![]() |
Tłumaczenie: Arkadiusz Nakoniecznik |
„Bywają cisze, które nie mają nic wspólnego ze spokojem”
Rok
1937. Zostaje zorganizowana roczna wyprawa badawcza na Spitsbergen o
charakterze meteorologiczno-biologiczno-glacjologicznym. Wśród nielicznej,
pięcioosobowej, załogi znajduje się również Jack – główny bohater powieści i zarazem
jej narrator. Ten wyjazd to dla niego prawdziwa szansa na nowy start, początek
zmian w usłanym cierniami życiu. Dokładny cel podróży to niejakie Gruhuken –
cicha, niezamieszkana zatoka. Jednak już od samego początku nie wszystko układa
się po myśli uczestników ekspedycji. Nie wszyscy osiągną zamierzony punkt na
mapie.
Sądziłem,
że „Cienie w mroku” okażą się portretem psychologicznym jednostek popadających
w obłęd, przegrywających walkę z osamotnieniem, izolacją czy skrajnie ciężkimi
warunkami atmosferycznymi; pogrążających się dosłownie i w przenośni w coraz
głębszej ciemności. Innymi słowy, liczyłem na walkę wewnątrz postaci, z samym
sobą, a, jak się okazało, Michelle Paver postawiła na typowy horror i
zdecydowała, że prócz uczestników wyprawy z krwi i kości, pojawi się ktoś
jeszcze. A szkoda!
Pewna
rozmowa bohaterów na początku książki przywiodła mi na myśl jedną z moich
ulubionych kreskówek z dzieciństwa, tj. ”Scooby Doo”, i jedną z wielu scen, kiedy
to wścibska paczka detektywów, jadąc w kolejne, nowe miejsce dowiaduje się czy
to od kierowcy, czy od burmistrza miasta albo od kapitana statku, że miejsce
ich przeznaczenia jest „pechowe i niedobre”, a po serii kolejnych pytań okazuje
się, że najlepiej trzymać się od niego z daleka, gdyż tam straszy…
Jeśli
chodzi o fabułę, „Cienie w mroku” niczym nie zaskakują, a przebiegu
następujących po sobie zdarzeń można się łatwo domyślić. Zasada o nazwie „3xP”
specjalnie dedykowana tej książce brzmi następująco: PRZYJECHAŁ – PRZESTRASZYŁ
SIĘ – POLEGŁ/lub/PRZETRWAŁ.
Z
pewnością nie należę do grona czytelników, którzy doszukują się w tej książce
ukrytych prawd o człowieku, ponadczasowego przesłania etc. Świetnie wykreowani
bohaterowie?? Ha ha ha!
Natomiast
polecam zrobić jedno - wygooglować sobie „Spitsbergen” przed, w trakcie lub po
lekturze - jak kto woli – i odciążyć nieco wyobraźnię, napawać się choćby
powabem zorzy polarnej. Paver czerpie ze wspaniałości krajobrazu, monumentalnej
siły natury, kreując ją na jednego z bezwzględnych, niewybaczających słabości
żywym istotom bohaterów.
Jako
że narratorem jest jeden z uczestników (Jack), forma książki przybiera taki, a
nie inny styl i dzięki temu autorka może przysłonić wszelkie niedociągnięcia,
przeskoki w czasie, zdawkowość informacji czy braki w deskrypcji. Według mnie
książka sprawia wrażenie napisanej na kolanie, jakby Paver niewystarczająco się
do niej przyłożyła. Oczywiście z drugiej strony ktoś powie, że relacje
uczestnika, które automatycznie stają się naszą relacją, są jak najbardziej
wiarygodne i logiczne, gdyż przekazuje nam to, co sam rzeczywiście mógł
zarejestrować wzrokiem, słuchem czy dotykiem, i to prawda - tak jest. Jednak
nie mogę pozbyć się wrażenia, że „Cienie w mroku” powinny stanowić nieco
bardziej szczegółową, dopracowaną i z większą ilością opisów pozycję.
Niewątpliwą
zaletą książki (prócz objętości i lekkości) jest kontrast ukazany między
pierwszymi wpisami Jacka, tymi po kilku tygodniach, aż do tych z końca roku.
Zmiana słownictwa, akcentów: od zamartwiania się o pisklęta i zachwytu nad
fokami, po czarne myśli i nazywanie rzeczy po imieniu. Przytoczę teraz cytat z fazy przejściowej owego stadium, z
października: „Zaraz po świcie zapada zmierzch. […] Nasz obóz to wyspa zawieszona w
pustce wypełnionej szarością. Jedynym kolorem jest kolor szary. I wszędzie
panuje cisza.”
Jeśli
chodzi o konstrukcję książki, Paver kładzie główny akcent na CZYNNOŚCI swoich
bohaterów – przede wszystkim Jacka. Niezliczona liczba czasowników znajdujących
się zazwyczaj w bliskim sąsiedztwie, w przeważnie bardzo krótkich zdaniach, ma
kreować jedno – DYNAMIKĘ. A jej styl można określić mianem easy-to-read. Autorka
idzie zatem w tempo, a nie w dystans. Tempo rzeczywiście jest - podczas gdy w
innych książkach byłbyś, czytelniku, gdzieś w połowie, tutaj w tym czasie już
przewracasz strony posłowia od autorki.
W
„Cieniach w mroku” znajdą się zarówno myśli „błyskotliwe”: „Tu, na północy, człowiek zaczyna sobie uświadamiać sprawy, których w
ogóle nie dostrzega na południu”, jak i, dla przeciwwagi, te niego
ciekawsze: „tu, daleko na Północy,
wszystko, co martwe trwa latami”.
Mała
dygresja. Jak można kogoś niewystarczająco przekonać, że nie jest w porządku,
skoro pisze się właśnie, że jest w porządku? I skąd ta druga osoba może na
podstawie takiej pisemnej wiadomości to wywnioskować? Śmieszne to i tyle. Byle
coś było – czytelnik i tak nie zauważy, bo w tym czasie ma się przecież bać!
Kolejny argument za tym, że pani Paver jest osobą leniwą i nie chciało jej się
wymyślić czegoś bardziej satysfakcjonującego.
Zauważyłem,
że Paver zastosowała w swoim dziele kilka utartych, wyeksploatowanych motywów:
1. majestat i urok natury (wyspa na Morzu Arktycznym, noc polarna itp.); 2.
odwieczny strach człowieka przed ciemnością; 3. człowiek i pies (tak, będą
husky!) jako najlepsi kompani, na dobre i na złe. Środki te same w sobie
wykonują za autorkę dużą część roboty, ciągnąc niejako „Cienie w mroku” do
przodu. Codzienna rutyna (tam na miejscu), zimno, ciemności oraz subtelna
groza. To zapewne miało wyniszczyć zarówno bohaterów, jak i samego czytelnika.
DIY.
Znacie ten skrót? Oznacza „DO IT YOURSELF”, czyli zrób to sam. Do tego terminu
nawiązuje m.in. wydawca książki, stwierdzając, że „Cienie w mroku” to „oddziałująca na wyobraźnię historia
paraliżującego strachu przed ciemnością”. Tak samo zresztą, jak autorka,
która w swoim dziele dużo pracy pozostawia naszej wyobraźni; to my sami mamy uzupełnić
sobie wszelkie braki w opisie, dodać ewentualnej straszności tam, gdzie tego
potrzeba. To czytelnik ma sam sobie odpowiedzieć na pytanie, czego się boi, bo
przecież, jak sama Paver sugeruje, nie
chodzi o ciemność samą w sobie, tylko o to, co może z niej wyjść. Niestety,
w związku z tym, tworzy się w człowieku wrażenie płytkości tej książki, jej
„popowy” charakter. Na szczęście dzięki przystępnemu językowi (easy-to-read)
oraz niedużej objętości, nie można mówić o straconym czasie czy żalu, że w
ogóle się po nią sięgnęło, gdyż historia ta da się poznać w jeden dzień.
„Cienie
w mroku” to taki u(twór) z gatunku tych, które wchodzą lewym uchem, a wychodzą
prawym. Dodam tylko, że fabuła jest tu tak skomplikowana jak konstrukcja pantofelka
z lekcji biologii. Czy zatem książka jest „dobra”, satysfakcjonująca? Hm, gdyby
taka była, nie miałbym teraz tych wątpliwości. Z drugiej strony powiedzieć, że
„przeciętna” to jednak lekka przesada, bo przecież wyobraźnia każdego z nas jest
uczulona na nieodgadnioną, głuchą ciemność. Stąd też, gdy narasta, osacza nas –
zaczynamy „wariować”. Paver wiedziała o tym doskonale.
Ocena: 5,5/10
Okładka: http://www.empik.com/cienie-w-mroku-paver-michelle,p1076017253,ebooki-i-mp3-p
Książka taka przeciętna, a recenzja bardzo szczegółowa i dokładna. Paver nie zasłużyła na taki tekst, a ja tej książki nie wezmę do ręki, bo mam wiele ciekawych pozycji na półce.
OdpowiedzUsuńSzkoda, że książka jest tak słaba, z początku wydawała się być interesująca. Po twojej recenzji wiem jednak, że po nią nie sięgnę. Pozdrawiam, Damian z Extinct Dreams
OdpowiedzUsuńTo zagęszczenie czasowników przypomniało mi Słońce też wschodzi Hemingwaya, tylko tam działo się niewiele. Ten kontrast bardzo utrudniał lekturę.
OdpowiedzUsuńzgadzam się z powyższymi <3 z pełną sympatia wolę czytać Twoje recenzje niż niektóre z tych tytułów. Bardzo, bardzo fajny blog!!! CAŁOŚCIOWO!! Pozdrawiam
OdpowiedzUsuńWielką miłośniczką horrorów nie jestem (choć właśnie zabieram się za pisanie o "Egzorcyście") i jakoś tak nie czuję się przekonana do lektury książki recenzowanej przez Ciebie. Lubię dynamiczne książki, nie zawsze potrzebuję takich, które zostają we mnie na dłużej, więc może i wciągnęłabym się w lekturę, ale na razie jej nie planuję. ;)
OdpowiedzUsuńA ja chętnie sięgnęłabym po tę książkę. Tematykę polarną i jej podobną uwielbiam, a horroru osadzonego w tych realiach chyba jeszcze nie miałam okazji czytać. Poza tym każdy chyba potrzebuję czasem latwiejszej lektury. Ja w każdym razie zapisuję sobie tytuł. :)
OdpowiedzUsuń