1 maja 2017

Nie widzę jak zmienia się świat / John Wyndham „Dzień tryfidów”

Tłumaczenie: Wacława Komarnicka




W tym postapokaliptycznym utworze science-fiction większość ludzi na Ziemi, w niewyjaśnionych do końca okolicznościach, traci wzrok. Tylko nielicznym udaje się uchronić przed kalectwem. Co więcej, od pewnego czasu zaczyna się hodować bardzo specyficzne rośliny, tytułowe tryfidy, które z początku miały zaspokajać potrzeby żywnościowe ludzkości, lecz w wyniku katastrofy, ich rola diametralnie się odmieni.





Jeśli ktoś zna choć odrobinę uniwersum „The Walking Dead” Kirkmana, to rozpoczynając lekturę „Dnia tryfidów”, przeżyje swoiste deja vu, a to z powodu okoliczności, w jakich poznajemy głównego bohatera. Sama zaś akcja rozpoczyna się w Londynie.

Autor odwołuje się do (rewelacyjnej) „Krainy ślepców” Wells’a, ale bardzo roztropnie bohater książki zwraca uwagę na tytuł słynnego opowiadania; otóż tam była ‘kraina’ – ludzie przystosowani do życia w ciemnościach, zaś Wyndham funduje nam istny chaos - jego ślepi skazani są na śmierć w nowym świecie.

Dla autora liczyły się grupy, społeczeństwo – historia pokazana z ich punktu widzenia. Wyndham oferuje nam trafną, lecz gorzką analizę z obszaru socjologii, historii, a nawet dotykającą antropologii. Wszystko to oczywiście nie przytłacza czytelnika, a jedynie zwraca uwagę na to, co istotne, daje do myślenia. Dlatego nie znajdziemy w książce bezustannej walki z potworami; krwi, przeglądu arsenału broni, ani niekończącej się brutalności.


Wyndham koncentruje się na ludziach w obliczu klęski, nazwane umownie „walki uliczne” (nie powiem, między kim) stanowią tylko dodatek, tło, zresztą tak samo jak tryfidy – to jedynie pretekst, żeby poruszyć kwestie wielkiego (i dowolnego) zagrożenia dla mieszkańców Ziemi. Mamy do czynienia z wiarygodną wizją upadku ludzkości. Zaskoczyło mnie to, że ludzie, od niedawna dopiero będący ułomnymi, decydowali się na tak radykalne kroki.

„Radykalna zmiana sytuacji wymaga radykalnej zmiany poglądów” – u Wyndhama ściera się kilka, jakże odrębnych, filozofii stanowiących remedium na zaistniałą katastrofę, z czego część z nich autor bez litości obnaży. Poszczególne poglądy Wyndham przyporządkował swoim bohaterom, przez co tylko zyskują na wyrazistości. Czy ludzie to stada owiec, a może bliżej im do maszyn? Pisarz wybiega daleko w przód ze swoją wizją „nowego” społeczeństwa, nie dając jednoznacznych odpowiedzi oraz poruszając w krótkim dziele cały szereg problemów.


Nawet pewną dozę melodramatu w książce da się wybaczyć, Wyndham wynagradza to innymi walorami. Jednak trzeba przyznać, że kuleje wgląd w psychikę bohaterów, ale to nic nowego u tego pisarza. Zresztą jest spory kontrast pomiędzy postaciami: te, które coś sobą reprezentują vs. te, które stanowią tylko tło.

Jednym z powodów, dla którego lubię Wyndhama jest to, że pisze treściwie. Nie zalicza się do grona tych, którzy „bawią się” w opisy na kilka stron, przez co jego książek z pewnością nie można nazwać „cegłami”, dlatego to dobra rzecz na jeden dzień; dzięki temu przystępniejsza od opasłych tomiszczy. A poza tym, ma facet głowę pełną pomysłów i trzeźwego spojrzenia na nasz gatunek. Chociaż z drugiej strony chciałoby się pogłębić tę historię, dodać pewnych szczegółów, poznać lepiej bohaterów i ich losy.

Jak na 65-latka, „Dzień tryfidów” prezentuje się nadzwyczaj młodo i rześko. Nadal ciekawy, wciąż aktualny, ponieważ to ludzi stawia się w centrum. WARTO poświęcić mu wieczór, a nawet dwa. Pomysłem i dynamiką może konkurować z dzisiejszymi młodzieniaszkami…..to jest, chciałem powiedzieć, literackimi nowościami, oczywiście! Klasyka.

Ocena: 7/10


Zdjęcie:  http://www.taniaksiazka.pl/dzien-tryfidow-wyndham-john-p-48524.html

2 komentarze:

  1. Czytałam to jakiś czas temu, recenzja czeka w kolejce u mnie na publikacje.
    To dobry kawałek literatury post-apokaliptycznej, ale szczerze mówiąc, nie dopatrywałam się w niej drugiego dna. To znaczy, trafiła do mnie przypadkiem, nie miałam pojęcia, jakie założenia miał autor, po prostu czytałam sobie. I z takiej perspektywy to po prostu bardzo przyjemne post-apo o stosunkowo schematycznej, ale ciekawej historii.

    OdpowiedzUsuń
  2. Dla Ciebie rozrywka, dla mnie rozrywka z drugim dnem :) Wyndham to był pomysłowy gość - nawet w nieco już archaicznej pod względem formy książce pt. "Kukułcze jaja z Midwich", serwuje czytelnikowi nietuzinkową koncepcję i wieloznaczność interpretacyjną. Cieszę się, ponieważ przede mną wciąż "Poczwarki", wobec których mam spore oczekiwania.

    OdpowiedzUsuń