* |
Crane
to autor nieznany w Polsce, ale sławny w USA, zwłaszcza od roku 1895 r. Wtedy
to pojawia się „Szkarłatne godło odwagi”, a wraz z nim płynący wartko strumień
sławy: dzieło zyskało przychylność zarówno czytelników, jak i krytyków. Jak
informuje tłumacz utworu - Bronisław
Zieliński - „książka odegrała poważną rolę w literaturze amerykańskiej i
znalazła wielu naśladowców, którzy usiłowali powtarzać liczne jej epizody i ujęcia.
Crane należał do rzędu pierwszych, i zarazem najwybitniejszych, realistów
amerykańskich”. Miłował prawdę z jednej strony, a z drugiej gardził „fałszywym
sentymentalizmem”, pozerstwem i obłudą. Był ponadto wrażliwy na krzywdę
społeczną. W wojnie natomiast dostrzegał „bezgraniczne okrucieństwo wobec
człowieka”. Napisał tę książkę w wieku 24 lat, w sytuacji gdy konflikty zbrojne
znał co najwyżej z opowieści. A jednak nie przeszkodziło to starym wojskowym
gratulować mu „ścisłości obrazowania” oraz „zadziwiającego realizmu” ukazanej
wojny.
Jak
donoszą źródła amerykańskie (u nas raczej trudno o takie informacje), bitwa pod
Chancellorsville (1863r.) stanowiła podstawę powieści Stephena Crane'a. Młody
twórca, który urodził się po wojnie domowej, podobno wykorzystał tę bitwę jako
scenografię książki. Wiele sekwencji działań bitewnych analogicznych do bitwy pod
Chancellorsville. Jednak czytelnikowi nie dane będzie tego odczuć, o czym piszę
w dalszej części.
„Utwór
stał się literacką sensacją, a potem i trwałą pozycją w klasyce amerykańskiej,
szeroko znaną i wysoko cenioną w USA i w Anglii.” Ze względu na niedużą
objętość oraz skąpość wątków, można rozpatrywać go jako mikropowieść.
Strzępy fabuły. Występuje tu bardzo
znikomy pierwiastek fabuły - potrzebny jedynie skrawek miejsca, aby ją
streścić. Jest główny bohater- młody żołnierz, szeregowy Henry Fleming –
wyostrzony i zbalansowany niczym w Photoshopie, podobnie jak najbliższe
otoczenie, zaś wszystko, co znajduje się poza owym kręgiem jawi się zamglone, nieostre,
niemal nieobecne – dopiero, gdy ktoś zbliża się do epicentrum wydarzeń, do wyedytowanej
zony, staje się obecny na równych prawach z protagonistą. Pisarz w opisie tego,
co aktualnie się dzieje wypada naprawdę FATALNIE! Umiejscowienie akcji? Szkoda
gadać. Książka odarta z opisów czynności bohaterów, w tym głównego; brak
osadzenia w czasoprzestrzeni. W jednej chwili bohaterowie znajdują się w lesie,
by w kolejnej przebywać na polu; stojąc na skraju lasu, walczą z przeciwnikiem,
strzelają do siebie, by po chwili okazało się, że nikogo już tam nie ma, wróg
wyparował. Bohater przemieszcza się (w zamyśle) w dane miejsce, by po chwili
wrócić, niczym w teleporterze. To nie mój wymysł, i to boli czytelnika… chyba wychodzi
młody wiek autora.
Crane’owi
jakby najbardziej zależy na zawarciu swojego zdania nt. wojny ogółem. Ponadto, potraktowaną wyraźnie po
macoszemu kwestię fabularną, stara się wynagrodzić zawartym w dziele psychologicznym studium jednostki,
która smakuje właśnie ‘słodyczy” wojny. To zetknięcie z trójgłowym monstrum, na
które składają się: krew, piach i huk, okazuje się wydarzeniem ekstremalnie drążącym
psychikę. W mig obalone zostają wyidealizowane projekcje człowieka,
który wcześniej tylko rozmyślał o bitwach. Wypada wspomnieć, iż Crane a propos tworzenia
owego studium, podkreśla niezmiernie cienką granicę między tchórzostwem a
bohaterstwem. Druga kwestia to ocena etyczno-moralna postaw głównego bohatera - szeregowca („Potem jął badać swoje
postępki, klęski i osiągnięcia”). Postać ta nie tylko nie wzbudziła mojej
sympatii – jak zresztą żaden z tu przedstawionych – ale też prowokuje do
napisania odrębnego tekstu-analizy, pochylającego się wyłącznie nad jej
postępowaniem i przemianami wewnętrznymi.
„Bitwa nasuwała mu na myśl jakiś olbrzymi i straszny młyn. Czuł, że musi do niej podejść i przyjrzeć się, jak produkuje trupy.” „Poszarpane ciała mówiły o strasznej machinie, w którą ci ludzie zostali wplątani.”
Widzimy
wojnę oczami zwykłego szeregowca. Jego punkt widzenia przeciwstawia autor
„ówczesnej kaście oficerskiej”, na którą to spada grad literackich ciosów i bezwzględnej krytyki.
„Nie warto było porywać się na granit. Z owej świadomości, że oto próbowali pokonać rzecz niepokonaną, rodziło się niejako poczucie, że ich zdradzono. Zerkali spode łba groźnie na niektórych oficerów…”
W
mikropowieści ludzie są słabi, dowódcy wręcz głupi – to wszystko ich wina;
żołnierze, czyli zwykli ludzie: pełni obaw, kompleksów, niedoskonałości.
Zwróćmy uwagę, iż dowódcy w ogóle nie zostali wymienieni z nazwiska, tworzą
ogólną masę dowodzącą – oni są tymi odpowiedzialnymi, na nich autor kieruje literackie
działa. Tak samo pominięto nazwy bitew. Łatwo napisać, iż tłem opowieści jest
wojna secesyjna, jednak po lekturze wypada zdanie to zrewidować. Konkretna
wojna miała być punktem wyjścia do krytykowania potworności wojny w ogóle. To
nie jest „historyczny fresk, ale niejako protest
przeciwko wojnie”. Aż chcę się w tym miejscu stworzyć neologizm i dopisać:
to taki „protestbook”.
Zieliński
charakteryzuje język i styl Crane’a
jako „bardzo skontrastowany: od prostoty, do nagłej zawiłości”. Za chwilę
dodaje do tego określenie „barokowy”. Te jego „czasem aż ryzykownie bujne
metafory”, wyobrażenia wojny, nie z tego świata chciałoby się napisać, są
dobitnym świadectwem tego, że ten młody człowiek ani przez sekundę na żadnej
wojnie nie był (poznał wojnę z autopsji długo po napisaniu tej książki). Stąd
te „ozdobniki, kwiecistość” oraz porównania czerpane ze wszystkich stron po
trochu: ten patetyzm, poetyckość,
mozaikowość.
„…jak gdyby tamci maszerowali dzierżąc płomienisty oręż i sztandary z promieni słonecznych”.
Tłumacz,
owe niedostatki oraz archaiczność pisarza usprawiedliwia piętnem ówczesnej
epoki, tj. końcem XIX w.
Książka
pozornie opisująca jakiś moment, mały odsetek w skali ogółu, sprawia, jak dla
mnie, wrażenie METAFORY, PRZEKROJU całej wojny: początkowo Konfederaci odnoszą
sporo zwycięstw, są lepiej zorganizowani, Unia długo się rozkręca, ale w końcu
wygrywa.
Zapewne
na odbiór omawianej książki wpłynął także tak prozaiczny czynnik, jakim był jej
stan fizyczny. Otóż biblioteka wydała mi ją w stanie niesamowitym, z jakim
wcześniej się nie zetknąłem: jakby stratowało ją stado nosorożców. Trzymanie
jej w powietrzu oburącz - wykluczone.
Powieść
Crane'a, która podkreśla osobiste obawy, nadzieje i ludzkie zmagania szeregowego
Fleminga, stała się popularnym bestsellerem. Pod jednym tylko względem dzieło
młodego pisarza pozostaje nieprzeterminowane, tj. podkreślaniem antywojennego,
pokojowego aspektu.
Jak
pisze Zieliński: „należy wziąć pod uwagę fakt, że Crane pisząc książkę był
prawdziwie nowatorski, gdyż odzierał wojnę z owych ‘szkarłatnych i pozłocistych
szat’ w epoce, kiedy literatura pielęgnowała kult romantyczności i wzniosłości
wojennego rzemiosła”. Trudno mi się jednak zgodzić z postulatem owej intuicji
artystycznej młodego pisarza, dzięki której (rzekomo) tak realistycznie i
celnie oddał obraz wojny. A to ze względu na moje zarzuty co do kwestii fabuły,
umiejscowienia akcji oraz stylu autora. Czytając, nie mogłem opędzić się od
wrażenia, iż książką rządzą (w dużej mierze) chaos i barokowy przesyt.
Dzieło
w pewnym sensie wyjątkowe i przełomowe, a to ze względu na sylwetkę młodego autora, jego doświadczenia - a właściwie
ich brak - oraz okoliczności powstania. Dziś uznane za archaiczne, za relikt.
Jednak uważam, że warto się z nim zapoznać dla wyrobienia własnego zdania. To
książka z gatunku tych, obok których nie sposób przejść obojętnie: albo się
spodoba, albo wywoła strumień narzekań i krytyki. To, co zbudowało omawiany
utwór to: „wrażliwość na ludzką niedolę, surowe oskarżenie wojny i głęboka
miłość pokoju”.
Ocena: 5,5/10
„Marsz” (Doctorowa) a „Szkarłatne
godło odwagi”
Crane
nie był na wojnie, identycznie jak Doctorow. Crane zdecydowanie ocenia,
przedstawia jednoznaczny pogląd na wojnę, u Doctorowa tego brak, on tylko
podsuwa nam klisze, wojna się toczy, marsz idzie naprzód i nie zajmują go
analizy ani wydawanie sądów, zaś u młodego autora mamy tego mnóstwo, niemal na
każdej stronie.
* http://esensja.pl/esensjopedia/obiekt.html?rodzaj_obiektu=2&idobiektu=7276
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz