Sypnęło
śniegiem w malutkim Byford. Polała się też krew, i to w dość osobliwym miejscu,
bo w domu miejscowego pastora.
W
wigilijny poranek, gdy za oknem pada śnieg, inspektor Lloyd kończy właśnie czytać powieść i zastanawia się, z kim
i gdzie spędzi święta. Jednak
policjant nie spodziewa się, że niebawem zostanie przydzielony, wraz z sierżant
Hill, do zespołu badającego morderstwo w starej plebanii. Ofiara to zięć
pastora, Graham Elstow – osoba budząca w okolicy jedynie negatywne emocje: od
nienawiści po strach. To też persona non grata na samej plebanii, gdyż pobił
swoją żonę Joannę. Dziewczyna najpierw trafiła do szpitala, a od jakiegoś czasu
powróciła na łono rodziny. Elstow nawiedza plebanię w celu pojednania z
małżonką, jednak już z niej nie wychodzi…
Jill
McGown, czyli brytyjska autorka kryminałów, zmarła w 2007 r. Jej najbardziej
docenioną i zapamiętaną spuścizną jest zapewne cykl trzynastu powieści z
inspektorem Lloydem oraz sierżant Hill. „Morderstwo na starej plebanii” to
druga część wspomnianej serii, którą to McGown wita się z polskim czytelnikiem.
Jak donosi w swoim artykule Val McDermid z The Guardian, “twórczość pisarki
zyskała uznanie krytyków, a wielu jej rówieśników uważa, że nigdy
nie osiągnęła poziomu
komercyjnego sukcesu, na który
zasługiwała.” Po chwili dodaje
też, że: „w świecie pełnym wyniosłych ego Jill była niepozorną i zabawną
rozmówczynią z darem ostrego, ale nigdy nieokrutnego dowcipu.” Co ciekawe, w
gimnazjum uczył ją Colin Dexter – późniejszy autor powieści o inspektorze
Morsie.
Książka
to poniekąd hołd Jill McGown zarówno dla „Morderstwa na plebanii” A. Christie,
jak i samej znakomitej pisarki. To nie tylko zbieżność tytułów, miejsca
(plebania) czy okoliczności (wioska zasypana śniegiem), ale też fakt, iż inspektor
Lloyd jest fanem kryminałów oraz – a może przede wszystkim – ograniczony krąg
podejrzanych. Rzecz, która mnie ucieszyła i która, jak sądzę, spotkałaby się z
przychylnym komentarzem samej „królowej kryminału”, to podejście McGown do
wznoszenia intrygi: skrupulatnie, koronkowo i przemyślanie. Ale to, co odróżnia
dzieło McGown od klasycznych kryminałów Christie, to interesujące i „powikłane
relacje” występujące między dwójką śledczych. Ścieżki duetu Lloyd-Hill splatają
się zarówno na polu zawodowym, jak i prywatnym - zostały dobrze wprowadzone i
nie ma potrzeby, aby sięgać po pierwszą część serii.
Dla
Lloyda i Hill - ku uciesze czytelnika – wszystko się komplikuje. Muszą
rozsupływać kolejno pojawiające się wątki (w tym te prywatne) oraz odnaleźć
winnego pośród podejrzanych. Jednak napływają nowe zeznania, a linie czasowe
odnośnie momentu zabójstwa, mające wskazać mordercę, wzajemnie się wykluczają.
Okazuje się, że cała rodzina pastora posiada alibi, możliwe zatem, że to
sprawka intruza. Czy śledczy znajdą winowajcę, zanim będą musieli stawić czoła
swoim własnym sprawom?
„Morderstwo
na starej plebanii” oferuje nam naprawdę krótką listę podejrzanych –
praktycznie dwa razy krótszą od tej, którą zazwyczaj proponowała Christie,
czyli ok. 8-10 osób. Pytanie tylko: po co było sobie tak utrudniać? Ale też
trzeba podkreślić, że McGown poradziła sobie z tym bardzo dobrze, przez cały
czas utrzymując uwagę czytelnika. Jest tu więcej twistów i fałszywych tropów,
niż można się było spodziewać. Pisarka udowadnia, że posiada zdolność do
skutecznego zarządzania kryminałem z zaledwie garstką podejrzanych – to wymaga
zarówno wyobraźni, precyzji, jak i swoistego konspiratorskiego umysłu.
To,
co z pewnością odróżnia McGown od Christie, to obficie występujące i dobrze
poprowadzone wątki poboczne, w tym wiele małych zagadek (towarzyskich). Relacja
Lloyda i Hill jest wiarygodna, ale – paradoksalnie - prawie w ogóle nie
poznajemy ich od strony warsztatu śledczego(!) – na tym polu wypadają mizernie,
choć i tak udało mi się zapamiętać, że pani sierżant ma zwyczaj notowania
wszystkiego w notesie... W dodatku jeden ze śledczych traci obiektywizm i
niezbędny dystans, nawiązując znajomość z podejrzanym – niedobrze! Natomiast o
wiele ciekawiej wypadają oni na polu prywatnym, jak zwyczajni ludzie z bagażem
doświadczeń, pełni obaw i marzeń. Często mam awersję do powieści kryminalnych z elementami romansu, ale w tym przypadku
uważam, że losy inspektora Lloyda i sierżant Hill są przyjemnym dodatkiem. I,
co ważne, oboje trzymają swoje dwa światy (praca-życie) oddzielnie.
Nie
można zapomnieć, iż McGown oferuje także studium rodziny duchownego, czyli
nieustannie kłócącej się familii: pastor przeżywający potężny kryzys; nietypowa
- jak na żonę pastora - Marion oraz ich małomówna, tajemnicza córka Joanna.
„Morderstwo
na starej plebanii” to bardzo solidny kryminał z paroma zwrotami akcji,
twistami i fałszywymi tropami po drodze, osadzony w małej brytyjskiej wiosce w
okresie Bożego Narodzenia. Wciągający, a dzięki Lloydowi i Hill także zabawny. Niby osadzony współcześnie, bo z dala
od epoki wiktoriańskiej (jak u Christie), ale z wyraźnie podkreślonym
klasycznym duchem – nowoczesny, ale w stylu vintage; z niespiesznie toczącą się
akcją, polegającą na analizowaniu powiązań między bohaterami oraz kolejno
napływającymi hipotezami. I wreszcie przekonujące, ale kameralne, wypełniające
się jakby gdzieś w bocznej uliczce albo na zapleczu rozwiązanie – zupełna
przeciwność puent serwowanych u Christie.
Ale
przede wszystkim to dopracowana fabuła oraz satysfakcjonująca, pieczołowicie
utkana, intryga, która nie jest bynajmniej przesłodzona, a w samej historii o
zgnębionych duszach bohaterów brak ckliwości bądź przytulności.
Dla inspektora Lloyda „im gorsza książka, tym szybciej ją pochłaniał, czytał do późna w nocy,
żeby mieć to za sobą”. Z „Morderstwem na starej plebanii” jest odwrotnie –
na tyle dobrze, że warto poświęcić mu 1-2 wieczory. Moje pierwsze spotkanie z
cyklem Lloyd-Hill oceniam pozytywnie – czekam na kolejne tomy.
Ocena:
7/10
Recenzja pierwotnie opublikowana na portalu Grabarz Polski ( link )
Jill McGown, Morderstwo na starej plebanii (Murder at
the Old Vickarage. A Christmas Mystery): Przeł. Tomasz
Bieroń. Poznań: Zysk i S-ka, 2017.
Byłam trochę zdziwiona, kiedy zobaczyłam nazwisko autorki i ten tytuł, bo dałabym sobie rękę odciąć, że "Morderstwo na starej plebanii" to dzieło Christie, a tu takie zagranie językowe! :D Książka ma w sobie potencjał i myślę, że kiedy będę miała ochotę na dobry kryminał, to na pewno sobie o niej przypomnę (dla pewności jednak zapiszę sobie na tytuł i autorkę na liście).
OdpowiedzUsuńTeż myślałam że to książka Agaty!
OdpowiedzUsuńZapisuję sobie tą książkę na listę "do przeczytania" :)
OdpowiedzUsuńDawno nie czytałem żadnego kryminału, a ten wydaje się interesujący.
OdpowiedzUsuńUwielbiam takie koronkowe, staroświeckie kryminały, dzieki za polecenie. Z przyjemnością poczytam.
OdpowiedzUsuńTeż dopisuję do listy
OdpowiedzUsuńCiekawy tytuł, myślę że po niego sięgnę w wolnej chwili:) Pozdrawiam ANgelika F
OdpowiedzUsuńCzy "twist" to aby nie to samo co "zwrot akcji"? ;)
OdpowiedzUsuńEm szczerze to nigdy tego nie czytała ,autora nie znam, a tytuł gdzieś świta. Dzięki za super długą recenzją pełną szczegółów wartych poznania :)
OdpowiedzUsuńAkurat po weekendowej wizycie w Domu Strachów, jak znalazł! ;) Zapraszam również do siebie! https://dondamiao.blogspot.com/
OdpowiedzUsuń