wszystko to były intensywne i niezwykłe doświadczenia, ponieważ inni zechcieli podzielić się ze mną swoimi historiami. Jestem im za to bardzo wdzięczny. I zauważyłem też, że żałoba po samobójstwie przebiega praktycznie w ten sam sposób na całym świecie,  niwelując wszelkie luki w różnicach kulturowych. Niezależnie od tego, czy ktoś jest z Chin, Norwegii, Turcji czy Australii, wszyscy przechodzą przez te same etapy: wyparcie, wściekłość, poczucie winy, wstyd itd. Dla mnie to niezwykle cenna obserwacja, bo pokazuje, że nie różnimy się od siebie na fundamentalnych poziomach człowieczeństwa, pomimo tego, jak bardzo różnimy się od siebie na zewnątrz.

Był taki okres w twoim życiu, kiedy czułeś, że samobójstwo - dziedzictwo ojca - wisi nad tobą, i że w końcu po ciebie przyjdzie. Bałeś się tego, czy sam jesteś typem samobójcy, prawda? Do czego porównałbyś to oczekiwanie (na fatum) oraz te obawy? Czy mógłbyś to ująć w literacki sposób, np. jako jakiegoś potwora? A może skorzystałbyś z figuratywnego obrazowania krajobrazu, któremu hołdujesz w swoich książkach? Albo inaczej – co sobie wyobrażałeś, czekając na przeznaczenie (które ostatecznie nie przyszło)? Jakie to uczucie?
Przez 22 lata bałem się, że samobójstwo będzie na mnie czekać, jeśli osiągnę przytłaczający mnie i niemożliwy do przezwyciężenia punkt krytyczny. Czułem, że muszę podzielić los mojego ojca. Ale potem, gdy w końcu dotarłem do tego punktu w swoim życiu, na co złożyło się bankructwo i wiele innych poważnych problemów, a moja przyszłość jawiła się wyłącznie w czarnych barwach, zdałem sobie nagle sprawę, że nie miałem ani jednej myśli o samobójstwie, że mój mózg nie działa w ten sposób. Odtąd przestałem się tym martwić, bo teraz już wiem, że dam sobie radę, bez względu na to, co jeszcze złego mnie spotka.

Czy zgodzisz się z tezą, że skłonności do samobójstwa mogą być dziedziczne; że w rodzinie samobójcy pojawi się kolejny samobójca? Jedną kwestią są dziedziczne predyspozycje psychiczne, ale mnie bardziej interesuje coś w rodzaju „antywzorca społecznego” - czy myślisz, że coś takiego istnieje?
Badania wykazały, że tendencje samobójcze, a nawet szeroki zakres chorób psychicznych, w rzeczywistości nie są dziedziczne. Nie jesteśmy skazani na podążanie drogą myśli i uczuć naszych rodziców. Ale kiedy dochodzi do samobójstwa w rodzinie, myślę, że przekracza ono tabu i otwiera możliwość, która być może dawniej była bardziej niedostępna, tak jak wiele zachowań może być teraz rozpowszechnionych społecznie.

Podkreślasz w wywiadach, że nie było jednej wersji dotyczącej samobójstwa twojego ojca – każdy w rodzinie miał własny punkt widzenia na tę traumę – dlatego książka ta nie mogła być wspomnieniem. Musiała stać się transformacją świadomości. To trudny temat dla ciebie i bliskich, który generował kłótnie między wami, prawda? Ale dzięki słowom mogłeś w „Wyspie Sukkwan” zrobić to, co zrobiłeś... Czy rzeczywiście traktujesz ten środkowy zabieg w książce jako zemstę na ojcu? Czy można uznać, że to rodzaj wiadomości, którą chciałeś wysłać rodzicowi? Zastanawiałeś się kiedyś, czy jeśli napisałbyś “Legendę o samobójstwie” pod pseudonimem, to twoja książka byłaby jeszcze mocniejsza, bardziej dosadna i chwytająca za gardło, bo nikt nie wiedziałby, że to część traumy Davida Vanna? Czy pisanie debiutu pod pseudonimem wpłynęłoby na charakter tych historii?
Myślę, że fakt, że w tle jest prawdziwa historia, wzmacnia efekt całej publikacji, więc nie sądzę, by pisanie pod pseudonimem przyniosło lepszy, silniejszy rezultat.
Nie chciałem wysyłać żadnej wiadomości mojemu ojcu. Byłem zaskoczony tym, co wydarzyło się w środku książki, ponieważ nie miałem pojęcia, że ​​dojdzie do takiego obrotu spraw, dopóki nie napisałem konkretnego zdania. Po raz pierwszy zrozumiałem, jak nieświadome jest pisanie, i moment ten zmienił moje podejście do procesu twórczego. Odtąd wszystkie moje książki powstawały bez żadnego planu czy konspektu. Co więcej, nie miałem pojęcia, o czym dana książka będzie. Wierzę, że struktura, wzór i znaczenie odnajdą się w moim dziele, nawet jeśli początkowo nie zdaję sobie z tego sprawy.
Dopiero później zrozumiałem tę chwilę [w książce] jako rodzaj zemsty na moim ojcu, sprawiając, że cierpiał trochę tak, jak ja.

Twój zbiór jest bardzo różnorodny (oszczędna i reporterska „Wyspa Sukkwan”, retrospektywne i nostalgiczne „Ketchikan” oraz całkiem liryczny zamykający – “Wyższy Błękit”). Inne style, perspektywy i transformacje… Czy od początku miało to tak wyglądać? A może to efekt tego, że książka powstawała przez dekadę i widać tu wpływ twoich wewnętrznych przemian i dojrzewania? Znalazłem też gdzieś twoją wypowiedź o tym, że „każdy utwór powstawał pod wpływem innego pisarza”. Pod czyim wpływem powstawały te utwory? Wyjawisz nazwiska? 
Forma mojej książki powstała pod wpływem Chaucera sprzed 600 lat. Legenda, w tradycji hagiograficznej, oznacza serię portretów, więc w tym przypadku jest to seria portretów samobójstwa. Podobnie jak w „Opowieściach kanterberyjskich” Chaucera, ma to być debata zarówno pod względem stylu, jak i treści, z różnymi rodzajami opowiadań. Realizm magiczny „Wyższego Błękitu” zaczerpnąłem przykładowo po Donaldzie Barthelme, nostalgię w „Ketchikan” od Gabriela Garcii Marqueza, zaś obfitszą narrację w „Ichthiologii” od Marilynne Robinson i Elizabeth Bishop; minimalistyczną opowieść „Rhoda” z Raymonda Carvera, strukturę "Legendy o dobrych ludziach" z „The Legend of Good Women ” Chaucera. Na początku nie miałem planu, ale później zrozumiałem, dlaczego zebrałem razem wszystkie te historie.

Swoją książką unaoczniasz potęgę słowa pisanego – literatury – która jest zarówno oczyszczająca, jak i ma swój własny urok. Porównujesz pisanie do terapii, bo obie dotyczą prawdy. Ale według ciebie pisanie to też piękno (walory estetyczne). Lubisz je też za to, że daje nam „drugą szansę”, prawda? Twoja “Legenda o samobójstwie” jest tego dowodem. Dzięki niej mogłeś symbolicznie skomunikować się z ojcem, przejść z nim przez to jeszcze raz oraz pokusić się o alternatywne rozwiązanie. Pokazałeś innym, że tak można! Można albo wszystko literacko wyjaśnić, albo zemścić się na kimś. Ty zrobiłeś jedno i drugie, mam rację? O czym jeszcze można by opowiedzieć twoim zdaniem dzięki takiemu zabiegowi? Jakie traumy można przezwyciężyć poprzez pisanie?
Dziękuję ci nie tylko za tak dokładną lekturę moich wywiadów, ale i za zrozumienie ich. To wszystko prawda. Uważam, że pisanie i wszelka sztuka ma walor terapeutyczny dzięki temu, o czym wspomniałem: że nas zaskakuje swymi przekształceniami, a zatem dostarcza nam nieoczekiwanych zwierciadeł - dajemy się złapać znienacka, bo inaczej przeszkadzają nam nasze świadome umysły, ze względu na swe ograniczenie i kreatywną ciasnotę. Terapia poprzez sztukę wspaniale nadaje się do przepracowania traumy, i chociaż tworzę tragedie, myślę, że jej działanie jest całkowicie pozytywne, bo stara się uczynić zarówno nas, jak i świat znaczącymi bytami.

Przyznajesz się otwarcie do swojego strachu i oporu przed  posiadaniem potomstwa... Czy myślałeś nad tym, aby, korzystając z potęgi słowa pisanego, stworzyć takie literackie uniwersum, gdzie jesteś ojcem wspaniałego, wesołego syna i czeka na was jakaś niesamowita przygoda? (Tak jak to zrobiłeś w “Legendzie o samobójstwie”.) Podkreślasz przecież, że piszesz, by „ujrzeć nieświadome przemiany, aby uformować wzór i znaczenie”. Czy to by ci nie pomogło w jakiś sposób?
To mogłoby pomóc, ale w swoim procesie twórczym nie mogę zmuszać się do występowania pewnych zdarzeń. Nie wybieram świadomie, raczej poddaję się nieświadomym transformacjom. A poza tym szczęśliwe historie są o niczym, więc raczej czegoś takiego nie napiszę. Historie istnieją jedynie w obrębie i poprzez konflikty. Nikt nigdy nie napisał wspaniałej książki o tym, jak wszystko poszło dobrze, bez ani jednej skazy.

Znalazłem też informację, że w twoich książkach nie dokonywano żadnych korekt, poza edytowaniem wierszy. I że nie musiałeś usuwać ani dodawać scen. Jak to możliwe?! Czy to wynik tego, że jesteś perfekcjonistą, językowym i stylistycznym purystą? Przy okazji, czy nie czujesz się trochę jak „zdrajca” pisarskiej braci, bo chyba każdy pisarz musi przejść przez poprawianie swojego tekstu. Nie czujesz się przez to nieco „gorszy” od kolegów po fachu, bo nie przeszedłeś pewnego „chrztu”? : )
Sądziłem, że pisanie będzie głównie związane z korektą i długo żyłem w takim przekonaniu, dlatego mocno zdziwiło mnie, że moje książki nie posmakowały korekty i publikowano je jedynie po edycji wierszowej. Historia albo rodzi się w pierwszym szkicu, albo w ogóle. Ale myśląc o tym więcej, dochodzi się do wniosku, że to ma sens, bo nikt, kto rzeczywiście pisze dramaty, nie może nigdy dodać, przenieść ani usunąć sceny. Każda scena powinna pochodzić ze wszystkiego, co wydarzyło się wcześniej i prowadzić do tego, co dzieje się dalej, jak ogniwo w łańcuchu. Co więcej, myślę, że nikt, kto może przenosić, dodawać lub usuwać owe sceny, nie tworzy tak naprawdę dramatu. Nie możesz usunąć pojedynczej sceny z żadnego z moich beletrystycznych dzieł i uzyskać książkę wciąż funkcjonującą jako spójną całość. A jeśli jednak możesz to zrobić, wtedy chwila ta oznacza dla mnie porażkę.
Przez wiele lat nie mogłeś zostać profesorem, bo nie wydałeś jeszcze książki (“Legendy o samobójstwie”). W tym czasie wypłynąłeś w morze jako kapitan łodzi żaglowych, a potem zostałeś szkutnikiem, prawda? Warto podkreślić, że dwukrotnie wtedy straciłeś wszystko, co miałeś i musiałeś zaczynać od początku. Ale - co najważniejsze - twierdzisz, że za każdym razem podnosiłeś się z kolan w taki sposób, że twoje życie stało się jeszcze lepsze niż przedtem. Jakie motto towarzyszyło ci w tych trudnych chwilach, jak przekonywałeś się do nowego startu? Co możesz powiedzieć ludziom, którzy właśnie wszystko stracili? Tym, którzy chcą zmierzyć się w sposób praktyczny (i twórczy) z własną traumą. 
Z mojego doświadczenia wynika, że ​​najlepsze rzeczy w moim życiu wynikają z tego, co było najgorsze w przeszłości - na przykład samobójstwa mojego ojca - i za każdym razem, gdy traciłem wszystko i musiałem uzdrawiać swoje życie, odkrywałem, że to nowe jest jeszcze lepsze: bardziej ekspansywne i wciągające. Ale trzeba też pamiętać, że moje traumy i straty były w jakiś sposób ograniczone – przykładowo nie przeszedłem przez wojnę, a cała moja rodzina nie została zabita przez bombę, ani nie trafiła do obozu [koncentracyjnego]. I tu stawiam kropkę, bo jednak nie chciałbym zbyt daleko posunąć się w tym, co wiem tylko z własnego doświadczenia. Ale mam nadzieję, że ktoś, kto wiele utracił, będzie wiedział, że to możliwe, by następna odsłona jego życia okazała się bardziej satysfakcjonująca i znacząca od poprzedniej. Poza tym, wiele z tego, co uważamy za ważne - w tym nasza pozycja społeczna i relacje oraz wszystko, co dotyczy pieniądza (poza zaspokajaniem podstawowych potrzeb) - w rzeczywistości nie jest ważne.

Obejrzałem w sieci wiele wywiadów z tobą. Masz wyraźny głos - nie myślałeś o byciu lektorem albo o dubbingu?   
Haha. Dziękuję. Mój zawód wymaga ode mnie tego, bym mówił, chociaż staram się spędzać więcej czasu na przysłuchiwaniu się dyskusjom uczniów podczas wspólnych zajęć. Natomiast jeśli chodzi o różne festiwale literackie, z chęcią przebywam na scenie z innymi pisarzami, by toczyć z nimi dyskusje. Lubię nauczać i oczywiście uwielbiam rozmawiać o samej literaturze.

Dziękuję ci za tak inteligentne i precyzyjne pytania!

Rozmawiał i przetłumaczył: 
Michał „LelandLester”





Wywiad ten przeprowadziłem dzięki uprzejmości Wydawnictwa Pauza.


*Zdjęcia pochodzą z prywatnego archiwum pisarza.

10 komentarzy:

  1. Okropnie dobry wywiad! ;) I te pytania! Nie dziwię się, że pisarze decydują się na rozmowę z Tobą!

    OdpowiedzUsuń
  2. Dziękuję Ci bardzo! Cieszę się na mysl o tej rozmowie, bo było to dla mnie fascynujące (ale też wyczerpujące myślowo) doświadcenie. Słowem - bezcenne! ;)

    OdpowiedzUsuń
  3. Nie czytałam tej książki, jednak dzięki twojemu wywiadowi, bardzo mnie autor zainteresował. Muszę przeczytać tą książkę :)
    Pozdrawiam i zapraszam do siebie :)
    http://okularnicaczyta.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
  4. Wywiad genialny! Gratulację, niezła robota. Książki jeszcze nie czytałam, ale zapisuje tytuł na mojej dłuuugiej liście ;)
    Pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
  5. Gratulacje, dobra robota :)

    OdpowiedzUsuń
  6. Samobójstwo - z jednej strony nie łatwy temat, a z drugiej przyciągający jak sensacja. Współczuję autorowi, przedwczesnej śmierci ojca. Gratuluję dojrzałego podejścia - nieobwiniania i zaakceptowania stanu rzeczy. Bardzo ciekawy wywiad - trzyma w napięciu! :) Serdecznie pozdrawiam!

    OdpowiedzUsuń
  7. Muszę koniecznie przeczytać "Legendę o samobójstwie"

    OdpowiedzUsuń
  8. Mega fajny wywiad :D Aż muszę po książkę sięgnąć

    OdpowiedzUsuń
  9. Książka bez korekty? Pierwszy raz słyszę o takim przypadku :) fajny wywiad

    OdpowiedzUsuń
  10. Czytałam już kilka wywiadów z Vannem i wiadomo, że informacje się powtarzają (w końcu to jeden i ten sam człowiek), ale rozmowy z nim mogę czytać w kółko. Imponuje mi, jak potrafił przekuć osobiste tragedie w źródło wewnętrznej siły. Sama "Legenda o samobójstwie" bardzo mnie poruszyła.

    OdpowiedzUsuń