21 stycznia 2019

"Godność i życie są dane tylko na początku…” / Dan Simmons „Terror”

Przepadli! Było ich 129. Co ciągnie zdrowego, silnego i młodego mężczyznę do najzimniejszej, najbardziej opustoszałej części ziemi – wiecznie zamarzniętych obszarów w pobliżu bieguna północnego? Czyżby zachęta w postaci ograniczonego prowiantu, izolacji od świata, śnieżnej ślepoty, oparzeń słonecznych na przemian z odmrożeniami, szkorbutu? A może wszystkiemu winne oschłe przyjęcie przez zdradliwe lodowe grzbiety, straszliwą ciemność, wiejący wiatr i groźny lód? Natomiast jedno jest pewne - w Arktyce można było umrzeć na setki straszliwych sposobów.  Pytanie: po co?

Jako że w XIX w. podróże wertykalne były niemożliwe, koncentrowano całą uwagę na ruchu horyzontalnym, w nim też upatrując źródeł chwały i spełnienia. A konkretnie w zdobyciu któregoś z biegunów, co wówczas stanowiło pole rywalizacji i próbę sił podróżników-odkrywców. Myśl o zapisaniu się w historii, splendorze i profitach materialnych czyniła z każdej karkołomnej wyprawy swoiste opium, coraz mocniej nakręcając tych wszystkich szaleńców (by nie powiedzieć straceńców). Jedni metodyczni (Robert Peary), drudzy nierozsądni (Henry Hudson), a inni pechowi, acz niezłomni (Ernest Shackleton) albo źle do ekspedycji przygotowani, jak ci z „Terroru”, nie pierwsi i nie ostatni zresztą. Trudno wszak o świeże pożywienie pośród ciemności, lodu i wiatru, na tym zapomnianym przez boga Białym Piekle, skoro wśród załóg obu statków nie było ani jednego myśliwego lub rybaka z prawdziwego zdarzenia. Ale to tylko 1 z powodów, dlaczego przepadli.


W głęboko ludzkim, a jednocześnie ze wszech miar złowrogim „Terrorze” Dana Simmonsa czytelnik przygląda się jednej z najsłynniejszych katastrof XIX w., grupce obszarpanych (…) bladych, brudnych, wycieńczonych ludzi, członków wyprawy pod dowództwem sir Johna Franklina, która wyruszyła z Anglii 19 maja 1845 r., by zlokalizować wyraźnie skracające odległość morskich wypraw Przejście Północno-Zachodnie. Szkopuł w tym, że nigdy nie powrócili. A ostatnimi, którzy widzieli dwa statki (HMS Erebus i HMS Terror) byli europejscy wielorybnicy (w 1845 r.).

Kadr z serialu "Terror" Ridley’a Scotta.
Niezwykle naówczas nowoczesne statki Królewskiej Marynarki Wojennej, dwa wyekwipowane po brzegi potwory morskie z imponującymi silnikami, wzmocnionymi kadłubami i zdolnością do łamania lodu, mające w zamyśle wywrzeć wrażenie na dalekiej Północy, pozwalając człowiekowi zgarnąć co jego, utknęły, bezbronne, w lodowej pułapce bez widocznych możliwości manewru, tracąc wszystkie swe atuty. Najwidoczniej nikt nie pamiętał o tym, że w tej części świata technologia liczy się mniej niż szczęście.

Początkowo mężna, zaprawiona w bojach i pewna siebie załoga, przygotowana (logistycznie i mentalnie) na kilkuletnią nawet misję, w ogóle nie brała pod uwagę fiaska. A mimo to uczestnikom przyszło działać w trudnych warunkach klimatycznych, znacznie przekraczających ich możliwości techniczne oraz adaptacyjne. Czas płynął, lód wzmacniał uścisk, kolejni podupadali na zdrowiu, kurczyło się wszystko: od zaopatrzenia po nadzieję w pomyślne zakończenie, rósł zaś ferment w zespole i zniecierpliwienie sytuacją. Ale (chyba) nie to było najgorsze. Coś równie zjadliwego i przebiegłego - olbrzymi byt – wędrowało nocą wokół statków, pomału uszczuplając załogę. 

Simmons | „Terror” Simmonsa to – wywiedziona z historycznych faktów, oparta na rzeczywistych wydarzeniach - autorska wizja tego, jak mogły przebiegać dalsze losy feralnej ekspedycji. W skrócie, to fikcyjne sprawozdanie z faktycznej wyprawy, doprawione nowymi wątkami, domysłami, i dlatego tak rozbudowane. Rozwlekłość i potoczysty język, czyli norma u pisarza, ma w książce dwie twarze. Od strony historycznej nie tylko umiejętnie ilustruje życie na pokładzie dziewiętnastowiecznych statków, ale także mentalność ich załogi: dumę, niezłomność i dyscyplinę; a skrupulatność i reporterskie zacięcie owocuje bogactwem zwyczajów, rytuałów i kodeksu postępowania podczas tego typu wypraw. Natomiast oblicze nr 2 to już Dan „No limits” Simmons, czyli kilkustronny opis pogrzebu jednego z poruczników albo – co bardziej irytuje –  notoryczne przypominanie, kto i jak zginął, a kto wciąż pozostaje przy życiu. Może chciał tym sposobem ukazać ogrom ludzkich strat (bo nigdy wcześniej podczas wypraw arktycznych nie odnotowano tak przerażających ubytków kadr)? 

Terror | Jego „Terror” to wielopoziomowa krzyżówka gatunkowa: od powieści historycznej i marynistycznej, wzmocnionej czarnym żeglarskim humorem, po powieść drogi oraz literacki horror reprezentowany przez wątki nadnaturalne, wyrosłe z inuickiej mitologii. To też mnogość i fluktuacja znaczeń, groza o wielu twarzach: (rozbity na lądzie) Obóz Terror; nazwa statku; potoczne określenie polującego na załogę bytu; warunki pogodowe; niekompetencja i skąpstwo przy zaopatrywaniu śmiałków; to, co ludzie zgotowali sobie sami, już na miejscu: błędne, głupie wręcz, bo kierowane pychą i (nie)omylnym autorytetem decyzje dowództwa i wiele innych okropności. Również oba statki, jako lokacje, wraz z ich klaustrofobicznymi, skąpanymi w mroku i wielopiętrowymi wnętrzami-labiryntami, przynajmniej z punktu widzenia ludzi, robią za dwie sąsiadujące ze sobą planety, zatopione w kredowym wszechświecie, a każde przejście między jedną a drugą, kontakt z ogromem jednobarwnej przestrzeni wiąże się tak samo ze żmudnymi przygotowaniami, jak i dużą dozą niebezpieczeństwa, bo nie każdemu dane jest dotrzeć do punktu przeznaczenia. Zatem „Terror” bez wątków nadprzyrodzonych to dalej terror.

Kadr z serialu "Terror" Ridley’a Scotta.
Bohaterowie | Kreacja postaci to jedna z głównych aren, gdzie Simmons mocno sięgnął zarówno do wyobraźni, jak i pisarskiego warsztatu, czego efektem chociażby krzyżowanie chronologii czy rozdzielenie narracji na wiele przeróżnych (rangą i charakterem) osób. W dodatku pisarz do członków załogi podchodzi wyraźnie podmiotowo (i retrospektywnie): to bohaterowie nie tylko z bagażem ciepłego odzienia i garstki osobistych przedmiotów, ale przede wszystkim wewnętrznych rozterek i historii. Oczywiście nie mogło zabraknąć perspektywy - zbudowanych na zasadzie wyraźnej polaryzacji: odpowiedzialny- nieroztropny, abstynent - pijący, niedoceniony - przeceniony, charyzmatyczny - pozbawiony wyrazu - komandorów (Croziera i Franklina), z czego jeden to starzejący się gaduła, który odprawiałby msze sześć razy w tygodniu, gdyby tylko mógł, i który nigdy nie rozumiał żartów wypowiadanych w jego obecności, choć na wszelki wypadek głośno się z nich śmiał, a drugi, chodź śmierdzi whiskey na odległość, zawsze panuje nad sytuacją. Podążając za wierchuszką czytelnik zapoznaje się z charakterem ich codziennej roli na statkach: podejmowanie trudnych, odpowiedzialnych decyzji, rozporządzanie zaopatrzeniem czy podtrzymywanie morale załogi na przyzwoitym poziomie. A z drugiej strony, rozdziały dr. Goodsira, innego z narratorów, zdają się być tymi na wskroś poruszającymi, jako że na co dzień stykał się z chorymi, rannymi i zmarłymi.

Podróż i portrety |  „Terror” to także - a może przede wszystkim - wielorakie ujęcia śmierci mężczyzn, którym towarzyszymy w ich ostatnich chwilach na tym łez padole. Liczone w latach zakleszczenie w lodowym imadle zapewnia odbiorcy kompleksowy wgląd w psychikę bohaterów, w akty dobroci i podłości, upadki i wzloty. Czas, jako katalizator wrogich warunków, ma to do siebie, że sukcesywnie zrzuca ludziom kolejne maski. Budzący się w każdym indywidualnie imperatyw przetrwania oraz kusząca chęć szukania drogi na skróty mogą uczynić z jednostki aspołecznego potwora. Niemniej jednak Simmons nie popada w sentymentalizm ani patos – ludzie tu są niezwykle twardzi i uporządkowani – ich słabości oraz lamenty pojawiają się stosunkowo późno. A heroizm, jeśli takowy istnieje, przejawia się w znajomości swojego miejsca w szeregu i próbie zachowania godności. Simmons, prowadząc swych odkrywców-nieszczęśników przez ciemność, zimno i lód, tworzy swoistą gratkę dla czytelnika ze względu na więź, jaka buduje się między nim a członkami wyprawy. Wiadomo też, że po drodze będzie wiele ofiar. Zatem główne pytania w „Terrorze” to nie „kto?”, tylko „jak?” i „kiedy?”. I choćby ciekawość generowana tak przedstawioną sprawą każe odbiorcy przewracać kolejne strony powieści.

Konkluzja | Pomimo znajomości finału tej tragicznej wyprawy, pisarzowi i tak udaje się utrzymać odbiorcę w poczuciu nadziei co do losów przynajmniej niektórych z bohaterów tak bardzo pragnących powrócić do ciepła i cywilizacji. „Terror” Dana Simmonsa stanowi w równym stopniu drobiazgowe oddanie ówczesnej epoki szaleńczych wypraw arktycznych, jak i rzucone przez człowieka srogiej naturze buńczuczne wyzwanie, albo inaczej - jest prawdziwym studium ludzi uwikłanych w diabelnie niesprzyjające warunki. Warto też przekonać się, dlaczego strefy podbiegunowe stanowią tak szczodry dom dla powieści z dreszczykiem, w tym inuickiego predatora.

Simmons, przestudiowawszy wnikliwie i metodycznie (jak na dobrego nauczyciela przystało)  cały background obrosłej wieloma mitami i przypuszczeniami  historii – absolutnie kluczowy element dla powodzenia całego „Terroru” - autonomicznie ogarnął pierwszy plan, co wiązało się z wielkim wyzwaniem zespolenia dwóch swobodnych nitek w jeden porywający czytelnika biały strumień bezpretensjonalnych portretów męskiej śmierci oraz roznegliżowanej do cna, mimo tęgiego mrozu, ludzkiej natury – powrotu od munduru socjalizacji do kolebki instynktów. To zapis wyprawy, której chce się być uczestnikiem. To po prostu dobra literacka inwestycja.

Ocena: 8/10

PS | Wydanie zawiera m.in. ikonografię odkryć polarnych (a w niej np. dopiero co odnaleziony dzwon z Erebusa) oraz mapę z zaznaczoną trasą, którą podążała ekspedycja. Co więcej, zarówno Simmons, jak i autor posłowia, dr Rachlewicz, dostarczają czytelnikowi bogatą bibliografię tematyczną. 



* "Godność i życie są dane tylko na początku. O ich trwanie każdy musi walczyć i narażać się bezustannie" Josif Brodski

Dan Simmons, Terror (The Terror); Przeł. Janusz Ochab. Czerwonak: Wydawnictwo Vesper, 2015, wydanie I.

https://www.bustle.com/p/what-happened-to-the-hms-terror-erebus-the-terror-tells-the-story-of-a-lost-expedition-8569682
https://www.thewrap.com/the-terror-hms-terror-erebus-found/

10 komentarzy:

  1. Wow! Już nie mogę się doczekać lektury, ale mimo wszystko zostawię ją sobie na upalne lato ��. Świetnie wszystko opisales - to na pewno będzie interesujące doznanie.

    OdpowiedzUsuń
  2. Bardzo ciekawie i wnikliwie napisana recenzja. Ksiązka co prawda nie dla mnie ale wpis przeczytalam z zainteresowaniem.

    OdpowiedzUsuń
  3. Uwielbiam świat piratów, aczkolwiek chyba bardziej wolę filmy w tej tematyce, aniżeli książki

    OdpowiedzUsuń
  4. Nie przepadam za tego typu książkami, ale tak ją opisałeś, że mam ochotę po nią sięgnąć i coś mi mówi, że się nie rozczaruję :)

    OdpowiedzUsuń
  5. Jestem pod wrażeniem recenzji. Świetnie napisana. Ma się wrażenie jakby już zaczęło się czytać tę książkę. Niewątpliwie zainteresuję się tą propozycją czytelniczą. Będzie to zapewne wyjątkowa podróż.

    OdpowiedzUsuń
  6. Jestem pod wrażeniem tak świetnie napisanej recenzji. Bardzo dobrze mi się ją czytało. Oddałeś klimat książki, emocje bohaterów i lodowate temperatury Arktyki.

    OdpowiedzUsuń
  7. Bardzo fajna recenzja, będę wpadać po więcej 😻

    OdpowiedzUsuń
  8. Czytałam tylko jedną książkę tego autora i bardzo mi się podobała. Tej sobie nie mogę odpuścić 😄

    OdpowiedzUsuń
  9. Bardzo mnie zainteresowała ta książka :) Twoja recenzja przykuwa uwagę i zachęca, aby sięgnąć po tę pozycje i zastanowić się jak załoga dawała sobie radę z różnymi przeciwnościami losu.

    OdpowiedzUsuń
  10. Świetna powieść. Pełna napięcia i jedna z tych, w których Simmonsowa rozwlekłość wcale mi nie przeszkadzała.

    OdpowiedzUsuń