Tytuł recenzji: K.I.M. czyli koreańska interpretacja
monowładzy
Podczas
zeszłorocznego czerwcowego spotkania w Singapurze przywódców USA i Korei
Północnej, Donalda Trumpa i Kim Dzong Una - którym to wydarzeniem żył cały
świat - doszło do historycznego przełomu. Historycznego przynajmniej w teorii,
bo choć to pierwszy taki szczyt w ogóle, a sam azjatycki przywódca zadeklarował
wszak „gotowość do całkowitej
denuklearyzacji Półwyspu Koreańskiego”, okraszonym na dodatek obustronnymi
zapewnieniami o nowym, przyjaznym etapie na linii Waszyngton-Pjongjang, to, jak
wynika z ostatnich doniesień, Korea Północna w praktyce nie zrobiła niczego w
tym kierunku, a sama kwestia dalszych rozmów utknęła (od jesieni 2018 r.) w
ślepej uliczce.
Hasło „broń
jądrowa” nieodzownie łączy się z azjatyckim państwem, bo też na globalnym
horyzoncie wybrzmiewa jedno tylko pytanie: spuszczą wreszcie tę bombę czy nie?
I na kogo?! Jeśli kwestii tej uciąć by wreszcie łeb, zapewne nikt, żaden
cudzoziemiec, nie spojrzałby w tamtą stronę, ani na Kima, ani na jego
(ciemiężony) lud… Najnowsza książka D.B. Johna, „Gwiazda Północy”, pojawia się
zatem w bardzo dobrym momencie. I choć mało w mniej choćby kwestii
denuklearyzacji, to bynajmniej nie ociera się banalnie o pozory , idzie
głębiej, patrzy dalej – nie tańczy tak, jak zagra jej Kim…
Korea Północna - dla wielu wciąż swoista terra incognita, niczym dziewiętnastowieczna Ziemia van Diemena u Patricka White’a – to – bez cienia kpiny – 1 z największych fenomenów XXI w., za sprawą stylu funkcjonowania, zasad (a właściwie jednej, za to „wszędobylskiej” - o tym za chwilę) czy osobliwego przepływu informacji, który uchował się przez dekady mimo tylu geopolitycznych fluktuacji. Na temat Korei, nie bez kozery nazwanej „najbardziej zamkniętym krajem świata”, istnieją dwa kanały informacyjne: albo jest to obraz-laurka kogoś, kto był w stolicy, Pjongjangu (goście przebywają wyłącznie tam) i posmakował owej sztucznej ekspozycji, pięknie udekorowanego studia, które ma każdego przybysza zauroczyć, odsuwając obawy (np. o fatalne warunki życia) w kąt; albo są to rzetelne informacje uzyskane nie od oficjeli państwowych, tylko zwykłych ludzi, spoza stolicy, nienależących do tzw. klasy uprzywilejowanej, najpewniej od uciekinierów. Słowem, im dane o Korei bardziej nieoficjalne, tym bliższe prawdy.
Doskonale zdaje
sobie z tego sprawę zarówno D.B. John, jak i prof. W. Dziak (do którego wrócę).
Gdyby pisarz poprzestał jedynie na zapisie
swoich wrażeń z samej stolicy, przywożąc ze sobą być może parę kolorowych
zdjęć, to po pierwsze, stałby się kolejnym „użytecznym idiotą” (za: Dziak), a
po drugie, nie miałby o czym pisać, a już na pewno nikt by mu tego ani nie
wydał, ani nie przeczytał. Bo rozpatrywanie
Korei wyłącznie przez pryzmat Pjongjangu jest dokładnie tym, czego chce
tamtejszy reżim [„Obraz dostatku w Korei jest całkowicie fikcyjny albo jakoś
wyselekcjonowany” (Dziak)], który to kontroluje bardzo ściśle nie tylko przepływ
informacji, ale i osób. Zresztą terminologia sceniczna jest uzasadniona, bo dzięki „Gwieździe Północy” ma się wrażenie, „jakby pękło płótno z namalowanym pejzażem i wyłoniły się zza
niego miliony cierpiących potworne męki dusz”.
D.B. John | D. B. John,
walijski pisarz i redaktor, debiutuje „Gwiazdą Północy” na polskim rynku. Jak
wynika z dostępnych na jego temat informacji, to osoba, która nie usiedzi długo
w jednym miejscu: Berlin, USA, Korea Południowa i wreszcie Korea Północna. Przekraczając
w 2012 r., jako członek grupy turystycznej, granicę dziedzicznej monarchii
marksistowskiej wkroczył także, chcąc nie chcąc, do nielicznego grona ludzi
Zachodu, którym dane było karmić się reżimową propagandą. Wizyta ta,
uściślając, sama w sobie nie popchnęła go bezpośrednio do spisywania omawianej
tu powieści, a jedynie rozbudziła apetyt na poznanie prawdziwego oblicza tegoż
kraju. Fundując sobie możliwie dużo empirii nt. Korei (wizyta w obu Koreach, liczne rozmowy z
Koreańczykami oraz ekspertami, lektura „opowieści, artykułów i wspomnień
szeregu autorów”, w tym uciekinierów z reżimu), twórca zyskał w końcu wszystkie
niezbędne odcienie do odmalowania swojego ponurego acz rzetelnego portretu. Trzeba
też dodać, iż D. B. John współtworzył razem z Hyeonseo Lee - obecnie działaczką
praw człowieka, wcześniej zaś siedemnastoletnią uciekinierką z reżimu – książkę
pt. The Girl With Seven Names, stanowiącą
wspomnienie tamtego okresu.
Przedstawione w „Gwieździe Północy” fakty
dotyczące Korei Północnej niewątpliwie zaskoczą niejednego czytelnika. A z drugiej
strony pozwolą poznać bliżej ten mały, odległy naród z wartościami i wierzeniami
tak różnymi od naszych. Ponadto książka daje możliwość wyczucia i lepszego
zrozumienia politycznych niuansów całego regionu. Słowem, ci, którzy szukają realistycznego, wnikliwego spojrzenia
na Koreę Północną, zostaną hojnie wynagrodzeni.
D.B. John –
przygotowawszy się skrupulatnie do podejmowanego zagadnienia, co widać gołym
okiem - ma czytelnikowi wiele do przekazania, dostarczając frapującego wglądu w
codzienne życie skrajnie odizolowanego społeczeństwa. Nie poskąpił i ukazania
wielorakich „uroków” lokalnej doczesności, tj. ciągłych potyczek z obliczem
reżimu, zarówno z perspektywy najprostszego, biednego ludu pracującego, jak i
tych uprzywilejowanych, zasłużonych dla władzy, a przez to żyjących względnie
komfortowo stołecznych elit. Jako dowód znajomości północnokoreańskiej tematyki
niechaj świadczy to, że „jego” Korea to wypisz wymaluj kraj z relacji koreańskich
uciekinierów bądź obserwacji i analiz prof. W. Dziaka. Powieść dużymi
fragmentami zyskuje reporterski sznyt – nietrudno więc o zdanie, iż „Gwiazda
Północy” przypomina bardziej rejs między meandrami historii, faktów czy zeznań
naocznych świadków aniżeli wyraz czystej pisarskiej fantazji. A północnokoreańskie realia nie wymagają przejaskrawiania
– samo nazywanie rzeczy po imieniu szokuje, porusza i brzydzi.
Thriller w thrillerze | Nim padną słowa o
elementach fikcji, należy wyraźnie podkreślić, iż stopniowe poznawanie
prawdziwego, wielopoziomowego oblicza reżimu jest thrillerem samym w sobie. Natomiast na
uwagę zasługuje kilka rzeczy. „Gwiazda Północy” to ogółem drugie dzieło
Walijczyka, ale D.B. John pisze na tyle płynnie i sprawnie, jakby miał ich w
dorobku o wiele więcej. Warto wspomnieć o kreacji wiodących bohaterów oraz
umiejętnym przeplataniu ich życiowych dróg (prowadzącym do intensywnej
kulminacji) oraz o tym, że pisząc, tak jak tu, o reżimie i dehumanizacji - co niesie ze sobą nietrudną do przewidzenia
gamę emocji - znajdą się i momenty, kontrapunkty, gdzie autor serwuje
czytelnikowi porcję autentycznego śmiechu, czego najlepszym dowodem scena-konfrontacja delegacji amerykańskiej z
północnokoreańską, w której jedni w oczach drugich „wyglądali jak statyści z innego filmu, którzy jakimś cudem zaplątali
się do tego samego studia”.
W tle rzeczywiście przewija się wątek
dyplomatyczny - w którym Waszyngton usiłuje poradzić sobie z relacjami z
Pjongjangiem – jednak istotniejszy jest fakt, iż w miejsce przezroczystych
pionków na planszy pościgów i bijatyk, autor kreśli niepozbawionych słabości, a
zarazem nieprzewidywalnych i budzących emocje bohaterów, jednocześnie dając
czytelnikowi czas na swoisty wieczorek zapoznawczy, a przy tym akcentując ich
więzy krwi i przynależność rodzinną, w myśl zasady: wszelkie skrupuły znikają,
kiedy tylko pomyślisz o rodzinie. D.B. John
przeprowadza fabułę na barkach trzech głównych postaci. Jenna
Williams, półkrwi Koreanka, półkrwi Afroamerykanka, inteligentna i zaradna
profesor Uniwersytetu w Georgetown jest tą, której ukochana bliźniaczka, będąc
nastolatką, w 1988 r. zaginęła w niewyjaśnionych dotąd okolicznościach z jednej
z południowokoreańskich plaż. Jenna, mimo upływu 22 lat, nigdy nie pogodziła
się z teorią o śmierci siostry, wciąż wierząc, że ona żyje i kiedyś znów staną
naprzeciw siebie. Cho Sang-ho, pułkownik Koreańskiej Armii Ludowej,
to wschodzący dyplomata, „zadufany w sobie, arogancki, uprzywilejowany”, bo z
„legitymacją elitarnych kadr partyjnych” w kieszeni i… mroczną rodzinną
tajemnicą, której ujawnienie doprowadzi do katastrofy. I wreszcie, pani Moon, 60-letnia „anonimowa kobieta
ze wsi”, niegdyś kucharka, dziś na dworcowym targowisku zarabiająca na chleb;
książkowy głos rozsądku, charakterna, inteligentna, zaradna, nieprzypadkowo
nazywana ajumma [określenie starszej,
zamężnej kobiety, czasem tłumaczone jako „ciocia”, a czasem jako „rozpychająca
się łokciami, pracowita, rzeczowa matrona”]; jej losy to również krótka
retrospekcja do czasów wielkiej klęski głodu (lat 90.) za panowania Kim Ir
Sena. Reasumując, postać robiąca absolutnie największe wrażenie i głęboko
zapadająca w pamięć. Chapeau bas!
Zdecydowanie
mniej okazale, zwłaszcza na tle mrocznej, egzotycznej Korei(!), prezentują się
wątki związane z USA, w tym sceny tam rozgrywane, charakter pracy CIA oraz
przebieg i (nierealne) tempo szkoleń przyszłych agentów służb specjalnych w
tzw. Farmie – te i podobne składowe wypadają dość wtórnie i przewidywalnie. Jednak
wina nie do końca leży po stronie samego autora - wystarczy wszak wywołać do
tablicy amerykanizację, główną winowajczynię
liczonego od wczesnych lat 90. bólu szczęk wszelkich konsumentów kultury,
którzy z fascynacją przeżuwali i przeżuwają klisze z agentami-herosami zza
wielkiej wody.
Korea Północna - dom strachu pod
napięciem | Powieść, oficjalnie, posiada bohatera zbiorowego,
tj. trójkę wspomnianych osób. Ale co w takim razie powiedzieć o samej Korei
Północnej, jeśli nie nazwać jej tą czwartą, a nawet samoistną, pierwszoplanową
figurą?
![]() |
Kim Dzong Il |
Akcja „Gwiazdy
Północy” rozgrywa się na terenie USA, Chin i obu Korei, natomiast czas akcji to
lata 2010-11, czyli schyłek panowania poprzedniego tyrana bądź, jak kto woli,
Umiłowanego Przywódcy, Kim Dzong Ila, zaś obecnie panujący Kim Dzong Un, jego
syn, prezentował się wówczas jako „przysadzisty młodzieniec w czarnej kurtce
Mao (…) który twarz miał pulchną i anielską jak Budda”.
Wydawałoby się,
że to świetne miejsce do życia, skoro wystarczy stosować się do jednej, jedynej
zasady: „absolutnej lojalności wobec
dynastii Kimów”, którzy to przez dekady hodowali na 120 tys. km² koncentryczną,
momentami groteskową – i trącącą peerelem - a z drugiej strony brutalną,
mięsożerną poczwarkę na autopilota, jednocześnie od dawna już nieobecną w
entomologicznych atlasach. Firmę, która sama się rozlicza.
Pisząc o Korei, analizując poszczególne
warstwy społeczne, tworzące betonową hierarchię, otwierając kolejne drzwi „domu
strachów”, gdzie „w każdym pokoju znajdziesz jakiś horror, od piwnicy po
strych”, D. B. John odwołuje się do idei organicyzmu, gdzie z jednej strony Przywódca
to mózg, Partia - bijące serce, masy – komórki i krew, a nielojalni i
niewygodni – guzy przeznaczone do wycięcia. „Gwiazda Północy” przedstawia
społeczeństwo, w którym elita żyje w luksusie, lud walczy o przetrwanie, a
wrogowie narodu mają zwyczajnie przechlapane. Idąc dalej tym tropem, bardzo
cienkie północnokoreańskie ściany
posiadają będące w ciągłej gotowości do zadenuncjowania sąsiada czy kolegi z
pracy oczy i uszy. A wszystko po to, by choć na moment poprawić swój gorzki los
(kosztem tego drugiego): awansować, zyskać materialnie bądź w tygodniu
lepiej podjeść.
![]() |
Mural w Pjongjangu, Korea Północna |
D. B. John wykorzystał prawdopodobnie
pełen złowrogi i odstręczający potencjał Korei, odtwarzający niestety nikczemne
echa lat 40. ubiegłego wieku. Niezliczona jest bowiem ilość oblicz reżimu: tajna policja, inwigilacja, wieczne niedożywienie, potężna korupcja w tym łapówki –
„przymierze” w typie rosyjskiej
ruletki (sukces - surowa kara), które ciągle trzeba odnawiać, jeśli tylko jest
za co - i wiele innych, gorszych. W
kraju, gdzie scenariusz dnia pisze się podług sztywnej, absurdalnej i na wskroś
przewidywalnej propagandy kultu Kima, a parszywe życie narodu pod wodzą Kim
Dzong Ila odbywa się na tle olbrzymich, wszechobecnych pomników i murali z
uśmiechniętym obliczem obecnego bądź minionych Przywódców, nieprzewidywalny
Koreańczyk z Północy to co najmniej jednostka mocno podejrzana, bo nie
działająca wedle schematu. „Kimowie zauważyli, że nawet minimalne poluzowanie
systemu wpływa negatywnie na lojalność obywateli wobec władzy” (prof. Dziak).
Stąd też motto: zastraszony obywatel -
posłuszny obywatel ma się tam całkiem dobrze. Takie społeczeństwo automatycznie przywodzi na myśl ludność „Miasta na
Górze” Bułyczowa: życie w ciemności, podczas gdy światło jest na wyciągnięcie
ręki (o czym wiedzą tylko wybrani).
Puentując
powyższy ustęp, Korea jawi się jako doskonale prosperujący, sam w sobie, szwarccharakter. I na przekór temu, iż
USA to śmiertelny wróg reżimu (przynajmniej jeszcze w latach 2010-11), sam
reżim w powieści kreuje się na kapitalistyczną,
zachodnią… gwiazdę, tak egoistycznie zagarniającą uwagę czytelnika.
Wnioski | Czemu aż tyle o Korei
Północnej? A bo ogarniając samą Koreę, ogarnia się też „Gwiazdę Północy”. Niezwykle
potrzebną książkę. Jej lektura będzie doskonała na początek zaznajamiania się z
„placem zabaw” Kimów i pozwoli uświadomić sobie, że ziemską powłokę od
kilkudziesięciu lat infekuje nikczemna, wybijająca swój własny rytm, narośl. Obraz północnokoreańskiego życia u D.B.
Johna jest tak dosadny i brutalny, że niejako spycha elementy fikcyjnego thrillera
w cień. Bo pisać prawdę o reżimie, to jak pisać wciągający thriller. To
również skarbnica wiedzy o azjatyckim państwie, która ma wielkie szanse
rozbudzić u czytelnika ciekawość nt. tego specyficznego i archaicznego bytu. Spotkanie
z „Gwiazdą Północy” niejednemu odbierze głos, a przy okazji nadzieję i
apetyt. Bo „z Koreą Północną wiąże się wiele rzeczy, które
są dziwniejsze od literatury.” – podkreśla D.B. John. Warto samemu
się o tym przekonać. A niewątpliwie COŚ jest na rzeczy!
Ocena: 8/10
![]() |
Gwiazda Północy |
PS. | Kapitalnym rozwiązaniem – podnoszącym
wartość całego wydania - jest też końcowa Nota
autora, która, prócz – uwaga! – słowniczka koreańskich słówek, zawiera mnóstwo objaśnień i faktów
związanych z poruszanym tematem: czytelnik dowie się, które motywy oparto na
faktach (a jest ich sporo) oraz które życiorysy autentycznych osób przysłużyły
się kreacji bohaterów. D.B. John nie tylko omawia wszystkie główne
ingrediencje budujące tak naprawdę tę powieść, ale też podaje wykaz literatury dot. reżimu, z której sam korzystał, i którą
poleca wszystkim zainteresowanym zagadnieniem.
Pisząc powyższy
tekst posiłkowałem się m.in. rozmowami z prof. Waldemarem Dziakiem [LINK 1 LINK2], który posiada zarówno praktyczną, jak i teoretyczną wiedzę nt. Korei
Północnej, a co ważne – świetnie o niej opowiada. To materiał o tyle ciekawy,
iż daje sposobność porównania go z przekazem autora „Gwiazdy Północy”. Być może
rodakowi prędzej uwierzycie.
D.B. John,
Gwiazda Północy (The Star of the North); Przeł. Tomasz Bieroń. Poznań: Zysk i
S-ka Wydawnictwo, 2018.
OdpowiedzUsuńJuż pierwsze strony sprawiły, że chciało się więcej i więcej i faktem jest, że życie rodzinne trochę na tym ucierpiało ;)
Fabuła porywa i trzyma w napięciu, aż nie można się powstrzymać przed zajrzeniem na kolejną stronę. A do tego cały czas towarzyszy nam trwoga, co też te władze Korei Północnej jeszcze "wymyślą", w jaki sposób upodlą swych mieszkańców. Bo przecież obozy pracy, głód, brud, zastraszanie, bicie, tortury, laboratoria, w których przeprowadza się eksperymenty na ludziach oraz szantaż bronią nuklearną to jeszcze NIC...
Miałam ostatnio okazję przeczytać parę książek o Korei Północnej, ale z całą pewnością ta jest najlepsza!
To trzeba przeczytać! Koniecznie!
Książka wpisana na listę! Bardzo ciekawa jestem tych faktów o Korei, które mają mnie zaskoczyć ;)
OdpowiedzUsuńPrzyjemnie się czytało. Rozbudowana, obfita w informacje recenzja. Pozdrawiam :)
OdpowiedzUsuńTakie polityczne thrillery, choć zapowiadają się ciekawie, bardzo mnie męczą. A mimo chęci poznania tematu nie lubię się przy książce męczyć.
OdpowiedzUsuńDlatego mimo naprawdę interesującego tematu niestety nie sięgnę po tę książkę.
Recenzja bardzo wyczerpująca i treściwa :) Książka kompletnie nie w moim guście, ale recenzję czytało się naprawdę przyjemnie :)
OdpowiedzUsuńWow! Jestem pod wrażeniem tak wnikliwej analizy! Czuję się skutecznie zachęcona do przeczytania tej książki:)
OdpowiedzUsuńNie mozna zapominac o chęci USA o dominacji nad calym swiatem. Tam ich jeszcze nie ma, a malo miejsc zostalo.
OdpowiedzUsuńChyba pierwsz raz w życiu przeczytałem tak uważnie recenzję książki! :) Nie mam wyboru - muszę od dzisiaj obserwować Twój profil! :)
OdpowiedzUsuńBardzo wnikliwa recenzja! Chociaż ksiazja to jednak nie moj klimat, ale jeśli kiedyś mnie ktoś zapyta o nia to odeślę do Twojego bloga :)
OdpowiedzUsuńOstatnio oglądałam właśnie program o władzach Korei i bardzo mnie wciągnął dlatego ta książka to też mój must have do przeczytania
OdpowiedzUsuńCzuję się rozdarty. Z thrillerami mi zupełnie nie po drodze, ale bardzo bym chciał o Koreach poczytać.
OdpowiedzUsuńJakub, ale chyba nie sugerujesz, że czytający thrillery to drugi/gorszy sort/ ;)
UsuńDzięki tej książce poczytasz o Korei - zresztą sugeruj się moim tekstem i oceną liczbową jednocześnie, tutaj o rozdźwięku nie można mówić: słowa oddają wartość liczbową i odwrotnie.
Nie bez powodu piszę wyżej tyle o Korei Północnej i nazywam ją czwartym - a tak naprawdę najważniejszym - bohaterem książki, oficjalnie zakwalifikowanej jako thriller, co mnie samego mocno zastanawia
Jeśli w moim tekście znajdziesz dla siebie punkty zaczepienia, to znak, że warto zapoznać się z treścią "Gwiazdy Północy", tak to ujmę.
Korea wydaje się taka oderwana od rzeczywistości, dlatego chętnie sięgnę po książkę, aby zagłębić się jeszcze bardziej.
OdpowiedzUsuńnatalia
Warto byłoby się dowiedzieć więcej, o tej całej Korei Pn. U mnie powoli robi się ładny stosik ksiazek kupionych, Nie przeczytanych (jeszcze)!
OdpowiedzUsuń