![]() |
Tłumaczenie: Ewa Gorządek |
Z
cyklu:
Warto
znać.
Przyjemnie czytać.
Dennis
LEHANE
Para bostońskich detektywów: Patrick Kenzie i
Angela Gennaro, choć zmęczona po ostatnim zleceniu i niechętna przyjmowaniu
nowych, dostaje kolejną sprawę do wyjaśnienia. Ich zadanie polega na odnalezieniu
młodej dziewczyny. Tym razem zleceniodawcą jest zdesperowany i ekscentryczny ojciec
(Trevor Stone), przy okazji – straszliwie bogaty biznesmen, któremu, co gorsza
zostało niewiele czasu. Trawi go rak, dlatego tak bardzo zależy mu na ponownym ujrzeniu
córki. Kolorytu sprawie dodaje fakt, iż wcześniej inny doświadczony detektyw
wyruszył na poszukiwania zaginionej i przepadł bez wieści tak samo, jak dziewczyna.
Kompletując kolejne informacje, Kenzie i Gennaro odnajdują ślad, który prowadzi
ich na Florydę. W „Pułapce
zza grobu” Dennis Lehane od razu umieszcza czytelnika w centrum wydarzeń.
„Pułapka zza grobu” to 3.
z kolei tom cyklu o dwójce prywatnych detektywów: Patricku Kenzie i Angeli
Gennaro. Wniosek z lektury, który nasuwa się pierwszy, brzmi: Lehane wypada o
niebo lepiej, gdy siedzi na tyłku w Bostonie, zajmując się przeróżnymi zbirami
czy łotrzykami, penetrując jednocześnie zakamarki swojego ukochanego miasta. Aż
chce się poznawać takie postacie wykreowane przez autora. Od razu wiadomo, że
prędzej czy później z ich powodu pojawi się Bubba Rogowski, a tuż za nim
Patrick i jego partnerka - Gennaro. Wtedy to następuje kumulacja zarówno humoru
(Kenzie), błyskotliwych dialogów, jak i ciętych ripost (Gennaro)
- chłonie się to z niekrytą przyjemnością. Ale w tej akurat książce Lehane,
poprzez rezygnację z powyższych komponentów, strzela sobie -moim zdaniem- w
stopę.
![]() |
Dennis Lehane |
To jeszcze
nie koniec wytykania błędów. Pisarz widocznie bardzo nie lubił swych stóp w
okresie pisania tej książki, bo po raz kolejny oddaje w swoim kierunku strzał polegający
na kompletnej marginalizacji postaci Bubby Rogowskiego, czyli motoru napędowego
całej serii. To była bardzo zła decyzja. Szczęśliwie dla siebie i dla nas,
Lehane szybko się zreflektuje, gdyż w kolejnych dwóch odsłonach cyklu rola tego
bohatera znacząco wzrasta, tym samym dostarczając czytelnikowi znaczących pokładów
satysfakcji.
„Pułapce zza grobu” brakuje
tej iskry, która wynosiła na wyżyny inne dzieła autora. Dialogi, w porównaniu z
innymi tytułami serii, są zwyczajne, humoru tu niewiele, a bohaterowie wypadają
przeciętnie – mam wrażenie, że nie mogą z siebie więcej dać, bo zwyczajnie nie
mają z czego. Jak niedawno, przy okazji recenzji „Modlitwy o deszcz”, pisałem,
że wreszcie przekonałem się do pary detektywów, tak teraz znowu mam mieszane
odczucia. Może to brak Bubby tak źle wpływa na Kenzie i Gennaro - coś w tym
musi być. Książka cierpi na niedobór wiarygodności, zbyt dużą rolę odgrywa
przypadek, za dużo tu zrządzeń losu, przez co niektóre wydarzenia są mało
prawdopodobne. Z tego też powodu książka staje się od pewnego momentu
przewidywalna. Nie ma też miejsca na żadną refleksję czy zastanowienie, jak to
było w innych jego dziełach - w zamian uproszczenia fabularne. Opuszczenie na
wiele stron Bostonu również nie służy wydawnictwu. Tak samo, jak bohaterowie,
czujemy się nieswojo w nowym miejscu, nie znamy tam nikogo i najlepiej byłoby wrócić
szybko na stare bostońskie śmieci.
„Pułapka
zza grobu” odcina się od reszty kolegów z cyklu tym, że kryminał otrzymuje tu
mniejszy, niż można by oczekiwać procentowy udział w całości, tak samo zresztą,
jak kwestia pochylania się nad psychologią bohaterów, akcentowania ich rozterek
i nastrojów. Braki te zastąpiono znaczącą dawką widowiskowej sensacji,
dynamicznie przesuwających się ujęć niczym w typowych amerykańskich serialach. Lehane
nawiązuje do kina sensacyjnego, stawiając na lekkość i zwroty akcji, czytaj: rozrywkę.
Para detektywów cały czas jest w ruchu i nie chodzi tu tylko o sam wyjazd na
Florydę.
Podobało
mi się przede wszystkim to, że pomimo wałkowania praktycznie ciągle jednej
historii, autor zadbał, abyśmy się nią nie znudzili, serwując za każdym razem
inny punkt widzenia tych samych wydarzeń, dokładając za każdym razem nowy
szczegół albo poddając naszą dotychczasową wiedzę w wątpliwość. Bo nikomu nie
można ufać, do samego końca. A rozpoznanie prawdziwych sojuszników graniczy z
cudem. To właśnie ten niewątpliwy smaczek omawianej książki.
„Pułapka
zza grobu” posiada co najmniej trzy, wyróżniające się na tle całości, sceny.
Nazwę je „oazami humoru, niebanalności, wyczucia i błysku autora pośród pustyni
nie do końca udanych i przekonujących rozwiązań fabularnych oraz przyblakłych
postaci”. Mam tu na myśli początkową wizytę Patricka w „Lecznicy Smutku”, która
automatycznie skojarzyła mi się z klimatem „Zabójczej broni” i wyczynami detektywa
Riggsa. Druga to ta na moście. Bardzo udana scena sensacyjna, plastyczna, łatwa
do wyobrażenia. I ostatnia, czyli wątek końcowego rozwiązania problemu
rodzinnego Stone’ów przez dwójkę detektywów (zamknięty pokój). Tutaj mamy
zarówno nietuzinkowe poczucie humoru, jak i niewątpliwe wyczucie smaku autora,
aby w danym momencie wybrać najlepsze możliwe rozwiązanie. Niestety,
czytelnikowi przez większość historii doskwiera niedobór wspomnianego powyżej poziomu
– objawia się on jedynie fragmentarycznie.
„Pułapkę
zza grobu” wprawdzie czyta się szybko i w miarę przyjemnie, jednak nie ma tu
miejsca na refleksję czy zebranie myśli wobec dylematów moralnych bohaterów.
Dzieje się tak, ponieważ Lehane, w opozycji do wcześniejszych dzieł, stawia zdecydowanie
na dynamizm, zwroty akcji i ciągły ruch, inspirując się przy tym dokonaniami filmowych
produkcji sensacyjnych. Ta psychologiczno-moralna płycizna skutkuje tym, iż w
czytelniku zostaje niewiele myśli do przetrawienia, w przeciwieństwie do „Gdzie
jesteś, Amando?” albo „Rzeki tajemnic”. Bo nie zaglądamy do środka postaci,
tylko patrzymy, co dzieje się z nimi na zewnątrz – o wiele bardziej liczą się
urazy mechaniczne niż te wewnętrzne. Pomimo to, ten ewidentny ‘wypadek przy
pracy’ ani trochę nie zmienia mojej opinii o autorze. Lehane to ciągle jeden z
moich ulubionych twórców i wiele musiałoby się wydarzyć, aby stan ten uległ zmianie.
Bo przecież wyjątki są potrzebne do potwierdzenia reguły.
Ocena: 6/10
https://ksiegarnia.proszynski.pl/product,61872
http://muskegontribune.com/ahfest-bringing-dennis-lehane-to-muskegon/
Oj, masz rację - Bubba to prawdziwy promyczek tej serii :P. Najlepsze dokonanie Lehane'go jeszcze przed Tobą. Ale najgorsze również, bo ostatnia powieść tej serii jest naprawdę fatalna. Nie zmienia to jednak faktu, że Lehane cudnie pokazuje brudny Boston, świetnie kreuje postaci i intrygę też potrafi sklecić :).
OdpowiedzUsuńTo prawda. To po prostu facet, ktory świetnie pisze :)
OdpowiedzUsuńWiem, wiem, czuję się już ostrzeżony od dawna i po ostatnią część cyklu sięgać nie zamierzam :)