15 sierpnia 2017

Młody pisarz i może / Michael Koryta „Martwy trop”

Tłumaczenie: Dariusz Ćwiklak 
Miło znów wrócić do tego młodego autora (w dodatku mojego imiennika), a w szczególności do cyklu o dwójce prywatnych detektywów Perry-Pritchad…

„Trochę po północy, w bezksiężycową październikową noc zamordowano człowieka, którego nie znosiłem. Policja zaczęła szukać podejrzanych ludzi, którzy mieli zatarg z Jeffersonem. Na szczycie tej listy znalazłem się ja. Prywatny detektyw Lincoln Perry był wschodzącą gwiazdą policji w Cleveland, ale jego kariera skończyła się, kiedy pobił szanowanego prawnika. Miał powód: Alex Jefferson odbił mu narzeczoną. Teraz jednak Jefferson został bestialsko zamordowany, a wdowa dzwoni do Perry’ego z rozpaczliwą prośbą. Detektyw wie, że nie powinien się zgadzać, ale nie może odmówić kobiecie, którą kiedyś kochał. Szybko odkrywa, jak wielki popełnił błąd...”

Pewnie wielu z Was nie wie, że w swojej ojczyźnie, tj. Stanach Zjednoczonych, Michael Koryta jest bardzo doceniany, o czym mogą świadczyć nagrody w prestiżowych konkursów literackich oraz liczne wyróżnienia i nominacje. To autor kilkunastu powieści – rocznik ’82. Pierwszą książkę (i pierwszą z tego cyklu) popełnił w wieku 22 lat! Znalazłem też informację, że jego dzieła przetłumaczono na 20 języków. To, że Koryta to absolwent prawa na pewno nie jest tak ciekawe, jak fakt, iż wcześniej parał się dziennikarstwem śledczym oraz funkcją… prywatnego detektywa, czyli dokładnie tak samo, jak dwaj główni bohaterowie jego serii. Ale wróćmy już do omawianego tytułu.

Na polskim rynku występują trzy części cyklu Perry-Pritchad, ale tak naprawdę wyszły już cztery, z tym że ta ostatnia nie została jeszcze przetłumaczona. Mam nadzieję, że taka sytuacja nie potrwa zbyt długo, choć i tak już trwa… Dobrze, gdyby Wydawnictwo Amber domknęło ową serię, bo ona zwyczajnie na to zasługuje.


„Martwy trop” to trzecia, według kolejności powstawania, część cyklu o prywatnych detektywach. Duży wpływ na fabułę książki mają zdarzenia z pierwszej części („Ostatnie do widzenia”). Ponadto u detektywa Perry’ego zachodzą spore zmiany, zarówno na polu zawodowym, jak i osobistym.

To opowieść o tym, jak jeden żałosny kaprys niszczy kolejno ludzkie życia.

Koryta, w tworzonych kryminałach, wypracował swój oryginalny styl. Szybko też odnalazł dla siebie miejsce na literackiej mapie, dostarczając swoimi książkami dowód na to, że dobrze mu w takiej konwencji, co też zbiegło się z bardzo pozytywnym odzewem czytelników zza Atlantyku, których proza Koryty wyraźnie usatysfakcjonowała. Książka nie jest zbyt obszerna - tak samo zresztą, jak inne części cyklu - w przeciwieństwie do 2 pozostałych tytułów obecnych na naszym rynku, tj. „Pod cyprysami” oraz „Tajemnica rzeki Lost River”. Dzieje się tak, ponieważ Koryta pisze w nieco inny sposób, wyraźnie zaznaczając swoje indywidualne podejście. Jest to pisanie konkretne, zwięzłe oraz bezpośrednie. Nie ma miejsca na zapychacze i ozdobniki - wszystko podporządkowane jest rozwojowi intrygi i głównemu nurtowi fabule. Opisy, jeśli są, to w miejscach, gdzie to konieczne dla zarysowania tło czy wprowadzenia nowej pory dnia itp. Biorąc pod uwagę poziom (jakościowy) intrygi, brak błędów logicznych oraz, przede wszystkim, bardzo młody wiek autora – wypada tylko przyklasnąć. I czekać na więcej.

Na początku, gdy sprawy zaczynają przybierać nieciekawy obrót dla jednego z naszych bohaterów (detektywów), raziło mnie nieco to, że pozostawał on taki bierny, nie odgryzając się ani trzeźwym myśleniem, ani logiczną argumentacją, np. w pewnym momencie nie wspomina o badaniu na obecność prochu albo o tym, że sam zadzwonił i zawiadomił policję, a mógł to sobie darować i po prostu odejść. Wszystko to ma istotne znaczenie dla prowadzonego śledztwa. Ale to właściwie jedyne, do czego miałbym pewne uwagi.

Do tej pory w Polsce ukazało się łącznie 5 tytułów autorstwa Michaela Koryty: 3, o detektywach, nakładem Wydawnictwa Amber oraz 2, o których wspominam powyżej, to zasługa Wydawnictwa Sonia Draga. (Nawet dobrze się stało, że rozdzielono twórczość pisarza, gdyż seria kryminalna zdecydowanie różni się konwencją oraz konstrukcją od 2 pozostałych tytułów). Uważam obie decyzje za niezwykle słuszne i korzystne dla polskiego czytelnika. Dzięki temu miałem okazję i przyjemność zarówno odkrycia tego pisarza i czytania jego dzieł, jak i możliwość podzielenia się tym z Wami. Obecnie jego pozycje dostępne są za symboliczne sumy, zwłaszcza seria Perry-Pritchard. Mam nadzieję, że na tej liczbie (5) wydawnictw się nie skończy i że Koryta ponownie zawita do naszych księgarń. Oby jak najszybciej.

Spośród 3 wydanych dotychczas w Polsce części, za najlepszy uważam „Hymn smutku’, dwie pozostałe są według mnie zbliżone do siebie poziomem, jednak osobiście przyznałbym 2. miejsce właśnie książce „Martwy trop”. Nie zmienia to faktu, iż wszystkie pozycje Koryty o prywatnych detektywach są co najmniej bardzo dobre i warte polecenia. Podziwiam autora za to, że na stosunkowo niewielkiej ilości stron potrafi zgrabnie zmieścić i poprowadzić zarówno główną kryminalną intrygę, wzbogaconą o mylne tropy i niejasności, jak i niewielki wątek miłosny oraz sporą dawkę świetnego, męskiego humoru generowanego zwłaszcza przez naszych detektywów, a wszystko to napisane rzeczowym i minimalistycznym stylem. Nie mam wątpliwości, że dla wielu z was ten młody, amerykański autor okaże się odkryciem jak nie roku, to przynajmniej miesiąca. Warto zanotować sobie to nazwisko.

Ocena: 7/10


Poniżej recenzja "Ostatnie do widzenia" M. Koryty:

Okładka: http://www.wydawnictwoamber.pl/kategorie/sensacja-kryminal/martwy-trop,p300

4 komentarze:

  1. Zapowiada się bardzo interesująca lektura. Dopisuję ją do listy książek, które chcę przeczytać :)

    OdpowiedzUsuń
  2. Magdo, na pewno warto dać szansę temu autorowi. A co więcej, warto poznać cały ten cykl ;)

    OdpowiedzUsuń
  3. Niby prosta historia, ale jest w tym coś intrygującego :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Tak, Koryta nie dosć, że pisze prosto, ale zarazem przyjemnie dla czytelnika, to jeszcze wystarczają mu pozornie nieskomplikowane historie, aby przetworzyć to na literaturę wartą poznania, dostarczającą odpowiedniej dawki rozrywki. A wszystko to na relatywnie niewielkiej ilości stron.

      Usuń