Bezimienny,
poddany władzy bohater otrzymuje pięknie wykaligrafowane przez jednego z
urzędników wezwanie do magistratu. Historia dzieje się wówczas, gdy w mieście
szarogęsi się ponura jesień. Protoplasta udaje się niezwłocznie z owym kwitem w
podane miejsce, zastanawiając się po drodze, dlaczego wokół panuje taka
przejmująca cisza, dlaczego napotykani ludzie albo milczą, albo tylko szepcą.
Zauważa, że nie tylko z mieszkańcami coś jest nie tak, ale przede wszystkim z samym
miastem. Przy okazji autor odmalowuje portret burmistrza-demiurga. Ponury,
czasem odrażający, klimat szarości i zwątpienia; zepsucie, brzydota, rozkład,
smród i zgnilizna - prawdziwe opowiadanie grozy. Takim oto akcentem zaczyna się
debiutancki zbiór opowiadań Wojciecha Guni. Otwierające całość „Wezwanie”, choć dedykowane
Truchanowskiemu, początkowo odznacza się klimatem rodem z Kafki. Jest
przepyszne w swej ohydności.
Patrząc
często na debiutantów, aż korci, żeby przyczepić się do ich stylistycznych
wycieczek donikąd. Tu zbyt obszernie, tam styl zbyt ubogi. A w debiucie Guni
mamy sytuację zgoła odmienną. Tu styl się podziwia, absolutnie nie rozpatrując
go jako słabego punktu wydawnictwa. To estetyka, która wyprzedza debiut, może
nawet o kilka pozycji. „Powrót” stylistycznie jest niczym walec rozprawiający
się z twitterowymi zapędami dzisiejszych mas, które to wkradają się bezczelnie
łatwo w naszą codzienność. Gunia czasem kreśli wizje, krajobrazy, sceny, które
zahaczają nawet o fantastykę. Każde opowiadanie wyrzeźbiono z tej samej materii;
dopracowanej, zainspirowanej wielkimi pisarzami i odcinającej się od
dzisiejszej pulpy.
Zbiór
pt. „Powrót” tak naprawdę ukazał się w 2014 r. Wtedy jeszcze nie słyszałem ani
słowa o młodym autorze. Nakład pierwszego wydania był niewielki, szybko się
rozszedł, a książka przez kilka lat była niedostępna w księgarniach, jedynie na
rynku wtórnym. W tym roku doszło do wznowienia, w międzyczasie dowiedziałem się
o istnieniu pisarza i jego twórczości, i tak oto mogłem zetknąć się z ową
prozą. Dwoma fundamentalnymi dla mnie informacjami, dającymi wyobrażenie, z
jaką zawartością mam do czynienia, były fragmenty okładkowych opinii. Po
pierwsze, że debiutancki zbiór niesie ze sobą duży potencjał intelektualny. Po
drugie, zawarte w nim teksty to niczym mieszanka twórczości trzech panów:
Brunona Schulza, Franza Kafki i Thomasa Ligottiego. Zauważyć należy, iż dwóch
pierwszych nie miało z literaturą grozy nic wspólnego. Natomiast bardzo
ubolewam nad tym, iż Gunia nie zawarł choćby krótkiej informacji od siebie,
przedstawiając się niejako debiutanckim wydawnictwem, tak, aby poinformować czytelnika
co to w ogóle za książka.
Dlaczego
tytuł „Powrót”, skoro pisarz dopiero zaczyna swoją literacką drogę? Uzasadniam
to faktem powrotu do swoich idoli, do wielkich twórców sprzed lat, powrotu do
zbieżnego z nimi systemu wartości oraz sposobu postrzegania rzeczywistości.
Jaką
więc zawartość przykrywa ta minimalistyczna, acz przykuwająca spojrzenie
okładka? Ta grafika to kwintesencja minimalizmu i skuteczności – zobaczcie
tylko, jak dosłownie kilka poziomych i pionowych kresek daje efekt miliona
dolarów. Bo to przecież nie tylko przepaść, w której stronę zmierza pojedynczy człowiek
– zobaczcie też, skąd przychodzi i co ma wokół.
„Powrót” w ogóle to anonimowi, bezimienni bohaterowie w
równie anonimowych i bezimiennych miastach, które zazwyczaj sprawiają wrażenie,
jakby toczyła je jakaś choroba, jakby pustoszały, obumierały. Akcja nierzadko
rozgrywa się w bliżej nieokreślonym mieście. Niewiele też wiadomo o głównych
bohaterach. Natomiast rzuca się oczy przewijający się nierzadko motyw manekinów
czy ludzkich atrap, co można wiązać z procesem przemiany jednostek, a to może prowadzić
do „Przemiany” Kafki albo „Manekinów” Schulza.
Z
pewnością nie są to utwory nadające się do streszczenia tudzież rozkładania na
czynniki, a przynajmniej większość z nich; o sugestywnych jednowyrazowych
tytułach. „Wojna” to rzecz o… wojnie, a „Susza” sama głośno podpowiada, o czym
jest. Gunia jakby pokazywał dwie literackie twarze. Otóż w swoich najkrótszych
utworach przyobleka się w stylistykę znaną doskonale ze „Sklepów cynamonowych”
B. Schulza: zabawa słowem, piętrzenie semantycznych budowli („Dom”, „Susza”,
„Kombinat”). Natomiast w tekstach dłuższych rzuca się w oczy styl znany z F.
Kafki („Bardzo długo była ciemność”, „Spisek”) albo też inspiracja
Truchanowskim - który tłumaczył dzieła Kafki - jak w otwierającym „Wezwaniu”, czyli mniej „popisów” na rzecz
fabuły, tempa oraz budowania napięcia.
Zbiór
Guni składa się z dwóch komponentów: rozwijania wizyjnej fabuły, („Powrót”,
„Ojciec”, „Spisek”) oraz „wkładek” filozoficznych i refleksji. I te dwie
struktury mocno kojarzą mi się z ruchami tektonicznymi, ponieważ nieprzerwanie dochodzi
do tarcia owych płyt, nakładania się jednej na drugą i odwrotnie. Czasem utwory
pozbawione są którejś z nich, lecz zazwyczaj obie tu wymienione współtworzą
dane opowiadania. Nierzadko utwory „Powrotu” kończą się metafizycznym akcentem,
mniej zaś namacalnie czy konkretnie. Gdybym mógł zasiąść przy studyjnej konsolecie,
poprzesuwać suwaki, powciskać klawisze, zmieniłbym nieco wspomniane proporcje i
więcej udziału przypadłoby fabule, bo z jednej strony daje to większą
przystępność, a po drugie Gunia pokazał, że wątki fabularne, od których raczej
stroni, wychodzą mu niezwykle udanie i mam nadzieję, że w kolejnym tego typu
zbiorze nie zabraknie miejsca na porządną dawkę losów swoich postaci. Ktoś
powie, że w tym, czy w innym opowiadaniu niewiele się dzieje… Otóż dzieje się –
i to dużo – w warstwie słownej; dzieje się wręcz nieustannie.
Wielką
zaletą tych opowiadań jest to, iż nie są obarczone okazjonalnością, niezawieszone
w czasoprzestrzeni, nie grozi im zepsucie czasem; zdołają zatem długo poleżeć,
nie tracąc przy tym nic na smaku. Równie dobrze mogłyby ukazać się dekadę
wcześniej albo pięć lat później. Wiele z nich określiłbym mianem: ponadczasowe.
„Powrót” w szczególe.
Z wyżej podanych powodów, odniosę się do kilku wybranych utworów. O otwierającym
całość „Wezwaniu” już wspominałem. „Dom” to króciutkie dziełko o
najbardziej osobliwym domu, o jakim kiedykolwiek przyszło mi czytać. Pomimo tylko
kilku stron, swoją treścią potrafi zmusić do wysiłku niczym niejedno
wielokrotnie dłuższe opowiadanie, dając czytelnikowi w kość. Utworowi temu
chyba najbliżej do B. Schulza. Kolejno, opowiadania „Dom” oraz „Spisek” zdają
się być połączone ze sobą jakimś ciemnym, podziemnym korytarzem (lekka aluzja
do treści). Być może dzięki temu drugiemu, to pierwsze stanie się bardziej
klarowne. A „Spisek” to „Proces”
Kafki a rebours. „Wojna” jest tym
opowiadaniem, które Gunia wysłał – z powodzeniem - na konkurs zorganizowany
przez wydawnictwo Agharta. Utwór opublikowano w antologii polskiego weird
fiction pt. „Po drugiej stronie”. I tym sposobem zaczął się proces, który
doprowadził finalnie do ukazania się całego omawianego tu zbioru. Zastanawiam
się w tym miejscu, czy pisarz, aby przypadkiem nie czytał „Według łotra”
Snerga, gdyż odnajduję w „Wojnie” kilka podobieństw. „Ostrza” to krótki tekst, który zadaje kłam mojej wcześniejszej
opinii, iż małe utwory a la Schulz są ciężkie i wymagające. Ten z kolei jest
lekki i niezmiernie intrygujący. W dodatku obudził we mnie mnóstwo skojarzeń,
choćby z „Manekinami” Schulza, po raz kolejny z „Według łotra” Snerga oraz z
opowiadaniem „Marionetki SA” ze zbioru „Człowiek ilustrowany”. „Powrót” stanowi przekrój, kolaż całego
zbioru. Tytułowy „Powrót” jest takim „Powrotem” w pigułce, opowiadaniem
poglądowym dla całości. Fabuła przeplata się z rozmyślaniami bohaterów,
opisami, a wszystko jeszcze wzbogacone o dość wymagającą uwagi od odbiorcy „wkładkę”
filozoficzną, a więc jest z jednej strony gęściej, z drugiej zaś szybciej,
dynamiczniej. Momenty zwolnienia zmieniają się z rozwijaniem losów postaci. Na
przykładzie tytułowego dzieła można dojść do wniosku, iż autor zbyt rzadko
odnosi się do swojego bohatera, nakrywając go refleksjami czy opisami; za
często zatrzymuje się, mniej wprawiając w ruch swoją postać – gdyby lekko skrócić,
zdynamizować, odciążyć, byłoby świetnie. Na koniec zostawiłem dwa zdecydowanie ulubione tytuły. „Bardzo długo była tylko ciemność” od początku ma świetne flow i
tak mniej więcej do połowy, gdy pisarz celowo zabiera nas na spacer po
labiryncie tajemnic. Nawiązanie do „Zamku” Kafki nad wyraz zauważalne. Zaczyna
się od wprowadzonego suspensu – główny bohater wraz z innymi jedzie wagonem pośród
ciemności w nieznane. Budzi skojarzenia z historią wojen, totalitaryzmu czy
niewolnictwa. Mnóstwo znaków zapytania, nie wiadomo, o co chodzi, poza tym, że
pasażerowie docierają do dworca „po
niekończącej się podróży przez niekończącą się noc w niekończącym się składzie
wagonów”. I jeszcze „Ojciec”, o
którym wprawdzie nic sensownego nie napiszę, może poza tym, że ogromnie
zaskoczył mnie kierunek, w jakim się rozwinął; zawarta tu wizja sprawia, że to
jedno z najlepszych opowiadań, jakie od dawna czytałem. Po prostu nie można go
pominąć!
Utwory
te powstawały, niespiesznie, przez kilka lat, nie było tu mowy o walce z
terminami czy pisaniu na akord (wiedza z wywiadów z autorem). Kilka rzeczy a
propos tegoż wydawnictwa można przyjąć za pewnik. To nie jest książka do
przeczytania w jeden dzień i odłożenia na półkę, na pastwę kurzu. Będziemy do
niej wracać, utwory czytać po parę razy, z kilku przyczyn. Czasem z powodu tego,
iż w pierwszym podejściu zwyczajnie nas przerosły, a czasem po to, by za
kolejnym razem udało się już wyłuskać spod wierzchnich warstw te pierwotnie nieodczuwalne
elementy; analogicznie do słuchania dobrego albumu muzycznego, który odkrywa
swą pełnię, wszystkie te szczególiki, dopiero za którymś z kolei
przesłuchaniem. Bardzo prawdopodobne, iż z każdym następnym odczytem „Powrotu”,
poszczególne opowiadania zyskają tylko w oczach czytelnika, prezentując się w
pełnej krasie. Gunia swoim zbiorem rzuca czytelnikowi wyzwanie intelektualne o
mocno semantycznym zabarwieniu. Tekstów tych raczej nie da się pokonać w
przerwie meczu tudzież ulubionego serialu, wymagają dostosowania odpowiedniego
tempa, wypada poświęcić odrobinę czasu owej słownej układance. Napiszę wprost –
niedzielny czytelniku, łapy precz od tego zbioru. Owe węzły metafizycznych
rozważań mogą okazać się zbyt trudne do rozsupłania dla części odbiorców, choć
z pewnością warte są podjęcia wysiłku i zaangażowania.
„Powrót”
z pewnością znany już jest fanom gatunku, ale warto też zaproponować go tym
czytelnikom, którzy na co dzień nie sympatyzują z literaturą grozy, ponieważ
mogą tu znaleźć wiele opowiadań, które zrobią na nich wrażenie, i to wcale nie
poprzez odmalowywanie potwornych i krwistych klimatów. Przecież F. Kafka, jeden
z idoli Guni, swoją twórczością przyciągnął rzesze odbiorców z niemal każdego
kierunku literackich rozstajów. Sporo utworów jest nad wyraz aktualnych
(„Kombinat”, „Susza”, ”Zachwyt”, a przede wszystkim „Spisek”), odnoszących się
do zjawisk zachodzących w rzeczywistości. Czyż poniższy fragment nie brzmi jak
hymn dzisiejszych czasów, dzisiejszego pracownika (korporacji)?
„Nie byłem z tą metropolią
związany emocjonalnie; to, że się w niej roztopiłem, było wyborem bez głębszego
znaczenia; tak zadecydował – można powiedzieć – ślepy traf. Dbając o porządek w
drobiazgowej rejestracji historii miasta, systematycznie rezygnowałem ze
swojego życia. Nie chciałem mieć historii, nie chciałem być kimkolwiek,
perspektywa wyrazistego istnienia, powiązanego siecią zależności z innymi
ludźmi, napawała mnie raz strachem, raz odrazą. Swoje kontakty ograniczałem do
relacji wyłącznie zawodowych. Dbałem o ty, by koledzy z pracy nie stali się
bliższymi znajomymi, by seksualne epizody uczynić możliwie anonimowymi i
wyzbytymi aspektu uczuciowego. […] Byłem dla nich kolejnym anonimowym numerem w
rutynowej pracy […]”
Podsumowując,
jest to absolutnie bezkompromisowy zbiór, żadnych ukłonów dla mainstreamu. Utwory
są niezwykle dojrzałe i dopracowane. Wymagająca, ambitna, gęsta i absorbująca
proza pełna niedopowiedzeń, imponderabiliów i niesamowitości. Ta książka to
jawny dowód, iż od razu w debiucie można przywitać się z czytelnikiem,
zaczynając od wysoko zawieszonej poprzeczki. Pytanie tylko, czy pisarzowi uda
się przeskoczyć tę wysokość przy okazji następnego, zapowiadanego na 2018 r.,
zbioru.
Gunia
mówi głosem dzisiejszym, ale głęboko zakorzenionym w przeszłości i w wybitnych
twórcach. W jego utworach słyszalne jest echo uznanych pisarzy XX w. Autor piętrzy
wymagające słowne konstrukcje („Dom” najlepszym przykładem), tka swą prozaiczną
koronkę. Gunia, niczym dr Frankenstein, przywrócił do życia artystyczne owoce
twórczości wielkich pisarzy, a co więcej, zrobił to w znacznie bardziej
estetycznym stylu niż szalony naukowiec. Warto więc sięgnąć po „Powrót”, aby
przekonać się, jakie wizje kryją się w posępnym czerepie autora.
Zawartość zbioru wraz z cząstkowymi ocenami: Wezwanie (8) Dom (5)
Susza (7) Wojna (6,5) Bardzo długo była
tylko ciemność (9) Kombinat (7) Syn
(5,5) Powrót (7) Ostrza (8)
Spisek (8) Ojciec (9) Zachwyt (7)
Słowa brzmiały jak ich własne (6,5).
Zdjęcie: http://agharta.es24.pl/opis/6050821/wojciech-gunia-powrot.html
Otóż to. Dzieło, które się niespiesznie smakuje, odkłada na chwilę i znowu wraca. Nie sposób oprzeć się magii tego, co Gunia stara się nam przekazać ani nie pokochać stylu w jakim to robi. Ja wiem, że będę wracać nie raz i polecam wszystkim, którzy lubią smakować i celebrować lekturę.
OdpowiedzUsuńNiezliczone powroty do "Powrotu" gwarantowane. Zgadzam się z Tobą, Joanno, zresztą już dawno zapoznałem się z Twoją recenzją nt. tej książki : )
OdpowiedzUsuńBardzo dobra recenzja, mocno zachęcająca do książki, w sumie mnie nawet bardziej zaciekawiłeś "Powrotem" niż niegdyś "Nie ma wędrowca", a przecież tamta książka już wydawała się arcyciekawą. Wstęp do Twojej recenzji jest wybitnie kafkowski, autentycznie podczas jego czytania przypomniał mi się "Proces". :) Bardzo podoba mi się to, że w "Powrocie" bohaterowie są tacy nijacy, anonimowi, jak bez dusz, wątki metafizyczne zaś przeważają nad akcją - wolę te pierwsze. ;)
OdpowiedzUsuńPoza tym zgadzam się - okładka jest rewelacyjna.
Ta recenzja jest po prostu uczciwa - to wiem na pewno - a jeśli przy tym zachęca do lektury, to bardzo dobrze! Z mojego punktu widzenia, żeby stworzyć ten tekst, wystarczyło napisać prawdę. Tak, w "Powrocie" duch Kafki wręcz się materializuje ;) "Nie ma wędrowca" i debiut to 2 różne byty - banałem byłoby napisać, że tutaj jest bardziej różnorodnie. Oczywiście, że tak, choćby ze względu na ilość odrębnych, pomniejszych dzieł, ale też "Powrót", moim zdaniem, ma więcej do zaoferowania, a ja zwyczajnie lubię, gdy autor sięga po krotsze formy.
OdpowiedzUsuńZ zainteresowaniem zapoznam się z książką, może jeszcze nie teraz, bo nieco innych lektur obecnie potrzebuje, ale tytuł już wciągnęłam na listę, na niespieszne zaczytanie. :)
OdpowiedzUsuńBookendorfina
Mam tyle książek w kolejce do czytania, a tu recencja "powrotu". Kiedy ja znajdę czas na te wszystkie książki ? Haha
OdpowiedzUsuńWORLD OF ALEKS
Izabelo - rzeczywiście, słońce i upał to może nie najdogodniejsza aura do czytania "Powrotu", ale już chłodniejszy, deszczowy czy po prostu wietrzny dzień pasowałyby idealnie ;) Jednak warto się w niż zaopatrzyć
OdpowiedzUsuńOtóż to, Aleksandro! Los jest okrutny i sobie z nas kpi! Każe tyrać na etacie zamiast zgłębiać prawdy o człowieku... Też zadaje sobie to pytanie: "kiedy?!"
OdpowiedzUsuńBardzo obszerna recenzja, widać że wymagała sporo pracy. Nie czytałam tej książki, jednak Twoja recenzja sprawiła że mam ochotę ją przeczytać
OdpowiedzUsuńMasz pełną rację co do pbjętości! Zazwyczaj takie teskty można tu spotkać :) Pracy też trochę wymagała, ale jestem w miarę zadowolony i miło, że Cię do niej zachęciłem.
OdpowiedzUsuń