28 maja 2017

Halo, jest tu ktoś?! / Andy Weir „Marsjanin”

*          

Trwa właśnie misja Ares 3. Sześcioosobowa załoga od niedawna przebywa na Marsie. Wskutek fatalnego zbiegu okoliczności zmuszeni są jak najszybciej opuścić planetę. Najmniej szczęścia…a raczej cały pech sprzysięga się przeciwko szóstemu z załogi – Markowi Watney’owi – który zostaje zupełnie sam na czwartej planecie od Słońca.

Bardzo nie lubię zwrotów typu „książkę pochłonęłam/pochłonąłem”, dlatego napiszę, że losy Marka Watney’a wciągają i każą nam czytać, aż pozna się ostateczne rozstrzygnięcie. Już dosłownie po kilkunastu stronach będziecie zachwyceni, zauroczeni i gotowi z miejsca dać 10 gwiazdek na lubimyczytać.pl. Nie przesadzam.

To nic, że dostaniemy serię mini wykładów: najpierw z biologii, potem z matmy, fizy, chemii, gegry. Dlatego…

Jeśli masz ścisły umysł, będzie to dodatkowy atut podczas czytania, zwiększający do maksimum satysfakcję. Jeśli zaś posiadasz ten drugi - humanistyczny (tak jak ja) – będziesz w niektórych momentach nieco wolniej przewracać kartki… albo czytać po dwa razy. Ale nie martw się, i tak będziesz zadowolony.

Wszystko, co najlepsze w tej książce to Mark Watney. Andy Weir spłodził dziecko idealne - co z tego że „marsjańskie” - nad którym wszyscy będą rozpływać się w zachwytach. I to wcale nie (TYLKO) dlatego, że cały świat, wraz z czytelnikiem, będzie dopingować „nowoczesnego rozbitka” w jego tułaczce, wiązać się z nim emocjonalnie, utożsamiać w misji przetrwania. Tak też będzie, jednak w głównej mierze to osobowość Whatney’a stanowi klucz. Facet bez skaz (to nie sarkazm), a jak już na coś ponarzeka albo obnaży pewną słabość, robi to w taki sposób, że jeszcze mocniej go wspierasz i chcesz, żeby taki gość naprawdę istniał – najlepiej w twojej okolicy. Wymarzony kumpel, mąż i zięć. Jak przyznaje sam Mark, nie będzie kłopotu z wyciągnięciem go na piwo (jeśli oczywiście wróci). 


**



„Marsjanin” to świetne sceny w siedzibie NASA oraz te w studiu TV - bo przecież akcja toczy się dwutorowo, na Ziemi i na Marsie - są krótkie, ale konkretne i robią niemałe wrażenie. Praktycznie każdy taki epizod trafia w punkt, podobnie zresztą jak dialogi.

Książka napisana z rozmachem, po amerykańsku. Andy Weir, ustami bohatera, przemyca sporo dobrego humoru. To nie tylko dramat sf.




Jest jedno ALE. Od początku nie daje mi spokoju jedno pytanie – fundamentalne dla całej tej historii. Na ile stan opisany w powieści jest zgodny z rzeczywistością? Mam tu na myśli specyfikę takiej organizacji jak NASA,  jej procedury, stosunki między przełożonymi a podwładnymi, czy wreszcie relacje między samymi astronautami. Np. dla mnie dialogi wydają się na wskroś autentyczne. Jeśli udało się autorowi rzetelnie zapoznać z tematyką, korzystając z odpowiednich źródeł oraz ludzkiej wiedzy, to mamy do czynienia z fantastyczną książką, bez żadnych wątpliwości. „Marsjanin” wtedy by i bawił i uczył. Jeśli natomiast zostało to mocno naciągnięte, a pisarz nie pochylił się wystarczająco nad realiami lotów kosmicznych –  wtedy można mówić tylko o dobrej rozrywce, po amerykańsku, czy wręcz  gotowym scenariuszu na hollywoodzką wielomilionową produkcję, która, jak wiemy, stała się faktem.

To samo może tyczyć się głównego bohatera. Na ile obraz Watney’a jest zbieżny z postacią profesjonalnego, autentycznego astronauty (pomijając już jego charakter)? Czy są oni rzeczywiście takimi wyidealizowanymi „nadludźmi”: z ogromną, interdyscyplinarną wiedzą, niepoddający się emocjom i działający logicznie w każdej sytuacji? Czy znów powstał trochę inny, ale wciąż „superbohater” skrojony na potrzeby publiczności XXI wieku: niedający się nie lubić facet, który wychodzi z najgorszych opresji. MacGyver do potęgi albo Robinson Cruzoe naszych czasów.


Zapewne wielu z was nie usatysfakcjonuje w pełni nieco przewidywalne zakończenie, to fakt, ale pamiętajmy też o tym, że wcześniej otrzymaliśmy naprawdę porządną dawkę rozrywki wraz z mnóstwem przemyconych to tu, to tam technicznych ciekawostek. A sam koniec książki, jeśli komuś podobała się do tej pory, nie jest w stanie zburzyć pozytywnego wrażenia, które debiut Weir’a wywiera.

„Marsjanin” to książka dla wszystkich chłopców, i tych dużych, i małych. Dla tych z kredytem hipotecznym na karku i dla tych, co idą na randkę z pierwszą miłością. I w końcu dla tych, którzy już nie pamiętają, kiedy ostatnio czytali coś prócz gazety. Dla marzycieli i niedowiarków. Nie jestem szowinistą – wychodzę tylko z założenia, że książka na pewno zadowoli jedną płeć; tę, która od dziecka marzy o takich podróżach, a za drugą po prostu nie odpowiadam : ) Na szczęśćie od każdej reguły jest wyjątek. Dlatego te „wyjątki” – czyli Panie – również zapraszam do lektury, choć zastrzegam, iż pełnej satysfakcji zagwarantować nie mogę.

This is America. Wielki świat niesamowitych technologii. Wielki „kosmiczny” dramat. Czy Watney to nowoczesny MacGyver albo Robinson Cruzoe XXI w.?Zdecydowanie tak! Jeśli odrywać się od Ziemi, to tylko dla takich historii…

Ocena: 8/10

Czy wiesz, że..... Andy Weir powróci jesienią z nową książką, pt. "Artemis"? Jeszcze nie wiadomo, kiedy powieść zagości w polskich księgarniach. Na razie podano, że w USA pojawi się w połowie listopada 

*  http://www.empik.com/marsjanin-weir-andy,p1100113577,ksiazka-p
** http://www.matras.pl/marsjanin,p,240054

9 komentarzy:

  1. No widzisz i tu się mylisz, że wszyscy chłopcy będą zachwyceni, bo moja lepsza połowa zachwycona powieścią (ani filmem) specjalnie nie była, mimo że fantastykę bardzo lubi. Mnie książka podobała się znacznie bardziej, mimo kilku niedociągnięć uważam, że to bardzo przyzwoita powieść sci-fi.

    OdpowiedzUsuń
  2. Film widziałam, książkę planuje, ale nie mam co do niej szczęścia ;P
    I to nie tylko dla chłopców! Choć ja raczej po prostu wolę nieco bardziej męską literaturę :D
    Mam nadzieję, że jak kiedyś po to w końcu sięgnę to będę się przy tym dobrze bawić.

    OdpowiedzUsuń
  3. W takim razie oboje stanowicie wyjątki, a bez nich życie byłoby szare i nudne :) Tak, jest jeden gorszy moment w książce - nie wiem, czy to samo miałaś na myśli - a mianowicie zbyt przewidywalne zakończenie. Ale za to wcześniej otrzymujemy porządną dawkę wrażeń oraz technicznych ciekawostek i sama końcówka nie jest w stanie zburzyć ogólnego pozytywnego efektu.
    Co do filmu, być może na ogółnym wrażeniu zaważył fakt obsadzenia w roli głównej Matta Damona. Spotkałem się z podzielonymi opiniami nt. tego aktora. Osobiście lubię go i cenię, choćby za wsześniejszą Trylogię Bourne'a oraz "Infiltrację".

    OdpowiedzUsuń
  4. Teraz odpowiedź dla Katriny :) Oczywiście, że nie tylko dla panów, to był lekki żart z mojej strony! Jeśli ksiązka wciągnie Cię na etapie pierwszych ... 30-40str. - tak było u mnie- potem ciężko będzie Ci się oderwać i mam nadzieję, że nie pożałujesz spędzonego z nią czasu :)

    OdpowiedzUsuń
  5. Film oglądałam, ale książka wciąż czeka na spotkanie, choć podobno lepsza od ekranizacji, która już mi się podobała. :)
    Bookendorfina

    OdpowiedzUsuń
  6. A już chciałam krzyczeć, że nic o paniach nie ma - dobrze, że jednak jest ;D
    W dzieciństwie jakoś nigdy nie marzyłam o kosmosie, ale zawsze wyobrażałam sobie podróże do światów alternatywnych. ;) Natomiast na temat "Marsjanina" słyszałam już wcześniej wiele dobrego, teraz jeszcze Ty dołożyłeś swoją opinię, tak więc cóż, nie pozostaje mi nic innego jak sięgnąć po tę książkę w końcu. ;)

    OdpowiedzUsuń
  7. Izabela - Na pewno książka jest lepsza. choćby ze względu na wiekszą ilość zawartych w niej wątków :) Myślę, że zrobienie sobie przerwy między jedną, a drugą wersją dobrze Ci zrobi, inaczej byłabyś uprzedzona o wszystkich szczegółach fabuły i przez to miała gorszy odbiór dzieła Weira.

    OdpowiedzUsuń
  8. Ytr0001 - dokładnie z takigo założenia wychodziłem pisząć tekst: dziewczyny z reguły nie marzą za młodu o kosmosie w przeciwieństwie do nas :) Zbliżają się wakacje, a "Marsjanin" to mocny kandydat w roli dostarczyciela rozrywki :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Trafiłeś w sedno z tymi wakacjami - jestem właśnie w trakcie robienia listy książek do zabrania nad morze latem. ;)
      Zaś co do płci.. Cóż, mi psychicznie jest bliżej do przedstawicieli Twojej płci niż mojej biologicznej, dlatego nie dziwiłoby, gdybym w dzieciństwie i ja marzyła o kosmosie. ;)

      Usuń