17 marca 2018

Thomas Olde Heuvelt / WYWIAD z holenderskim pisarzem, twórcą powieści "HEX" / Dobra Komplementarne



Thomas Olde Heuvelt (na zdjęciu) to holenderski pisarz, znany w Polsce (tylko) dzięki powieści HEX wydanej nakładem wydawnictwa Zysk i S-ka, ale tak naprawdę to autor pięciu powieści i licznych opowiadań. Miałem przyjemność rozmawiać z tym miłym i szalenie otwartym pisarzem! Jest on zapalonym wspinaczem wysokogórskim, podróżnikiem, udziela się także w mediach społecznościowych. Wspólnie rozbieramy HEX na czynniki pierwsze, poszukujemy istoty holenderskiej mentalności; nie obyło się też bez niewygodnych pytań i rozważań na tematy trudne i trudniejsze. Wywiadzie pochylam się zarówno nad powieścią, jak i samą osobą pisarza.
Serdecznie zapraszam do przeczytania mojego wywiadu z Thomasem Olde Heuveltem. Gwarantuję, że o pisarzu dowiedziecie się wielu ciekawych i nieporuszanych dotąd kwestii!

>> RECENZJA POWIEŚCI "HEX":  

Pytanie na rozgrzewkę: poświęciłbyś syna czy Sudan?
Ha, wredny początek! Na to pytanie nigdy nie ma dobrej odpowiedzi. Ale niech będzie, jeśli chodzi o mojego własnego chłopca, poświęciłbym Sudan. Tak jak wszyscy.

Czy posiadasz jakieś doświadczenie ze zjawiskami paranormalnymi? Może przykładowo odwiedziłeś nawiedzony dom w swoim kraju lub w pobliżu albo coś w tym stylu?
Nie. Niekoniecznie wierzę w rzeczy, o których piszę, a przynajmniej nie w te nadnaturalne. Jestem trochę niechętny, by nazywać historie o duchach prawdziwymi, ponieważ zawsze są to relacje z drugiej ręki. Nie było mnie tam, nie mam żadnej możliwości zweryfikowania takiego doświadczenia, więc naturalnie zamieniam to w opowieści. Może ludzie widzą cień, czy coś w rodzaju „zniekształcenia” ich wyobraźni, albo coś, czego w ogóle tam nie było, co było zdecydowanie martwe. Chciałbym bardzo pewnego dnia zobaczyć ducha. Ale nie, odkąd umarłem, przestałem wierzyć w duchy. [Przypis red.: Ostatnie zdanie jest najprawdopodobniej żartem… ale kto wie…]

Często wspominasz o kilku członkach rodziny, którzy wprowadzili Cię w gatunek horrorów i odegrali ważną rolę w twoim dzieciństwie. Czy kiedykolwiek zastanawiałeś się, kim byłbyś dzisiaj, gdyby Twój dziadek i wujek nie mieli talentu do opowiadania historii i nie częstowali cię nimi, gdy byłeś dzieckiem? Czy miało to zasadniczy wpływ na Ciebie jako pisarza?
Zdecydowanie tak. Zapoczątkowali moją pasję. Bez nich prawdopodobnie byłbym teraz pilotem linii lotniczych. Jako dziecko uwielbiałem samoloty. Zbierałem modele. Wiesz, te, które musisz skleić od zera, a następnie całe pomalować. Pewnego razu dostałem nowy duży samolot, a zbudowanie go zajęło mi wiele dni. Kiedy to zrobiłem, wziąłem młot dwuręczny i zmiażdżyłem go, uderzając przez sam środek. Podpaliłem krawędzie zapałkami i użyłem spalonej tkaniny i pomarszczonej folii aluminiowej, aby upozorować wrak. Następnie porozstawiałem zabawkowe karetki pogotowia wokół miejsca „wypadku” i pokazałem je mojej mamie. Zrobiłem coś w stylu: „Tadaaaa!”- nie była rozbawiona. Prawdopodobnie to pokazuje, jak dobrze się stało, że jednak nie zostałem pilotem.

Zastanawiam się, w jaki sposób podchodzisz do kolejnych etapów tworzenia swoich powieści. Czy masz w zwyczaju dzielić się regularnie z bliskimi nowinami odnośnie skończonego właśnie rozdziału, pokazując im mniejsze fragmenty swojej pracy? Masz potrzebę natychmiastowego feedbacku? A może jest zgoła odmiennie: wszystko, co tworzysz owiane jest tajemnicą i nikt nie może zobaczyć efektów, dopóki nie ukończysz całości? Czy dążysz do pisania ustalonej ilości słów/stron dziennie (np. tak, jak S. King)? Czy postrzegasz proces twórczy właśnie w ten sposób?
Nie lubię, gdy ludzie podczytują moją historię, gdy ta nie jest jeszcze skończona. Mam jednego bliskiego przyjaciela – producenta filmowego – z którym omawiam swoje pomysły, kiedy czuję taką potrzebę. Tak było na przykład z „HEXem”. Pokazałem mu moją wstępną koncepcję, a on ją doszczętnie „spalił” – i słusznie. To było nudne, mdłe i nieoryginalne. Potem zaczęliśmy się z tego śmiać. To były rozważania w stylu: „a co, jeśli wiedźma nie jest przerażającą, nadprzyrodzoną zjawą, tylko miasteczkowym błaznem? Co, jeśli mieszkańcy przyzwyczaili się do niej, zamiast się jej bać, i powieszą na jej twarzy ścierkę do naczyń, gdy ta po raz enty pojawi się w ich salonie?”. To sprawiło, że książka wskoczyła na właściwe tory. Ale oprócz tego jednego przyjaciela, nie radzę się nikogo. Płynę gładko z rytmem i regularnością. Staram się planować dni tygodnia w sposób nieograniczony, dawać sobie wolność w tworzeniu i pisać około 1000 słów dziennie. 2.000 jeśli mam szczęście.

„HEX”, jak powiedziałeś [przypis red.: w innym wywiadzie], powstał w cztery i pół miesiąca, prawda? Widziałem też gdzieś Twoją deklarację: jedna powieść na rok. Czy takie tempo nie jest dla Ciebie zbyt ostre? Czy to bardziej kwestia czystego entuzjazmu i głowy pełnej pomysłów, a może chodzi o idealną organizację i skuteczny research?
To najwyraźniej okazało się zbyt ciężkie, ponieważ teraz pracuję nad moją nową powieścią już trzy lata! Ale ma to głównie związek z pracą, którą musiałem wykonać, aby międzynarodowy przeskok „HEXa” doszedł do skutku. Pracowałem nad pisaniem historii na nowo, redagowałem tłumaczenie, odwiedzałem wiele państw. To duża frajda, ale też spora intensywność. A potem presja wzrosła. Przedtem pisanie było dobrą zabawą. Nagle „The Guardian” i „The Wall Street Journal” popełniają entuzjastyczne recenzje, a nie kto inny, jak mój idol z dzieciństwa, Stephen King, ćwierka na Twitterze, że „HEX” mu się podoba. Ta presja była czymś, do czego musiałem się przyzwyczaić. Ale wróciłem już do „gry”, znów piszę, i jeśli będę pracować w stałym tempie, to w przyszłości uda mi się napisać jedną powieść na rok.
Przyznaję, że dla mnie to jedno z kluczowych pytań związanych z Twoją książką. Jak osadziłeś, bardzo klasyczne, motywy grozy w kontekście nowych technologii? Jak wyglądała Twoja praca? Ponieważ w tym właśnie przejawia się cała wartość „HEX”: książka sięga po klasyczne tematy i odczytuje je z perspektywy hi-tech.

Ostatnio często debatuje się nad tym, w jaki sposób nowoczesna technologia zabija klasyczny horror, ale to są kompletne bzdury. Teraz nie ma już żadnego usprawiedliwienia dla postaci, która nagle zapomina o swojej komórce, gdy zostaje uwięziona na odludziu, a zagrożenie czai się gdzieś w pobliżu. Czemu jako pisarz miałbym nie skorzystać z możliwości oferowanych przez te „nowe czasy”? To właśnie zrobiłem w „HEX”. To całkiem logiczne, że miasto nawiedzane przez wiedźmę, zapewnia wszystkim swoim mieszkańcom bezpłatną aplikację na iPhona – aplikację HEX – która na dodatek zostaje połączona z ich GPSami i służy do zgłaszania obserwacji Katherine. Tak postąpiłoby współczesne społeczeństwo, a jednak to nadal małe miasteczko. Uwielbiałem małomiasteczkową nieudolność ludzi z Centrum Kontroli HEX. Za każdym razem, kiedy wiedźma pojawiała się w kamerach CCTV lub przez aplikację napływały zgłoszenia o jej obecności w miejscu publicznym, oni musieli jeszcze tam iść i ukryć ją, wykorzystując do tego szopę z narzędziami, krzak albo śpiewający chór starszych pań. No wiesz, na wypadek, gdyby w miasteczku pojawili się przyjezdni. Z upływem czasu, nabierasz praktyki.


Kwestia „aplikacji” i „nadzoru” jest mocno eksploatowana w Twojej historii. Jestem pewien, że ludzie zwrócą uwagę na ten aspekt, tak jak zrobiłem to ja. Bo jednocześnie nowoczesność łączy się przecież z przeszłością – tak, jakby zabobon był immanentną cechą ludzkiej natury, na którą postęp technologiczny nie ma wpływu. Podsumowując, czy uważasz, że technologia nas zmienia, czy zmienia naszą moralność, czy też uważasz, że to coś „ponadepokowego”, „ponadtechnologicznego”?
Technologia sprawiła, że życie stało się o wiele łatwiejsze, ale nie wierzę, że wpłynęła na zakodowaną w nas ludzką naturę. W czasach niepewności wciąż przejawiamy pierwotny strach przed mocami, które są niewidzialne i nienamacalne, i zagrażają naszemu poczuciu „normalności”. To właśnie dlatego ludzie w dawnych czasach zwykli oskarżać innych o czary: gdy tylko wydarzyło się coś niewytłumaczalnego, musiał być ktoś, kogo można za to obwinić. Ten sam strach odgrywa ogromną rolę w „HEX”: chociaż fabuła jest osadzona w czasach współczesnych, to gdy w Black Spring dzieje się coś złego, mieszkańcy miasteczka nie zwracają się przeciwko wiedźmie, ale sobie nawzajem. Szukają kozła ofiarnego… ponieważ to, co naprawdę leży u podstaw tej sytuacji, jest czymś, o czym nie chcielibyśmy rozmawiać. Nasze własne słabości, lęki i niepewność. Zamiast książki o nadprzyrodzonych mocach, „HEX” traktuje o deprawacji ludzkości, kiedy jesteśmy uwikłani w nieprzyjemną, niepożądaną sytuację. I to nie zmieniło się ani trochę wraz z postępem technologii.

Który moment w powieści (które wydarzenie) było dla Ciebie trudne? Czego doświadczyłeś pisząc tę historię?
Zabawy. Świetnie się bawiłem pisząc tę książkę i zajęło mi to niecałe pięć miesięcy. Nie mam problemów z pisaniem mrocznych fragmentów opowieści – a w tej powieści jest sporo takich momentów. Jeśli już borykam się z czymkolwiek podczas twórczego procesu, to z tym, jak dojść z punktu A do punktu B. Ale nauczyłem się nie myśleć o tym za dużo, ponieważ kiedy już zacznie się pisać, historia zwykle sama się rozwinie.

„HEX” posiada duży potencjał dramatyczny. Przez dramat rozumiem takie tematy, jak: dokonywanie trudnych wyborów, relacja rodzic-dziecko, ukrywanie wielkiej tajemnicy Black Spring przed obcymi, granice oporu i to, co wszystkie mają ze sobą wspólnego – moralny punkt widzenia. Co o tym sądzisz i co czujesz?
Dramat jest sednem każdej dobrej historii. Kiedy byłem młodszy, miałem mentora, który nauczył mnie cennej lekcji na temat opowiadania historii: każda dobra historia opowiada o sympatycznej postaci, która wbrew wszelkim przeciwnościom przezwycięża pozornie niemożliwe zadanie. Ale „hej” – w horrorach nie zawsze pokonujesz tę trudność. A bohaterowie nie zawsze dają się polubić… Wreszcie: nie dbam o moralność i zasady. Nie chcę nikomu dawać lekcji. Po prostu chcę opowiadać dobre historie. Jeśli to sprawia, że czytelnicy myślą, tym lepiej.

Zastanawiam się, czy morał całej historii nie narzucał Ci zbyt mocno sposobu, w jaki wykreowałeś swoje postacie? Innymi słowy, czy jesteś zwolennikiem metody budowania postaci pod dramat, czy dramatu pod postaci? Pytam, ponieważ mam bardzo ambiwalentne uczucia co do poziomu ich kreacji. Z jednej strony jest świetna Griselda i nie mniej udana Katherine (rodziny Grantów nie oceniam), a z drugiej strony, jednowymiarowy i przewidywalny, wyraźnie negatywny Colton Mathers oraz Jaydon. Miałem silne wrażenie, że niektóre postaci stały się pionkami ilustrującymi konkretną tezę.
Nie wiem. Władza nie zawsze nas deprawuje, chociaż w odpowiednich okolicznościach może się tak zdarzyć, a Ty odnosisz się do postaci, które jednocześnie są zepsute przez władzę lub siłę, a do tego dzieje się to w bardzo niekorzystnych okolicznościach. Przewodniczący Rady Colton Mathers jest wielce konserwatywnym, bogobojnym i religijnym człowiekiem, który ma czarownicę, dosłownie, pod ręką. W jego miasteczku zwykły strumień zmienia się w potok krwi, a on sam widzi znaki na niebie… Nie sądzę, by w jego przypadku niezwykłym było to, że stracił złudzenia i zgorzkniał. Podczas gdy Jaydon, maltretowany dzieciak, obwinia wiedźmę za śmierć swojego ojca, i nagle odkrywa potęgę szantażu… Za czyjąś ciemną stroną zawsze kryje się jakaś historia.

Założę się, że słyszałeś o takim terminie, jak „efekt Lucyfera” P. G. Zimbardo? Znajduję wiele podobieństw między nim, a tym co zawarłeś w „HEXe”, ponieważ stwarzając takie okoliczności i środowisko, dałeś ludziom możliwość obudzenia w sobie starych średniowiecznych praktyk i przesądów. A co najgorsze? Zrobili to z wielką łatwością! To prawdziwy koszmar tej książki…
Nie mogę się niestety zgodzić. Przerażający jest fakt, że to wciąż rzeczywistość naszego społeczeństwa. Zabierz element normalności, wprowadź ludzi w lekkie wyobcowanie, a wielu z nas zamienia się w stado pieniaczy. Spójrz, ile kłopotów spowodował napływ uchodźców w wielu krajach w Europie. Ludzie nie radzą sobie dobrze ze zmianami, a szczerze powiedziawszy, nawet ze sobą nawzajem. To był tylko ludzki element „obcości” – inni ludzie uciekający przed wojną czy głodem. Wyobraź sobie, co w takim razie zrobiłby z grupą przestraszonych ludzi element nadprzyrodzony. Nie trzeba wiele, by społeczeństwo się rozpadło.

Pozwolę sobie odnieść się do mojej recenzji „HEX”. Stworzyłem tezę, że Holender postawił w miasteczku wiedźmę, aby „zainspirować” społeczność do bycia sobą, do „zbiorowego szaleństwa” i „powszechnego ogłupienia”. Czy to było Twoim celem? Odbierasz to w taki sam sposób? Przy okazji dziękuję za to, że nie uczyniłeś Katherine „płaskim, pustym potworem”, który istnieje tylko po to, żeby nas przestraszyć. Dobrze, że ludzie są tu złoczyńcami – dzięki temu twoja książka jest znacznie lepsza.
Tak. Ostatecznie poczułem, że Katherine była źle rozumianą matką. To ludzie są prawdziwymi potworami. I dziękuję za te miłe słowa! Cieszę się, że czytelnicy podchwytują to, że ludzkie zło jest ostatecznie znacznie bardziej przerażające, niż jakikolwiek potwór z pazurami i zębami.

Zgodnie z Twoimi słowami, „Katherine van Wyler […] była źle rozumianą matką”. Czy możesz powiedzieć to samo o, jednej z moich absolutnie ulubionych postaci, Griseldzie? Ciekawi mnie również, kiedy pomysł stworzenia jej pojawił się w Twojej głowie? Czy wzorowałeś się na kimś rzeczywistym?
Griselda nie była oparta na żadnej prawdziwej osobie – z resztą to samo można powiedzieć o wszystkich moich postaciach. Za to przez cały czas miałem słabość do Griseldy. Prawdopodobnie ona sama siebie określiłaby mianem „niezrozumianej matki”, ale to coś więcej, ona jest prawdziwym antybohaterem. Oprócz jej niepokojącej przeszłości, przemocy małżeńskiej i wątpliwej roli w radzie miejskiej, uczyniłem z niej symbol praktyczności, z jaką mieszkańcy Black Spring podchodzili do elementów nadprzyrodzonych. Griseldzie napędza strachu już sama myśl, że pewnego dnia Katherine otworzy oczy, a miasteczko spotka zagłada. Dlatego, by ugłaskać wiedźmę, oferuje jej najcenniejszy dar, jaki tylko przychodzi jej do głowy: półmisek słynnego pasztetu domowej roboty. Kiedy miasteczko dotyka pierwszy wstrząs, Griselda czuje, że potrzebuje lepszej ofiary. Jaka jest najpiękniejsza rzecz, jaką może wymyślić i która zadowoli Katherine, a z drugiej strony nadal będzie się mieścić w dużej torbie na zakupy, którą może zawiąza wokół jej ciała? Oczywiście paw! Więc zdobywa jednego. Generalnie uważam, że właśnie tak mogą postępować ludzie praktyczni, w przypadku gdy nadprzyrodzone otoczenie wymknie się spod kontroli.

W „HEXie” kreujesz się na gawędziarza (czyli wchodzisz w rolę, jaką pełnili Twoi bliscy wobec Ciebie). Również bezpośrednio wyznajesz, że popularna literatura amerykańska miała na Ciebie największy wpływ, więc mentalnie nie jesteś – mimo miejsca urodzenia – pisarzem „w duchu europejskim”. Nie kryjesz się też z opinią, że literatura holenderska nie jest tak ekscytująca jak amerykańska, jednak nie widzę powodu, by nie łączyć psychologicznych aspektów i „długich wewnętrznych monologów” (to Twoje słowa) ze sprawną narracją i czymś ekstra, co wywołuje gęsią skórkę. Jaki jest Twój punkt widzenia? Czy wszystko kręci się wokół podekscytowania?
Aspekty psychologiczne – tak. Długie wewnętrzne monologi – nie. Jedną rzeczą, którą musisz wiedzieć o kulturze holenderskiej jest to, że posiadamy kalwińską naturę. Nasze ulubione powiedzenie w Holandii brzmi: „Doe maar gewoon, dan doe je al gek genoeg”. W przekładzie znaczy to tyle, co „po prostu zachowuj się normalnie, bo to i tak wystarczająco szalone”. Są tego dobre strony – stąpamy twardo po ziemi, nie szalejemy z powodu polityków czy celebrytów, jak na przykład ludzie w USA – ale jeśli chodzi o opowiadanie historii, istnieją jednak ograniczenia. Jednym z „klasyków wszech czasów” literatury holenderskiej jest powieść pt. „De Avonden” („The Evenings”) Gerarda Reve’a. To książka o niczym. Rozciąga się na dziesięć dni nicości. Nic się w niej nie dzieje. A Ty czytasz, i czytasz, i nadal to samo, czyli nic. Książka została we mnie wmuszona w szkole średniej, gdy miałem piętnaście lat, a mój nauczyciel literatury nazwał ją „eksploracją znudzenia, celebracją nicości”. Byłem innego zdania, delikatnie mówiąc. Poczekaj chwilę – tutaj stawiam linię. Dajesz któremukolwiek z piętnastolatków tę książkę, a ona zabija w nich radość z czytania. Chciałem celebrować „coś”, a nie nic. Do tego czasu czytałem już sporo literatury amerykańskiej i odkryłem, że (w przeciwieństwie do literatury holenderskiej) tamta zawsze opierała się na fabule. Nie tylko powieści gatunkowe, ale także powieści literackie. Po prostu w tych książkach coś się działo. I kochałem to. Prowadzenie fabuły nie ma nic wspólnego z brakiem psychologicznej głębi. Kiedy czytam książkę, chcę się dobrze bawić i być nią poruszony. Nadal tak robię.

W niemal każdym wywiadzie podkreślasz, że „HEX” kładzie nacisk na stworzenie „doskonałego poczucia swojskości”, a następnie go niszczy. Zmiana lokalizacji (przeniesienie do USA) z powodu amerykańskiego przekładu jest dla mnie dość oczywista – wystarczy wspomnieć o szczególnej świadomości geograficznej ludzi tamtego rejonu lub Twojej, sięgającej dzieciństwa, fascynacji Kingiem, ale naprawdę nie mogę zrozumieć, dlaczego wprowadziłeś tak istotne modyfikacje dla wszystkich europejskich czytelników? Nie żałujesz tego? Dlaczego nie przedstawiłeś swojej Holandii przynajmniej jej zachodnim i południowym sąsiadom? Powiedz nam, czy miałeś wtedy jakiś wybór? Czy możliwe było powiedzenie „nie” dla stworzenia nowszej wersji „HEX” dla Europejczyków?
Książka została oryginalnie osadzona w Holandii. Postanowiłem zmienić jej lokalizację, gdy Amerykanie nabyli do niej prawa. „HEX” to przerażająca książka, i kiedy ukazała się w Holandii, otrzymywałem setki wiadomości od czytelników, którzy pisali mi: „Ty draniu, musiałem spać przy włączonych światłach”. Tego też chciałem – takich reakcji – od czytelników w Ameryce. I aby naprawdę przestraszyć czytelnika, koniecznie musisz stworzyć to doskonałe poczucie swojskości, wciągnąć w nie czytelnika, a następnie rozerwać je na strzępy, gdy elementy nadprzyrodzone wejdą na scenę. Jeśli czytam książkę osadzoną w kraju, na którego temat nie wiem zbyt wiele, np. w Azerbejdżanie, zastanawiam się: „Jak wymawia ich imiona? Jakie panują tam normy społeczne? A co normą już nie jest? Co ich przeraża? A co nie? Dla każdego innego gatunku literackiego, np. fantasy, wyobcowanie, jakie tworzy dane dzieło, jest cudowne. Ale w przypadku horroru tworzy dystans, który stoi na drodze do pierwszego ciosu w brzuch, który chce zadać czytelnikowi. Uznałem, że amerykańscy odbiorcy literatury popularnej doświadczyliby tego samego w powieściowej scenografii rodem z Holandii. I dlatego to zmieniłem – nową wersję umieściłem w północnej części Nowego Jorku. Co oznacza, że zmieniło się całe kulturalne serce książki. Ale wciąż pozostało wiele typowej holenderskości – i to celowo. Jak już wcześniej powiedziałem, Holendrzy są bardzo przyziemni. Kiedy rozsądna osoba widzi siedemnastowieczną oszpeconą wiedźmę z zamkniętymi oczami, pojawiającą się w narożniku salonu, prawdopodobnie ucieknie by ratować swoje życie. Kiedy Holender widzi siedemnastowieczną, oszpeconą czarownicę z zaszytymi oczami, pojawiającą się w narożniku salonu, powiesi na jej twarzy ścierkę, usiądzie na kanapie i poczyta gazetę. Ta typowa holenderskość była jedną z mocnych stron książki, więc ją zatrzymałem. W rezultacie miałem dwie różne wersje tej samej powieści. Osobiście nie przedkładam jednej nad drugą. Obie są moje i nad obiema tak samo ciężko pracowałem. Dobrze będzie teraz zaznaczyć, że nowe wydanie zostało sprzedane wydawcom w 26 krajach na całym świecie. Każdemu oferowaliśmy zarówno pierwotną (holenderską) wersję, jak i tę nowszą (amerykańską)… i bez jednego wyjątku, nieważne, czy chodziło o Niemcy, Francję, Japonię czy Brazylię, wszyscy wybrali wersję amerykańską. Ze względów komercyjnych uważali, że to przyniesie książce korzyść w ich kraju. Nie mogę osądzić ich decyzji, ponieważ nie jestem ekspertem od wszystkich tych rynków. Ale to też mówi Ci coś o tym, jak działa dzisiejszy świat, prawda?

Czujesz się osobą utalentowaną czy taką, która od wczesnych lat pracowała i udoskonalała swój warsztat, by znaleźć się w miejscu, w którym jest? Pisanie to „dar od losu” czy determinacja i ciężka praca?
Nie jestem utalentowany ani pracowity. Pomysły na książki przychodzą mi do głowy podczas seansów spirytystycznych. Wygląda to po prostu tak, że siedzę nagi, pokryty farbą i krwią, i wyobrażam sobie te historie w swojej głowie… a potem po prostu… są. Żartuję! Tak naprawdę chodzi o połączenie tych dwóch czynników. Wszyscy pisarze posiadają pewien talent, dzięki któremu mogą tworzyć wspaniałe opowieści. O wielu nakazach i zakazach uczymy się w trakcie naszej literackiej drogi. Sęk w tym, by wytrwale trzymać się owych zasad. Uwierz mi, to naprawdę ciężka praca.

Czy podczas pisania kolejnych książek zastanawiasz się nad tym, kto w głównej mierze sięgnie po twoje powieści?
Zdążyłem zauważyć, że mam wielu zróżnicowanych czytelników. Myślę, że centralną grupę stanowią ci, którzy lubią prozę Stephena Kinga. Ale nie tylko. Chodzi o szeroką grupę odbiorców, bo często widzę, że czytają mnie osoby, które na co dzień nie są fanami thrillerów ani horrorów. Otrzymałem też wiele wiadomości od czytelników z mojego kraju, którzy pisali, że kochają stosowane przeze mnie słownictwo oraz ukryte motywy moich książek. Wygląda na to że społeczność miłośników science-fiction w Stanach Zjednoczonych również docenia moją twórczość, ponieważ nagrodzili mnie nagrodą Hugo, a ja właściwie nie piszę żadnej fantastyki naukowej. Chcę po prostu docierać do ludzi z dobrymi historiami. Nie obchodzi mnie, jakie lubią gatunki.

Posiadasz swoje ulubione motto, które potrafi cię zdopingować?
Dla mnie jest to opinia Stephena Kinga, umieszczona na moim facebooku: „HEX, Thomasa Olde Heuvelta: potworna wiedźma więzi w szachu północną część Nowego Jorku. To jest totalnie, błyskotliwie oryginalna książka.”. Jeśli to nie motywuje cię jako pisarza, to co może?

Czy my, Europejczycy, możemy oczekiwać, że akcję jednej z Twoich kolejnych powieści osadzisz w Holandii? Jest to możliwe? Zapewniam cię, że wielu Twoich europejskich czytelników chciałoby tego. Kto wie, może ci z USA także?
Zdecydowanie. Akcja mojej kolejnej powieści rozgrywa się po trosze w trzech miejscach: w Amsterdamie, Nowym Jorku oraz w szwajcarskich Alpach. Uwierz mi, nie zamierzam jej przepisywać od nowa, tak jak HEXa!

Jak Twój charakter wpływa na relacje z czytelnikami? Jakie jest Twoje podejście do ludzi przychodzących na spotkania? Jesteś typem pisarza, który kumpluje się z ludźmi, czy po prostu „panem pisarzem”, który udziela informacji? Odczuwasz z tego powodu stres, a może już go pokonałeś?
Uwielbiam wychodzić na spotkania z moimi czytelnikami. Wielu pisarzy z natury jest odludkami, ale dla mnie takie interakcje to jeden z najfajniejszych aspektów literackiego rzemiosła. Bez czytelników historia w książce jest niczym, jest po prostu martwym drzewem trwającym samotnie w ciemności. A tak naprawdę opowieść jest niczym miłosna relacja między pisarzem a czytelnikiem. W pewnym momencie robi się bardzo intymna. Dlatego doceniam każdego, kto sięga po moje książki i uwielbiam spotkania z czytelnikami. Oczywiście do pisania potrzebuję odosobnienia, więc staram się tak układać terminarz, aby prezentacje i występy promocyjne oraz objazdy z daną książką oddzielać od okresów procesu twórczego.

Jakie jest twoje zdanie na temat tego, jak nowe media zmieniły rolę pisarza i relacje twórców z odbiorcami.
Uwielbiam sposób, w jaki media społecznościowe umożliwiają mi bliższy kontakt z czytelnikami na całym świecie. Jestem bardzo aktywny na Facebooku i Instagramie i uwielbiam wiadomości, które otrzymuję wielu swoich odbiorców. Próbuję odpowiadać na wszystkie i na bieżąco je komentować. To kwestia dbania o czytelnika. Jeśli ludzie podejmują wysiłek, by skomentować temat związany z moją książką, dlaczego nie miałbym podjąć wysiłku, aby poświęcić im uwagę, na jaką zasługują? Ogólnie rzecz biorąc, jest to atut, z którego pisarze mogą korzystać, ale uważam też, że twórcy powinni robić to, w czym czują się najlepiej. Niektórzy pisarze świetnie odnajdują się na Twitterze, inni to znakomici blogerzy. Akurat sam nie zaliczam się do żadnej z tych grup. A niektórzy (twórcy) nie są w ogóle obecni w mediach społecznościowych. Wolność Tomku w swoim domku.

Opowiedz nam o najbardziej nietypowych wiadomościach (listach) od czytelników. Może był jakiś dziwny stary facet albo przerażająca mała dziewczynka, z którą rozmawiałeś (lub pisałeś)? Coś, o czym długo nie zapomnisz, jak np. o tym facecie, który zapytał cię o twój rzekomy „fetysz sutków”…
Miałem kilku takich wariatów. Zawsze jacyś są. Raz korespondowałem z dziewczyną, która bardzo szybko przeszła na osobiste tematy – codziennie wysyłała mi e-maile, nawet gdy już od miesięcy nie odpowiadałem. Albo inna kobieta w Holandii, która podążała za mną wszędzie, gdzie tylko miałem jakąś prezentację, a kiedy wracałem do domu i oglądałem zdjęcia z tego wydarzenia, ona zawsze znajdowała się w rogu wszystkich tych fotografii… podobnie jak kobieta w „Klątwie”. Była trochę przerażająca, nie powiem. I wreszcie przechodzimy do recenzenta, o którym wspominasz w pytaniu. Facet wywnioskował z moich powieści, że muszę mieć jakiś fetysz sutków. Co było… nieprawdą. I niezręczne. No cóż, wszystko to w ramach mojego fachu…

Jak już wcześniej wspomniałeś w swoich wypowiedziach, przyjaźnisz się z „wieloma wielkimi autorami horrorów, redaktorami” itd. Ale jestem ciekawy, czy spotkałeś się ze swoim idolem (S. Kingiem) podczas Twojej amerykańskiej trasy [przypis red. z HEXem] w 2016r.? A może dopiero dojdzie do tego spotkania?
Nie spotkałem Stephena. Za to miałem w Bostonie występ z jego synem, Joe Hillem, który pisze niesamowite książki (jego zbiór opowiadań „20th Century Ghosts” to zdecydowanie jedna z moich ulubionych). Po prezentacji poszliśmy do sklepu z lodami. Przed nim stały dwie panie i kiedy zobaczyły, że wchodzimy, otworzyły szeroko oczy i zareagowały mniej więcej tak: „O mój Boże, o mój Boże, to Stephen King!”. Joe powiedział mi, że ciągle go to spotyka.

Czy po rocznym pobycie w Ottawie pomyślałeś o stworzeniu jakiejś strasznej historii, która miałaby miejsce w „ojczyźnie klonowego liścia”? A może w dalekiej i egzotycznej Tajlandii (bo tam też mieszka część Twojej rodziny)?
Rzeczywiście, studiowałem w Kanadzie przez jakiś czas, ale to było w 2005 roku, i od tamtej pory nie wracałem tam. Tak naprawdę napisałem krótką historię osadzoną w Tajlandii, o mitach i magii tajskiej kultury. Nosi tytuł ‘The Ink Readers of Doi Saket’ [można ją przeczytać tutaj]. Osobiście uważam ją za jedną z moich ulubionych – została też nominowana do World Fantasy Award oraz Nagrody Hugo. Gdyby nie cenne informacje, otrzymane od moich krewnych zamieszkujących północ Tajlandii, oraz czas, kiedy sam odkrywałem ten kraj, nigdy nie napisałbym tej historii.

Uwielbiasz spędzać czas w górach (tak samo jak ja) i napisałeś powieść osadzoną w górskich krajobrazach, prawda? Zastanawiam się tylko, czy ta pasja nie jest przypadkiem związana ze znaczeniem twojego nazwiska – Olde Heuvelt, które w starym holenderskim dialekcie brzmi „Stare Wzgórze”?
Jestem zagorzałym alpinistą. Wspinaczki, zarówno po skałach, jak i lodzie, stanowią dla mnie doskonałą metodę na oczyszczenie głowy. Masz rację, moja nowa powieść rozgrywa się w górach. To ta, o której wspominałem wcześniej, a propos innego pytania – jej akcję częściowo osadziłem w szwajcarskich Alpach. Tak jak „HEX” był archetypem guseł i czarnej magii we współczesnym wydaniu, tak moja nowa powieść jest współczesnym ujęciem tematu opętania. To, czego nie lubię w opowieściach o opętaniu, to fakt, że zawsze znajdę tam stricte religijną „wkładkę”: ofiarę opętuje diabeł lub demon, a potem zjawia się ksiądz dokonujący egzorcyzmów… A przecież możemy być opętani przez wiele innych rzeczy! Nowa książka opowiada o alpiniście, który miał okropny wypadek, wraca okaleczony i odkrywa, że został opętany przez duszę góry. Obiecuję, że będzie dość upiornie.

Angielskie tłumaczenie „HEX” otworzyło Ci drzwi do podróżowania po całym świecie i spotkań z niezwykle różnorodną publicznością. To miłe, prawda? A co z nami? Jak zareagujesz na słowa jednego z twoich agentów, jeśli pewnego dnia przyjdzie i powie: „Thomas, mamy zaproszenie dla Ciebie i „HEX” z Polski!”? Czy słyszałeś o naszych pięknych górach? Jesteś zapalonym alpinistą, więc może to będzie decydujący czynnik, który Cię skusi?
Bardzo chciałbym przyjechać do Polski na spotkanie z polskimi czytelnikami. Dajcie mi tylko sposobność, a przybędę. W tym roku, w ramach promowania „HEXa”, odwiedzam Francję, Czechy, Brazylię i Chiny. Uwielbiam podróżować i, jak powiedziałem wcześniej, uwielbiam poznawać moich czytelników na całym świecie. Myślę, że ważne jest, aby autorzy byli w kontakcie ze swoimi odbiorcami, bo potrzebujesz wyobraźni czytelnika, aby twoje słowa ożywały.

Zastanawiam się również, co wiesz o moim kraju? Czy możesz mi powiedzieć coś, co mnie pozytywnie zaskoczy bądź zszokuje? Śmiało, zamieniam się w słuch.
Szczerze mówiąc, niewiele wiem o Polsce, z wyjątkiem historii powszechnej. Nie odwiedziłem jeszcze Waszego kraju. Ale znam jedno słowo: Dziękuję! To, co natychmiast przychodzi mi na myśl, gdy myślę o Polsce, to straszna katastrofa lotnicza [z 2010r.], w której zginęła większość polskiego rządu i oficjeli. Pamiętam też polskiego piłkarza Andrzeja Niedzielana, napastnika, który lata temu grał dla mojego rodzinnego klubu NEC Nijmegen.

Na koniec powiedz mi: Justin Bieber czy Jon Bon Jovi? Kogo wybierasz? A może jest trzecia opcja, gdy mówimy o Twoim podobieństwie do znanych twarzy celebrytów? Wyjaśnijmy to raz na zawsze. Do kogo jesteś najbardziej podobny, Twoim zdaniem?
Haha. To chyba wymaga ode mnie podania szerszego kontekstu. Wielu fanów zawsze mówiło, że wyglądam jak Justin Bieber, z powodu mojej fryzury. Ale tak naprawdę nosiłem to uczesanie przed nim i długo też przy nim pozostałem, podczas gdy on zdążył je już zmienić (to pokazuje, że jest o wiele fajniejszym kolesiem niż ja…). Ale tak już się utarło, z tym moim uczesaniem. Pewnego dnia, gdy byłem na konwencji w Stanach Zjednoczonych, do hotelowej windy weszła pewna kobieta, zobaczyła mnie i powiedziała: „O mój Boże! Wyglądasz jak Jon Bon Jovi!”. I pomyślałem wtedy: „Tak! Wreszcie wyrosłem z Biebera!”. I bądźmy szczerzy, kto nie przedłoży Bon Jovi’ego nad Biebera, prawda? (Prawdopodobnie właśnie teraz milion nastolatek krzyczy „ja, ja, ja!”).

Rozmawiał i przetłumaczył:
Michał „LelandLester”


Wywiad ten przeprowadziłem dzięki uprzejmości i wsparciu Wydawnictwa Zysk i S-ka.  


Zarówno wywiad, jak i recenzja książki "HEX" ukazały się pierwotnie na portalu GRABARZ POLSKI. 
Linki do wywiadu: TU i TU
Link do recenzji: TUTAJ

*Wszystkie zdjęcia pochodzą z prywatnego archiwum pisarza.

10 komentarzy:

  1. Przyznaję, że pisarza nie znam, ale teraz będę to musiała nadrobić. :)

    OdpowiedzUsuń
  2. Może wstyd przyznać, ale nie słyszałam wcześniej o tym pisarzu :) jak udało Ci się go złapać? :D

    OdpowiedzUsuń
  3. Bardzo ciekawy ten wywiad, chociaż przyznam, że nie znam tego autora. Podoba mi się jego poczucie humoru ;)

    OdpowiedzUsuń
  4. Nie znam tego pisarza, ale fajnie, że udało Ci się przeprowadzić wywiad! Gratuluję!

    OdpowiedzUsuń
  5. Nie czytałem jeszcze tego autora ale po wywiadzie bardzo chcę!
    Good work!

    OdpowiedzUsuń
  6. Nie znam go, ale wywiad świetnie się czyta ;-)

    OdpowiedzUsuń
  7. Zachęcający do przeczytania i wciągający wywiad - extra! :)

    OdpowiedzUsuń
  8. Nie znam ani książki, ani autora, ale z wywiadu wyłania się ciekawa postać, którą warto lepiej poznać

    OdpowiedzUsuń
  9. Pierwsze słyszę o tym autorze, ale książka wydaje się być interesująca. Może kiedyś sprawdzę.

    OdpowiedzUsuń
  10. Nie znam autora i pewnie nie sięgnę, bo książek i filmów z pogranicza grozy/fantastyki nie lubię. Niemniej przeczytałam z ciekawością jako osoba, która właśnie się mierzy z napisaniem książki.

    OdpowiedzUsuń