19 maja 2017

Jeden las, różne punkty widzenia / Artur Urbanowicz „Gałęziste”

Z lasem mogę witać się każdego dnia, wystarczy, że podejdę do okna. Od początku miałem plan, by wykorzystać sąsiedztwo z tym zielonym domem flory i fauny. Jako że nie znoszę spacerów, wiedziałem, że jeśli las -  to tylko bieganie. Mimo, że formalnie jestem od dawna dorosły, a i subiektywnie dojrzały, to jednak las każe mi powątpiewać w taki stan rzeczy, gdyż mowa o miejscu specyficznym i fantastycznym zarazem – najlepszej na świecie bieżni z trójwymiarową zielenią, w dodatku z tuzinem wspaniałych, prostych jak kij duktów, z harmonijnym ptasim pohukiwaniem i szmerem wiatru. Ale las wygrzebuje z nas także resztki dziecięcej wyobraźni, jest w nim coś takiego, że ma się wrażenie jakby jego powietrze w głównej mierze było wypełnione opium sprawiającym, że z każdym wdechem czujemy, jak nasze zmysły doznają hiperstymulacji, jakbyśmy –kolokwialnie- odlatywali, zapewne po części dzięki „euforii biegacza”, ale nie tylko. Ta kakofonia, te sensoryczne omamy będą na porządku dziennym, zwłaszcza gdy ktoś guzdra się z rozpoczęciem treningu i zazwyczaj musi biec z powrotem przy akompaniamencie zmroku. Wtedy imaginacja potrafi dopaść do tego stopnia, że zapominasz o zmęczeniu i choć poruszasz się tak szybko jak na początku, wciąż nie możesz doczekać się widoku domu. Nic zatem dziwnego, że od jakiegoś czasu miałem ochotę na polską literaturę grozy, najlepiej z lasem w roli głównej. A że akurat trafiło na debiutanta – czemu nie? Zapraszam do „Królestwa Zielonego” Urbanowicza.

Karolina i Tomek – para studentów z Warszawy – postanawia spędzić zbliżający się okres wielkanocny 2011 r. na Suwalszczyźnie, wybierając na miejsce zakwaterowania prywatną stancję poza Suwałkami, bliżej łona natury. Młodym ludziom nie wiedzie się w związku – sielanka odeszła w zapomnienie, różowe okulary zdjęte z nosów – a zmiana otoczenia z miejskiej dżungli na leśne ostępy ma pomóc w rozwiązaniu problemów oraz nabraniu dystansu. Jadąc autem zabierają nieoczekiwanych pasażerów. Ale to nie koniec „atrakcji” –  w kolejce czekają objawiająca się choroba jednego z bohaterów oraz nieoczekiwane perturbacje co do miejsca pobytu… I tak zaczyna się podróż, nie tylko w głąb Suwalszczyzny, w głąb przepastnego lasu, ale przede wszystkim w głąb samych siebie.

Gdybym miał rozłożyć „Gałęziste” na czynniki, uzyskałbym takie części składowe: 1. Karolina i Tomek – charakterystyka postaci oraz ich związku, do którego dochodzi kwestia konfliktu pomiędzy wiarą a jej brakiem; 2. „suwalski przewodnik”, czyli historyczno-turystyczne informacje o regionie: Suwalszczyzna i legendy; 3. elementy paranormalne i grozy.


Odnosząc się do każdego z osobna, trzeba podkreślić, że kluczem do odbioru książki jest zaakceptowanie kilku faktów: mnóstwo czasu spędzimy z parą studentów, czyli z odzywkami, światopoglądem, motywacjami – lub ich brakiem – ludzi młodych. Trzeba się na to przygotować. Karolinę i Tomka zbudowano na zasadzie kontrastu: małe-duże, psychologia-matematyka, chrześcijaństwo-ateizm, intuicyjność i wiara w ludzi-logika i sceptycyzm, aktywność-bierność, sybarytyzm-odpowiedzialność i powściągliwość. W dodatku jedno z nich cierpi na chorobę, która odciśnie piętno na fabule. Za sprawą dogłębnych charakterystyk, bohaterów poznamy bardzo dobrze, choćby przez towarzyszenie im w codziennych czynnościach. Autor stawia na realizm: przejawia się to w sposobie kreacji postaci oraz w przeglądzie sytuacji, których młodzi ludzie doświadczają na co dzień. Dopiero elementy grozy stanowią tę wyjątkowość, której nie uświadczy się w rzeczywistości. Urbanowicz sam jest młodym człowiekiem i ma się wrażenie, jakby pisał poniekąd o sobie, albo swoich znajomych. Choć z drugiej strony trudno mi kupić opisane w powieści sytuacje, gdy studenci z Warszawy nie wiedzą, czym jest sękacz (nie wspominając już o próbowaniu) albo zamiast „Suwałk” mówią ochoczo „Suwałek”.
Co do 2. czynnika – „Gałęziste” zawiera wiele informacji o walorach turystycznych Suwalszczyzny. Czasem te obszerne wzmianki w postaci przydługawych akapitów przypominają lekturę biuletynów dla zwiedzających. O wiele ciekawiej i zgrabniej przedstawia się kwestia regionalnych legend. Autor może swoją książką zniechęcić do podróży w tamte strony, a jednocześnie zaintrygować osoby lubiące przygodę i ryzyko, tym bardziej, że gros przedstawionych miejsc istnieje naprawdę.
3. element wywołuje do tablicy temat klasyfikacji książki. Urbanowicz czerpie z repozytorium grozy klasyczne, wypróbowane wcześniej chwyty (ciemność, demony, cmentarz, wioska). Powieść „Gałęziste” zaklasyfikowano do kategorii thrillera paranormalnego (informacja z okładki), ale zdecydowanie lepiej dopasowane wydaje się być określenie: słowiańska powieść grozy. Faktem jest, iż obcujemy z niemal typowym horrorem z domieszką wulgarności i perwersji. Mamy do czynienia z pierwotną potęgą – naturą. Sam las jawi się jako potężny mechanizm grozy - może być (przynajmniej w teorii) źródłem optymizmu i spokoju, jak i wylęgarnią niepokoju. Nietrudno zgadnąć, czego u pisarza będzie więcej. Dla mnie osobiście ‘najstraszniejsze’ wrażenie zrobił pobyt studentów na stancji – niepokój i napięcie gwarantowane, sceny te często wypadają nawet lepiej niż sam nieprzenikniony las. „Gałęziste” nie jest książką, która każe nam czekać do połowy, aż coś złego zacznie się dziać, aż przekonamy się, że to horror. Od początku zło zaznacza swoją obecność. Dobrze jest ją czytać przed albo w trakcie wyjazdu turystycznego, najlepiej na łono natury.

Co do stylu i formy, autor sam o sobie mówi „perfekcjonista” i to tutaj widać: pisze obrazowo, skrupulatnie podchodzi do procesu kreacji, ale z drugiej strony zdania są aż nazbyt obszerne i złożone. Od czasu do czasu wkradają się niepotrzebne kwestie i roztrząsa się mało istotne czynności bez wpływu na główne wątki fabularne. Zaznaczam, że absolutnie nie jestem zwolennikiem stylu, jaki prezentują pisarze pokroju B. Croucha, ale chociaż minimalne odchudzenie książki uważam za konieczność. Najlepiej, gdyby twórca z każdego z napisanych zdań odjął 1-2 słowa tak, aby narracja wrzuciła jeszcze wyższy bieg – w końcu „Gałęziste” ma przysparzać głównie rozrywki, a więc lekkość i tempo są tu niezmiernie istotne. To rzecz pilna, ale też jedna z niewielu do poprawy. Mogą też nieco razić pewne „zabawy językowe” twórcy typu: „Wreszcie po trwającej dla nich całe godziny chwili wydarzyły się prawie jednocześnie, choć jednak w określonej kolejności trzy/cztery rzeczy”, albo liczne powtórzenia oraz uprzedzanie czytelnika, że zaraz dojdzie do czegoś znaczącego lub strasznego. A z drugiej strony, Urbanowicz jest bardzo konsekwentny w przyjętej konwencji, zarówno jeśli chodzi o świat widziany oczami młodych ludzi, jak i obrany styl powieści – pochwalam tę cechę u pisarzy.

W przypadku tej książki nasuwa mi się jedno porównanie: Urbanowicz, tak jak w debiucie Darda pokazuje, że groza może z powodzeniem zaistnieć na polskich ziemiach, z tą tylko różnicą, że u Dardy mowa o Lubelszczyźnie, zaś Urbanowicz wziął na warsztat Suwalszczyznę – dla obu panów wymienione tereny mają prywatnie duże znaczenie, obaj odwołują się też do miejscowych legend, stawiając na swojskość i klimat.

Podsumowując - po lekturze „Gałęziste” wyłania się przesłanie: ideały nie istnieją, doceń to, co masz, jak również: nie igraj z naturą, szanuj ją.

Z notki o Arturze Urbanowiczu można dowiedzieć się kilku informacji wyjaśniających, a zarazem potwierdzających wnioski i wrażenia towarzyszące w trakcie i po lekturze. Urbanowicz jest m. in. matematykiem i pasjonatem horrorów, a więc nie dziwi fakt, że jedna z jego postaci studiuje właśnie ten kierunek, a w debiucie popełnił powieść grozy. Ponadto umiejscowił akcję dzieła w rodzinnej Suwalszczyźnie, pełnej naturalnego piękna i starych legend. Według autora, książki w pierwszej kolejności winny dostarczać rozrywki. I ten biało-czarny prostopadłościan, o nazwie „Gałęziste”, to rzeczywiście wciągające siedlisko rozrywki i obiecujący debiut. Urbanowicz może być z siebie zadowolony, zważywszy na spełnienie najważniejszych dla niego założeń takich jak: lekkość, bawienie i manipulowanie czytelnikiem oraz rosnąca wraz z końcem potężna dawka zwrotów akcji i niespodzianek. Sugestywne, że najczęściej padające w książce pytanie brzmi: „O co w tym wszystkim, do cholery, chodzi?”.

„Gałęziste” jest niczym płyta główna – model Niepewność2.0 – z lekkim szmerem w głośnikach; z dwoma partycjami dysku: Karoliną i Tomkiem; z procesorem manipulacji i zaskoczenia; z aktualizowanym zwątpieniem i włączoną akurat grą: chrześcijaństwo vs. ateizm; gdzie Suwalszczyzna i legendy robią za kartę graficzną, a potężny demon siedzi i stuka w klawiaturę, budząc pierwotny lęk…

Sam mieszkam w znacznej odległości od Suwalszczyzny, w regionie, w którym nie występują ani powodzie, ani skrajnie niskie temperatury, ani inne anomalie pogodowe – demonów, mam nadzieję, również brak. A do swojego lasu zaufanie mam, dalej będę po nim biegać, ale już co do wyjazdu wakacyjnego na stancję… poważnie się zastanowię. Zatem w moim przypadku bardziej niż: nie biegnij do lasu, pasowałoby: nie jedź na stancję!

Ocena: 7/10

PS. Pod koniec wakacji ukaże  się druga książka autora pt. "Grzesznik".

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz