14 października 2017

Figiel ewolucji / Maciej Kaźmierczak "Polowanie na kaczki"

Pewnie każdy z Was bujał się choć raz na huśtawce. Znacie to uczucie doskonale, prawda? Góra-dół, ziemia-niebo, stojący obok rodzic-szybujący w powietrzu ptak... Takiej nieustannej, a przy tym nieprzewidywalnej, zmiany perspektyw doświadcza się, czytając nowe „Polowanie na kaczki” M. Kaźmierczaka. Młody autor proponuje nam błyskawiczne, płynne - niczym w ruchu wahadłowym - przejścia pomiędzy dwoma światami, z tym że nie ma tu mowy o stałej amplitudzie ruchów wahadła, o co z powodzeniem dba pisarz przez całą tę historię. Odnalezienie się w wykreowanym środowisku to zadanie tak karkołomne, jak kuszące, zarówno dla bohaterów minipowieści, jak i samego czytelnika. Bo Kaźmierczak zadowalająco opanował umiejętność przechodzenia między scenami z obu światów. Już premierowy przeskok robi naprawdę duże wrażenie, a powstały dzięki temu efekt pierwszeństwa trwa do końca.

Z jednej strony, minipowieść przedstawia odizolowaną, kierującą się wewnętrznymi regułami, osobliwą i będącą w zagrożeniu społeczność, zamieszkującą wioskę na polanie pośrodku lasu, a z drugiej, śledzimy losy pewnej trzyosobowej rodziny, z tym że często nie wiadomo, kiedy jest się w jednym miejscu, a kiedy w drugim.

„[...] ich osada jest ostatnią kolebką pierwotnej zwierzęcej natury, a oni są jeszcze dalszym efektem ewolucji, choć bardzo oddalonym od tych bestii ludzi, żyjących za lasem, w wielkich miastach, z których przyjeżdżają do lasu, aby ich tępić [...]”

Nie ma sensu wspominać o konkretnych postaciach, gdyż ich imiona, kształty – wszystko to fluktuuje. Nie wiadomo do końca, kim są bohaterowie, jak się nazywają. Kim są Myśliwi, a kim Dzieci Lasu? [„Było to zwierzę, człowiek, czy może zdeformowane stworzenie zawieszone pomiędzy tymi ewolucyjnymi końcami?”]

O co tu właściwie chodzi? „[...] dlaczego świat jest zniszczony, dlaczego nie działa już tak jak dawniej?”


Przynajmniej w owych pytaniach nie jesteśmy odosobnieni, ponieważ książkowi bohaterowie ciągle zadają sobie podobne, bo nic tu nie trzyma się kupy, a wręcz przeciwnie – wszystko tylko rozpada się i kruszy.
Bohaterowie nie są zdolni do odkrycia najważniejszych prawd otaczającego ich świata, ponieważ nie posiadają odpowiednich do tego narzędzi, są ułomni, niegodni zrozumienia. Wiadomo jedynie, że doświadczają apokalipsy. Ponury, nieunikniony koniec ma być nowym początkiem, Ziemia oczyszcza się z tego, co ludzkie. A może to nie nowy start, tylko całkowite zniszczenie?

To jak połączenie „Wyspy doktora Moreau” Wellsa, „Błękitnych soczewek” D. du Maurier z wyobraźnią D. Lyncha i myślami Ligottiego, z tym że tu żadnego doktora nie ma, jest tylko Natura ze swoją odnogą w postaci ewolucji. Wszystkie je łączy jedno – gorzka, pejoratywna, niepozostawiająca złudzeń laurka co do zepsutej istoty człowieczeństwa, jego dotychczasowych występków. Trudno uchwycić tę prozę, tę wizję; jest bardzo niejednostajna, umyka nam, poruszając się osobliwym ruchem wahadłowym; nie ma mowy o wygodnym umoszczeniu się bądź zapuszczeniu korzeni - towarzyszy nam ta sama niepewność i niewiedza co naszym bohaterom – nie wiadomo, gdzie jesteśmy, zawieszeni, zdaje się, między dwoma światami.

Natomiast całość zawiera się w trzech obszarach: jest polana, las i miasto. Są też kopce w ziemi w ogromnej liczbie, z czego część rozkopana, z pustką wewnątrz. Na tym kontinuum poruszamy się wzdłuż i wszerz, do tyłu i do przodu. Może to celowo stworzona przez autora fasada, może tylko sen bądź zapowiedź przerażająco smutnego, rychłego końca, albo wszystkiego po trochu? A może to opowieść o zwykłej rodzinie jakich wiele na tym łez padole? To właśnie ta niewiedza i zagubienie bohaterów udziela się w pełni czytelnikowi.

Miało być nowe rozdanie, swoisty detoks życia na Ziemi, ale nie będzie żadną tajemnicą, jeśli powiem, że w procesie tym coś wyraźnie szwankuje, a efekty są mierne. Pytanie tylko, dlaczego? Jedno, co wiadomo na pewno i od samego początku, to to, że koniec z pewnością nastąpi, a wyjściem z sytuacji, symbolem nadziei pozostaje... śmierć.

„Świat się zawalił. Próbuje się odrodzić, lecz to, co powstaje wokół nas, jest tylko namiastką czegoś, co chce być normalne.”

Najlepsze i zarazem najgorsze, iż ów surrealizm ciągnie się przez całą książkę, nawet w zakończeniu. Kaźmierczak w swojej minipowieści już od początku zawiesił sobie wysoko poprzeczkę, stawiając przed sobą ambitne zadanie wykreowania takiej właśnie formy owego dzieła. Można nawet powiedzieć, że w swojej artystycznej tułaczce obrał jeden z trudniejszych górskich szlaków i trzeba przyznać, że dzielnie walczył podczas wspinaczki na szczyty satysfakcji, zarówno swojej, jak i czytelnika.

Mowa o bardzo młodym twórcy, dlatego nie może dziwić fakt, iż jego styl jeszcze w pełni nie rozkwitł, ale to przyjdzie z czasem, z kolejnym dziełem. To też styl raczej powłóczysty, nie chodzi tylko o wtrącenia czy opisowy charakter zdań, ale i o dobór długich wyrazów, w dodatku stojących licznie obok siebie - ważne, aby następnym razem brać przy pokonywaniu jednego zdania mniej wdechów, żeby autor szybciej przechodził do rzeczy. Te niedoskonałości widać zwłaszcza na początku książki, gdy na owe słowa nachodzą wszystkie zagadki i niejasności zawartych tu okoliczności, i to zapewne potęguje owe stylistyczne mankamenty. Bo styl tutaj jest różny, fluktuuje: raz wymagający lekkiego szlifu bądź nadania lekkości, a kiedy indziej płynny i pracujący na właściwych obrotach, głównie w dalszej fazie dzieła. W dialogach zaś występuje spora dawka nielogicznego bełkotu - jest go na tyle dużo, iż nie sposób przypuszczać, aby nie był celowy. Warto z osądami poczekać do końca, który akurat w tym aspekcie przynosi satysfakcjonującą odpowiedź.

Autor nie boi się też prezentować kontrowersji choćby w epatowaniu nagością czy scenach samego seksu, a właściwie brutalnego rozładowywania pierwotnych popędów. Tam też gromadzi się mocne, dosadne i wreszcie wulgarne słownictwo, które zbyt często raziło mnie swoim rynsztokowym charakterem, choć nie ulega wątpliwości, że seksualność symbolizuje tu drzemiące w nas, domagające się natychmiastowego zaspokojenia, pierwotne, zwierzęce instynkty. 

Natomiast wizyjność i sugestywność serwowanych scen stoi na bardzo wysokim poziomie. A specjalnością zakładu jest tutaj nie tylko łamanie chronologii, ale przede wszystkim liczne zmiany perspektyw narracji. To stąd bierze się m.in. stałe wodzenie czytelnika za nos, mamienie go przez autora.

Z kart strumieniami wylewa się pesymizm, kompletny brak otuchy. Kaźmierczak swoją książką snuje rozważania nad naturą i kondycją człowieka, zmuszając przy tym do refleksji nad przyszłością naszego gatunku oraz losów życia na Ziemi. Pozostawia też wiele pytań, ale głównie w warstwie detali, w sferze wykończeń. Czytając „Polowanie na kaczki”, być może dokopujemy się do ogólnych, gorzkich prawd, jednak mam wrażenie, że zbytnio grzęźniemy w enigmatycznym szczególe.

Autor „Polowania na kaczki” poświęca sporo uwagi nie tylko samym zwierzętom, ale też posthumanizmowi, który zajmuje się zagadnieniem płynnego, ewolucyjnego przejścia od obecnego kształtu człowieka do jego następnej formy, czyli tzw. postczłowieka. Ciekawe jest to, że (wedle założeń) to my będziemy sterować swoją ewolucją, która w dodatku nastąpi znacznie szybciej niż w rękach Natury.
Pytanie tylko, do jakich efektów doprowadzą owe zmiany. Jak daleko od dzisiejszego Kowalskiego upadnie zapowiadany następca?

Tak jak w realnym świecie filozofowie czy naukowcy, patrząc rzecz jasna do góry, zastanawiają się, co różni człowieka od myślącej maszyny, tak u Kaźmierczaka następuje porównanie w dół, tj. co różni nas od zwierząt; gdzie leży granica człowieczeństwa?

Autor, swoim „Polowaniem na kaczki”, zadaje kłam idei posthumanizmu; no może nie zamyka ostatecznie wrót nadziei, ale nie pozostawia też złudzeń. To bardziej mrzonka niż rzeczywiste remedium, przynajmniej nie w formie, jaka występuje w książce. Miał być postczłowiek, a co wyszło?

Podsumowanie. To wysoce spekulatywna, momentami niejasna, ale nieustannie intrygująca proza. Kaźmierczak, konsekwentnie kreśląc gęstą, przytłaczającą i pesymistyczną atmosferę niedomówień, doprowadza czytelnika do finału, w którym nie dość, że jest twist, to jeszcze z kilkoma warstwami. Bo jeśli autor mówi nam wreszcie coś wprost, to dopiero na samym końcu. O ile momentami książka może wydawać się zawiła, to już odczyt głównego przekazu nie powinien nastręczać nikomu trudności, bo chyba o to w pierwszej kolejności chodzi, a że część detali pozostanie tak samo mglista pod koniec, jak na początku – to już po prostu taki urok dzieła.  

To książka dla tych, którzy szukają w literaturze silnie stymulujących bodźców. Dzięki „Polowaniu na kaczki” odechce się Wam na długo seksu, a pojęcie „wypalonego człowieka” nabierze zupełnie nowego, przerażającego wydźwięku.
Stoimy nad otwartym, spopielonym grobem ludzkości, nad którym pierwotne instynkty tańczą z dosadnością i odrazą. Ceremonii przewodzi ewolucja. A wokół mgła i kruszenie się dawnych całości. Krzywo rosnące poroża niszczą dawny anatomiczny porządek, budzą wstręt, prowadząc nie wiadomo dokąd.

Bo, jak pisze Zuzanna Sokołowska w artykule Posthumanizm – nowa definicja lęku?, „to po prostu życie w każdej jego formie powinno stanowić sedno i refleksję wszelkich działań człowieka. Codzienność to niekończący się spektakl życia i śmierci, powstawania i ginięcia.”  I tak właśnie prezentuje się „Polowanie na kaczki”. Zwłaszcza w ogóle!

Ocena: 7/10

PS. Maciej Kaźmierczak to nie tylko autor tekstu, ale również twórca okładki oraz dużych czarno-białych ilustracji wewnątrz. Okładkowa grafika sprawia wrażenie, jakby zaraz miała buchnąć na nas ta zaklęta w czasie zawierucha, jakby zaraz paść miał strzał... do kaczki, oczywiście.

Chętnie ujrzałbym tę historię w postaci wizualnej, na ekranie, choć pewnie sporo środków poszłoby na efekty specjalne oraz scenografię. Ale byłoby warto.


Za możliwość przeczytania dziękuję Wydawnictwu Dom Horroru.

27 komentarzy:

  1. Oj recenzja bardzo ciekawa , ale ksiażka chyba abrdzo oryginalna :-)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Można ją tak określic, rzeczywiście. A za miłe słowo dziękuję ;)

      Usuń
  2. brzmi bardzo ciekawie pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
  3. Nie jest to mój styl literacki, ale wiele osób może po nią sięgnąć, bo każdy z nas ma własny gust literacki. ;)

    OdpowiedzUsuń
  4. hmmm chyba się skuszę:) zapisuje na moją listę "do przeczytania":)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Jeśli już zdecydujesz się na nią, jedno jest pewne - nie pozwoli Ci szybko o sobie zapomniec ;)

      Usuń
  5. Już pierwszy akapit mnie urzekł. Huśtawka - zabawa mojego dzieciństwa!

    OdpowiedzUsuń
  6. Wow, to się nazywa recenzja. Piszesz wyśmienicie i naprawdę nie można się oprzeć takiemu czytaniu, książkę przedstawiłeś nader ciekawie, szkoda tylko iż to nie moj typ literatury. Jakoś cieżko trawi mi się taki surrealizm, zaznaczę jednak gdzieś w pamięci - Może jednak kiedyś przyjdzie mi ochota, poszperam jeszcze na blogu, może znajdę coś dla mnie.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Wow, dzięki wielkie, że doceniłeś moją pracę, mimo iż sam gatunek nie należy do Twoich ulubionych! :)

      Usuń
  7. Oczywiście muszę to napisać - świetna recenzja! Książka wydaje się ciekawa. Nie jestem do końca pewna czy będę nią zachwycona, ale też nie sądzę, żebym miała się zawieść. A Ty napisałeś o niej na tyle intrygująco, że z przyjemnością podejmę ryzyko. KONKURS

    OdpowiedzUsuń
  8. Polowanie na kaczki to coś dla mnie. Nie mogę się doczekać, aż kupię tą książkę!

    OdpowiedzUsuń
  9. Na wstępie muszę powiedzieć, że uwielbiam Twoje recenzje!
    Co do książki, jestem jej bardzo ciekawa. Ostatnio czytałam jedną, utrzymaną w klimacie postapokaliptycznym i niestety, miałam do niej mnóstwo zastrzeżeń. Liczę, że z "Polowaniem na kaczki" będzie inaczej, bo przedstawiłeś tę pozycję w bardzo intrygujący sposób. :)
    KONKURS

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nigdzie nie było napisane, że trzeba gospodarzowi posłodzic, aby wziąc udział w konkursie! :p Komentarz mógł byc równie dobrze krytyczny wobec mojego tekstu, ale i tak dziękuję: i za ciepłe słowo, i za wzięcie udziału w zabawie, powodzenia!

      Usuń
  10. Czytałam debiutancką powieść Macieja, "Zwierzynę" i już wtedy mówiłam, że o tym chłopaku będzie jeszcze głośno ;) Taka literacka wyobraźnia i warsztat w tak młodym wieku... "Polowania na kaczki" jeszcze nie czytałam, ale widać, że autor się rozwija. Muszę koniecznie nadrobić!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. A, widzisz! Znajdujemy się w odwrotnej sytuacji, gdyż debiutancki zbiór opowiadań M. Kaźmierczaka wciąż przede mną :) Wnioskując z tego, co do tej pory zaobserwowałem, czuję, że "Polowanie na kaczki" przypadnie Ci do gustu :)
      Masz rację przede wszystkim co do wyobraźni autora, choc zastany tutaj styl jest naprawdę niezły. Pozdrawiam!

      Usuń
  11. Odpowiadam na pytanie z początku recenzji. Tak, pamiętam te czasy kiedy bujałem się na huśtawce. Nieco jak przez mgłę - jak teraz o tym myślę, więc może należałoby nadać życiu barw i znów się pobujać, ale pamiętam. Po pierwszych zdaniach recenzji odnoszę więc wrażenie, być może mylne, nie wiem - że to lektura dla wymagającego czytelnika. Którym mam nadzieję, jestem bo czytając kolejne wersy coraz mocniej czuję że powinienem sięgnąć po "Polowanie na kaczki".
    Z przyjemnością też porozmawiałbym na temat stwierdzenia iż "symbolem nadziei pozostaje ... śmierć", bo uważam je za bardzo prawdziwe. Ale też myślę, że polemika nad nim nie do końca jest w tym momencie wymagana. :)Myślę sobie natomiast, że reżyser chcący podjąć się ekranizacji tego konkretnego tytułu miałby nie lada trudność, by ukazać to wszystko o czym wspomniane zostało w powyższej recenzji. Z całą pewnością ja chętnie wybrałbym się do kina na taki film.
    Ps. O tym że chętnie zobaczyłbym to dzieło na ekranie napisałem zanim doczytałem recenzję do końca. :)
    Reasumując stwierdzę, że lubię książki mówiące o istocie człowieczeństwa i starające się wyznaczać kierunki ludzkiej egzystencji tutaj, na ziemi. Konkurs

    OdpowiedzUsuń
  12. Jestem ciekawa tego autora, szczególnie że wydaje się dosyć dojrzały i doświadczony jak na swój wiek. Ze swojej strony polecam "Idealną" :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Bardzo słuszne spostrzeżenie co do wieku i prezentowanych możliwości!

      Usuń
  13. Widzę, że dużo miałeś do powiedzenia na temat tej książki. Wygląda ciekawie.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Oj tak, ja zawsze mam dużo do powiedzenia nt. czytanych książek, czasem nawet za dużo! (biję się teraz w pierś) :P

      Usuń
  14. W pierwszej chwili odniosłam nieodparte wrażenie, że autor wzorował się choćby troszeczkę, maleńką ociupinkę na filmie "Osada". Tam też to co wydawało się istotą nie z tej ziemi, było jedynie bestią w ludzkiej skórze. Analizując kolejne zdania recenzji odnoszę wrażenie, że w ogromnym stopniu książka Pana Macieja jest opowieścią o tym, że ludzie są w stanie zatracić swoje człowieczeństwo na rzecz instynktów wyłącznie najniższego rzędu - tzw. popędów. Które w dłuższej perspektywie mogą przyczynić się do upadku norm, wartości i najpiękniejszych ludzkich odruchów. Sprowadzając tym samym wiele czynności do poziomu zwierzęcej chuci. Mylę się lub nie, ale takie odnoszę wrażenie. Przyznaję się też nie bez bicia, że postanowiłam poszperać jeszcze głębiej w recenzjach innych osób zajmujących się ich pisaniem i doszłam do wniosku, że to zdecydowania nie jest książka dla każdego oraz dla ludzi o słabych nerwach. Ale z drugiej strony może to i lepiej, choć z całego serca życzę autorowi sukcesu. Miałam już do czynienia z wcześniejszą książką Pana Macieja i gdybym miała okazję bez mrugnięcia okiem sięgnę po "Polowania na kaczki". Pochłonęłabym ją na pewno w kilka godzin, ale jak tak czytam i czytam o tym co tutaj napisano, to czuję że po lekturze nie otrząsnę się zbyt szybko. ;) KONKURS

    OdpowiedzUsuń