28 lutego 2018

Jakob Bronsky w Nowym Jorku / Edgar Hilsenrath “Fuck America”

Jeśli ktoś w Polsce pisze o Holokauście realistycznie, z wielkim dystansem, a nawet wykorzystuje go w żartach, to ktoś taki bez wątpienia zwraca naszą uwagę, stanowiąc swoiste novum, z racji tego, iż u nas termin ten nakazuje wyłącznie jednotorowe - pełne patosu i bólu - myślenie. Tak czyni właśnie Edgar Hilsenrath, o którym wydawca – zresztą bardzo słusznie – w krótkiej notce z tyłu książki akcentuje właśnie ten aspekt jego prozy, donosząc, iż niemiecki twórca żydowskiego pochodzenia odważył się połączyć humor i groteskę z tematyką dotyczącą Holokaustu. Wychodzę z założenia, że skoro sam pisarz - urodzony w 1926 roku w Lipsku i deportowany w czasie wojny z Rumunii do żydowskiego getta na Ukrainie - wykazuje tak wyraźny dystans do losów swojego narodu, do Zagłady, to chyba my też możemy podążyć tą drogą, a nawet podziwiać ów dystans, a przynajmniej spróbować się z nim oswoić. Bo kto, jeśli nie osoba po takich doświadczeniach, ma prawdo śmiać się z Holokaustu? 
Co więcej, „Fuck America” to jak połączenie P. Rotha (pod względem elementów kpiarskich oraz tych obrazoburczych, w tym seksualnych) i „Naszego człowieka w Hawanie” G. Greene’a. Konotacja z dorobkiem Amerykanina jest tą najbardziej oczywistą, najszybciej przychodzącą na myśl, ale też całkowicie zasadną. Natomiast zbieżność z dziełem Brytyjczyka – zwłaszcza pod względem humoru i absurdu – zachodzi, owszem, ale do czasu, bo u Greene’a efektowny komizm gaśnie gdzieś w połowie, a sam pisarz gubi całą siłę napędową swojej powieści (generowanie humoru), nie dając czytelnikowi nic w zamian (może poza krytyką działania służb wywiadowczych), natomiast Hilsenrath konstruuje fabułę w sposób o wiele bardziej przemyślany, zaś jego książka, mimo że tak mocno skontrastowana w finale (humor-powaga), wygaszając zupełnie ową niefrasobliwość i groteskę, powodowaną osobą protagonisty, prezentuje się nad wyraz spójnie i sensownie. 

23 lutego 2018

Wtopiony w codzienność myśliciel / Andrzej Dybczak „Pan wszystkich krów”

O „Panu wszystkich krów”, dowiedziałbym się pewnie o wiele później, gdyby nie przypadek. Według radiowej Dwójki jedną z najlepszych książek, jakie ukazały się na rynku w 2017 roku, było „Zimowe królestwo” Larkina – znam tę powieść i dlatego zajrzałem do zestawienia. I dzięki temu czytacie teraz ten tekst, bo na krajowym podwórku wyróżniono właśnie zbiór Dybczaka. Skoro podobała mi się powieść Larkina, to dlaczego miałbym nie spróbować dziesięciu polskich opowiadań? Z przykrością obserwuję, iż znaczenie nazwy wydawcy w tym przypadku zemściło się na jego podopiecznym – pisarzu. Bo, jak pokazuje choćby nowożytna wyrocznia lubimyczytać.pl, Dybczak to autor niezwykle… niszowy (a przynajmniej jegoPan wszystkich krów”, bo z „Gugarą” jest już lepiej). 4 oceny, 0 opinii. Szok! Co z tego, że przykuwający uwagę tytuł, skoro pod spodem dopisano „opowiadania”... A jak wiadomo, Polacy opowiadań nie lubią – może nie trzeba było już na starcie podpowiadać Kowalskiemu… niech sam do książki podejdzie, przekartkuje, z nadzieją, że to – a jakże! - powieść, i w tym zabieganiu zabierze łup do… jaskini i tam dopiero oswoi się z dziełkami Andrzeja Dybczaka, autora wyróżnionej Nagrodą Kościelskich „Gugary”, opowiadającej o „życiu syberyjskich pasterzy reniferów”, pisarza, dokumentalisty i antropologa.

Dalej wchodziło się w ciemność klatki. Klatki chyba muszą być ciemne. W końcu są to nasze jaskinie, prawda? Porysowane i umęczone obecnością człowieka.

11 lutego 2018

Jack White / Nick Hasted „Obywatel Jack. O tym, jak Jack imperium z bluesa zbudował”

Jack White

people don't even know me
but 
they know how to show me*

Dziś pisanie biografii o wciąż żyjących “gwiazdach” to norma. Publikacje te – często o osobach jedynie rozpoznawalnych, bez miarodajnych osiągnięć – wyskakują jak grzyby po deszczu. Natomiast 43-letni Jack White wiele już osiągnął, a poznać go można po muzyce…

Jeśli oglądaliście ośmioodcinkowy serial „Foo Fighters: Sonic Highways” – te muzyczne wycieczki, inspirujące badanie historii miast przeplatane wieloma rozmowami z ludźmi z branży muzycznej  - i wam się to podobało, to wyobraźcie sobie, że książka o Jacku Whicie jest właśnie takim literackim serialem, tyle że podniesionym do sześcianu. „Obywatel Jack. O tym, jak Jack imperium z bluesa zbudował” pokazuje, że zarówno White, jak i The White Stripes to nie tylko (odgrywane na każdym stadionie i niemiłosiernie remiksowane) „Seven Nation Army” – to o wiele więcej!


Pamiętam to jak dziś. Dekadę temu na kanale muzycznym leciało akurat „The Hardest Button To Button” The White Stripes, które szybko przykuło moją uwagę. Prędko zorientowałem się, że prostota, surowość i emocje tej dwójki w trójkolorowym anturażu były tym, czego w muzyce od dawna szukałem. Tak się wszystko zaczęło… Najpierw zgłębiłem dorobek tego wyjątkowego projektu, potem byli The Raconteurs i The Dead Weather, następnie obejrzałem film dokumentalny „Będzie głośno” z White’em [reż. D. Guggenheim; 2008], aż wreszcie przyszła kolej na solowe popisy Jacka. Na ogół nie czuję potrzeby sięgania po (auto)biografie, jednak Jack White to jedna z nielicznych współczesnych postaci, które tak bardzo mnie intrygują. Niezwykle cenię sobie jego umiłowanie do tradycji i czerpanie z niej garściami w swojej twórczości. Podziwiam go za pełne zaangażowanie w to, co robi, a także wierność własnym ideom. Bardzo chciałbym się z nim kiedyś spotkać! 
Ocenię tę książkę pod kątem tego, ile (nowego) udało mi się dowiedzieć o Whicie, by lepiej go zrozumieć. Zwrócę też uwagę na to, jak sam Hasted opowiada tę historię.

9 lutego 2018

Zbrodnia w rodzinie / Jill McGown „Morderstwo na starej plebanii”


Sypnęło śniegiem w malutkim Byford. Polała się też krew, i to w dość osobliwym miejscu, bo w domu miejscowego pastora.

W wigilijny poranek, gdy za oknem pada śnieg, inspektor Lloyd kończy właśnie czytać powieść i zastanawia się, z kim i gdzie spędzi święta. Jednak policjant nie spodziewa się, że niebawem zostanie przydzielony, wraz z sierżant Hill, do zespołu badającego morderstwo w starej plebanii. Ofiara to zięć pastora, Graham Elstow – osoba budząca w okolicy jedynie negatywne emocje: od nienawiści po strach. To też persona non grata na samej plebanii, gdyż pobił swoją żonę Joannę. Dziewczyna najpierw trafiła do szpitala, a od jakiegoś czasu powróciła na łono rodziny. Elstow nawiedza plebanię w celu pojednania z małżonką, jednak już z niej nie wychodzi… 

3 lutego 2018

Zemsta fikcji, czyli podświadoma transformacja / David Vann "Legenda o samobójstwie"


Nie mam syna. I pewnie (tylko) dlatego proza Vanna nie wbiła mnie w fotel.

Człowiek to wypadkowa instynktów, przeszłości i potrzeb. W tej książce ludzie tak łatwo odbierają sobie życie – to przerażające.

David Vann swoje dzieciństwo spędził na Alasce. Jego „Legenda o samobójstwie” to po trosze literacka fikcja, przełożona wątkami autobiograficznymi, oraz zestaw utworów złączonych motywem przewodnim. To też bardzo dobra literatura. Vann tworzył ją 10 lat (zaczął jako 19-latek). Składa się z minipowieści i pięciu opowiadań. Przedstawione tu historie pośrednio łączą się ze sobą, serwując przyglądanie się relacji nastoletniego Roya z ojcem Jimem - niespełnionym rybakiem, mizernym dentystą. Ale, co najważniejsze – pisarz, dzięki możliwościom, jakie daje słowo pisane, z rodzinnej tragedii utworzył odważną, niebanalną i poruszającą fikcję, formalnie inspirując się „Legendami o dobrych kobietach” Chaucera. Tytuł tej książki mylnie sugeruje, iż to fantazja autora - Vann opiera treść utworów na niepodważalnym fakcie, a zarazem okropnej prawdzie - samobójstwie swojego ojca, Jamesa, któremu książka ta jest poświęcona i wokół którego Vann tworzy własną legendę, doprawioną upływem lat oraz, jak to nazywa, podświadomymi transformacjami.