Przepadli! Było ich 129. Co ciągnie zdrowego, silnego
i młodego mężczyznę do najzimniejszej,
najbardziej opustoszałej części ziemi – wiecznie zamarzniętych obszarów w
pobliżu bieguna północnego? Czyżby zachęta w postaci ograniczonego prowiantu, izolacji od świata, śnieżnej ślepoty,
oparzeń słonecznych na przemian z odmrożeniami, szkorbutu? A może wszystkiemu
winne oschłe przyjęcie przez zdradliwe
lodowe grzbiety, straszliwą ciemność, wiejący wiatr i groźny lód? Natomiast
jedno jest pewne - w Arktyce można było umrzeć na setki straszliwych sposobów. Pytanie: po co?
Jako
że w XIX w. podróże wertykalne były niemożliwe, koncentrowano całą uwagę na
ruchu horyzontalnym, w nim też upatrując źródeł chwały i spełnienia. A konkretnie w zdobyciu któregoś z
biegunów, co wówczas stanowiło pole rywalizacji i
próbę sił podróżników-odkrywców. Myśl o zapisaniu się w historii, splendorze i
profitach materialnych czyniła z każdej karkołomnej wyprawy swoiste opium,
coraz mocniej nakręcając tych wszystkich szaleńców (by nie powiedzieć straceńców).
Jedni metodyczni (Robert Peary), drudzy nierozsądni (Henry Hudson), a inni pechowi,
acz niezłomni (Ernest Shackleton) albo źle do ekspedycji przygotowani, jak ci z
„Terroru”, nie pierwsi i nie ostatni zresztą. Trudno wszak o świeże pożywienie pośród
ciemności, lodu i wiatru, na tym zapomnianym przez boga Białym Piekle, skoro
wśród załóg obu statków nie było ani jednego myśliwego lub rybaka z
prawdziwego zdarzenia. Ale to tylko 1 z powodów, dlaczego przepadli.
W głęboko ludzkim, a jednocześnie ze
wszech miar złowrogim „Terrorze” Dana Simmonsa czytelnik przygląda się jednej z najsłynniejszych katastrof XIX
w., grupce obszarpanych (…) bladych,
brudnych, wycieńczonych ludzi, członków
wyprawy pod dowództwem sir Johna Franklina, która wyruszyła z Anglii 19
maja 1845 r., by zlokalizować
wyraźnie skracające odległość morskich
wypraw Przejście Północno-Zachodnie. Szkopuł w tym, że nigdy nie powrócili. A ostatnimi,
którzy widzieli dwa statki (HMS Erebus i HMS Terror) byli europejscy
wielorybnicy (w 1845 r.).
![]() |
Kadr z serialu "Terror" Ridley’a Scotta. |
Niezwykle
naówczas nowoczesne statki Królewskiej Marynarki Wojennej, dwa wyekwipowane po
brzegi potwory morskie z imponującymi silnikami, wzmocnionymi
kadłubami i zdolnością do łamania lodu, mające w zamyśle wywrzeć wrażenie
na dalekiej Północy, pozwalając człowiekowi zgarnąć co jego, utknęły,
bezbronne, w lodowej pułapce bez widocznych możliwości manewru, tracąc
wszystkie swe atuty. Najwidoczniej nikt nie pamiętał o tym, że w tej części świata technologia liczy się
mniej niż szczęście.
Początkowo mężna, zaprawiona w bojach i
pewna siebie załoga, przygotowana (logistycznie i mentalnie) na kilkuletnią
nawet misję, w ogóle nie brała pod uwagę fiaska. A mimo to uczestnikom przyszło działać w trudnych warunkach
klimatycznych, znacznie przekraczających ich możliwości techniczne oraz
adaptacyjne. Czas płynął, lód wzmacniał uścisk, kolejni podupadali na
zdrowiu, kurczyło się wszystko: od zaopatrzenia po nadzieję w pomyślne
zakończenie, rósł zaś ferment w zespole i zniecierpliwienie sytuacją. Ale
(chyba) nie to było najgorsze. Coś równie zjadliwego i przebiegłego - olbrzymi
byt – wędrowało nocą wokół statków, pomału uszczuplając załogę.
Simmons
| „Terror” Simmonsa to – wywiedziona z
historycznych faktów, oparta na rzeczywistych wydarzeniach - autorska wizja tego,
jak mogły przebiegać dalsze losy feralnej ekspedycji. W skrócie, to fikcyjne
sprawozdanie z faktycznej wyprawy, doprawione nowymi wątkami, domysłami, i
dlatego tak rozbudowane. Rozwlekłość
i potoczysty język, czyli norma u pisarza, ma w książce dwie twarze. Od strony historycznej
nie tylko umiejętnie ilustruje życie na pokładzie dziewiętnastowiecznych statków,
ale także mentalność ich załogi: dumę, niezłomność i dyscyplinę; a skrupulatność
i reporterskie zacięcie owocuje bogactwem zwyczajów, rytuałów i kodeksu
postępowania podczas tego typu wypraw. Natomiast oblicze nr 2 to już Dan „No
limits” Simmons, czyli kilkustronny opis pogrzebu jednego z poruczników albo –
co bardziej irytuje – notoryczne przypominanie,
kto i jak zginął, a kto wciąż pozostaje przy życiu. Może chciał tym sposobem ukazać
ogrom ludzkich strat (bo nigdy wcześniej podczas wypraw arktycznych nie
odnotowano tak przerażających ubytków kadr)?
Terror
| Jego „Terror” to wielopoziomowa krzyżówka gatunkowa: od powieści historycznej i marynistycznej,
wzmocnionej czarnym żeglarskim humorem, po powieść drogi oraz literacki horror
reprezentowany przez wątki nadnaturalne, wyrosłe z inuickiej mitologii. To też mnogość i fluktuacja znaczeń, groza
o wielu twarzach: (rozbity na lądzie) Obóz Terror; nazwa statku; potoczne określenie
polującego na załogę bytu; warunki pogodowe; niekompetencja i skąpstwo przy
zaopatrywaniu śmiałków; to, co ludzie zgotowali sobie sami, już na miejscu: błędne,
głupie wręcz, bo kierowane pychą i (nie)omylnym autorytetem decyzje dowództwa i
wiele innych okropności. Również oba statki, jako lokacje, wraz z ich
klaustrofobicznymi, skąpanymi w mroku i wielopiętrowymi wnętrzami-labiryntami,
przynajmniej z punktu widzenia ludzi, robią za dwie sąsiadujące ze sobą
planety, zatopione w kredowym wszechświecie, a każde przejście między jedną a
drugą, kontakt z ogromem jednobarwnej przestrzeni wiąże się tak samo ze
żmudnymi przygotowaniami, jak i dużą dozą niebezpieczeństwa, bo nie każdemu
dane jest dotrzeć do punktu przeznaczenia. Zatem
„Terror” bez wątków nadprzyrodzonych to dalej terror.
![]() |
Kadr z serialu "Terror" Ridley’a Scotta. |
Bohaterowie | Kreacja postaci to jedna z głównych aren, gdzie Simmons
mocno sięgnął zarówno do wyobraźni, jak i pisarskiego warsztatu, czego efektem
chociażby krzyżowanie chronologii czy rozdzielenie narracji na wiele
przeróżnych (rangą i charakterem) osób. W dodatku pisarz do członków załogi podchodzi wyraźnie podmiotowo (i
retrospektywnie): to bohaterowie nie tylko z bagażem ciepłego odzienia i
garstki osobistych przedmiotów, ale przede wszystkim wewnętrznych rozterek i historii.
Oczywiście nie mogło zabraknąć perspektywy - zbudowanych na zasadzie wyraźnej
polaryzacji: odpowiedzialny- nieroztropny, abstynent
- pijący, niedoceniony - przeceniony, charyzmatyczny - pozbawiony wyrazu - komandorów
(Croziera i Franklina), z czego jeden to starzejący
się gaduła, który odprawiałby msze sześć razy w tygodniu, gdyby tylko mógł, i
który nigdy nie rozumiał żartów wypowiadanych w jego obecności, choć na wszelki
wypadek głośno się z nich śmiał, a drugi, chodź śmierdzi whiskey na
odległość, zawsze panuje nad sytuacją. Podążając za wierchuszką czytelnik
zapoznaje się z charakterem ich codziennej roli na statkach: podejmowanie
trudnych, odpowiedzialnych decyzji, rozporządzanie zaopatrzeniem czy
podtrzymywanie morale załogi na przyzwoitym poziomie. A z drugiej strony,
rozdziały dr. Goodsira, innego z narratorów, zdają się być tymi na wskroś poruszającymi,
jako że na co dzień stykał się z chorymi, rannymi i zmarłymi.
Podróż
i portrety | „Terror” to także - a może przede wszystkim -
wielorakie ujęcia śmierci mężczyzn, którym towarzyszymy w ich ostatnich
chwilach na tym łez padole. Liczone w latach
zakleszczenie w lodowym imadle zapewnia odbiorcy kompleksowy wgląd w psychikę
bohaterów, w akty dobroci i podłości, upadki i wzloty. Czas, jako
katalizator wrogich warunków, ma to do siebie, że sukcesywnie zrzuca ludziom
kolejne maski. Budzący się w każdym indywidualnie imperatyw przetrwania oraz kusząca
chęć szukania drogi na skróty mogą uczynić z jednostki aspołecznego potwora.
Niemniej jednak Simmons nie popada w
sentymentalizm ani patos – ludzie tu są niezwykle twardzi i uporządkowani – ich
słabości oraz lamenty pojawiają się stosunkowo późno. A heroizm, jeśli takowy
istnieje, przejawia się w znajomości swojego miejsca w szeregu i próbie
zachowania godności. Simmons, prowadząc swych
odkrywców-nieszczęśników przez ciemność, zimno i lód, tworzy swoistą gratkę dla
czytelnika ze względu na więź, jaka buduje się między nim a członkami wyprawy.
Wiadomo też, że po drodze będzie wiele ofiar. Zatem główne pytania w „Terrorze” to nie „kto?”, tylko „jak?” i
„kiedy?”. I choćby ciekawość generowana tak przedstawioną sprawą każe odbiorcy
przewracać kolejne strony powieści.
Konkluzja
| Pomimo znajomości finału tej
tragicznej wyprawy, pisarzowi i tak udaje się utrzymać odbiorcę w poczuciu
nadziei co do losów przynajmniej niektórych z bohaterów tak bardzo pragnących
powrócić do ciepła i cywilizacji. „Terror”
Dana Simmonsa stanowi w równym stopniu drobiazgowe oddanie ówczesnej epoki
szaleńczych wypraw arktycznych, jak i rzucone przez człowieka srogiej naturze
buńczuczne wyzwanie, albo inaczej - jest prawdziwym studium ludzi uwikłanych w
diabelnie niesprzyjające warunki. Warto też przekonać się, dlaczego strefy
podbiegunowe stanowią tak szczodry dom dla powieści z dreszczykiem, w tym
inuickiego predatora.
Simmons, przestudiowawszy wnikliwie i
metodycznie (jak na dobrego nauczyciela przystało) cały background obrosłej wieloma mitami i
przypuszczeniami historii – absolutnie
kluczowy element dla powodzenia całego „Terroru” - autonomicznie ogarnął
pierwszy plan, co wiązało się z wielkim wyzwaniem zespolenia dwóch swobodnych nitek
w jeden porywający czytelnika biały strumień bezpretensjonalnych portretów
męskiej śmierci oraz roznegliżowanej do cna, mimo tęgiego mrozu, ludzkiej
natury – powrotu od munduru socjalizacji do kolebki instynktów. To zapis wyprawy, której chce się być
uczestnikiem. To po prostu dobra literacka inwestycja.
Ocena:
8/10
PS
| Wydanie zawiera m.in. ikonografię
odkryć polarnych (a w niej np. dopiero co odnaleziony dzwon z Erebusa) oraz
mapę z zaznaczoną trasą, którą podążała ekspedycja. Co więcej, zarówno Simmons,
jak i autor posłowia, dr Rachlewicz, dostarczają czytelnikowi bogatą
bibliografię tematyczną.
* "Godność i życie są dane tylko
na początku. O ich trwanie każdy musi walczyć i narażać się bezustannie"
Josif Brodski
Dan Simmons, Terror (The Terror);
Przeł. Janusz Ochab. Czerwonak: Wydawnictwo Vesper, 2015, wydanie I.
https://www.bustle.com/p/what-happened-to-the-hms-terror-erebus-the-terror-tells-the-story-of-a-lost-expedition-8569682
https://www.thewrap.com/the-terror-hms-terror-erebus-found/
Wow! Już nie mogę się doczekać lektury, ale mimo wszystko zostawię ją sobie na upalne lato ��. Świetnie wszystko opisales - to na pewno będzie interesujące doznanie.
OdpowiedzUsuńBardzo ciekawie i wnikliwie napisana recenzja. Ksiązka co prawda nie dla mnie ale wpis przeczytalam z zainteresowaniem.
OdpowiedzUsuńUwielbiam świat piratów, aczkolwiek chyba bardziej wolę filmy w tej tematyce, aniżeli książki
OdpowiedzUsuńNie przepadam za tego typu książkami, ale tak ją opisałeś, że mam ochotę po nią sięgnąć i coś mi mówi, że się nie rozczaruję :)
OdpowiedzUsuńJestem pod wrażeniem recenzji. Świetnie napisana. Ma się wrażenie jakby już zaczęło się czytać tę książkę. Niewątpliwie zainteresuję się tą propozycją czytelniczą. Będzie to zapewne wyjątkowa podróż.
OdpowiedzUsuńJestem pod wrażeniem tak świetnie napisanej recenzji. Bardzo dobrze mi się ją czytało. Oddałeś klimat książki, emocje bohaterów i lodowate temperatury Arktyki.
OdpowiedzUsuńBardzo fajna recenzja, będę wpadać po więcej 😻
OdpowiedzUsuńCzytałam tylko jedną książkę tego autora i bardzo mi się podobała. Tej sobie nie mogę odpuścić 😄
OdpowiedzUsuńBardzo mnie zainteresowała ta książka :) Twoja recenzja przykuwa uwagę i zachęca, aby sięgnąć po tę pozycje i zastanowić się jak załoga dawała sobie radę z różnymi przeciwnościami losu.
OdpowiedzUsuńŚwietna powieść. Pełna napięcia i jedna z tych, w których Simmonsowa rozwlekłość wcale mi nie przeszkadzała.
OdpowiedzUsuń